Rozdział trzydziesty trzeci

1.6K 68 2
                                    

Lucija

Minęły kolejne dni, a ja stopniowo przyzwyczajałam się do nowego życia. Do tego, że budziłam się sama, że gdy schodziłam do kuchni nie spotykałam tam Liama. Nie czułam już jego perfum oraz nie byłam w jego domu. Już nigdy w nim nie miałam być... Musiałam nauczyć się aby oddzielić grubą kreską przeszłość, która nie mogła mieszać się z tym co teraz. Po za tym była jeszcze moja siostra, która w magiczny sposób ożyła i to ile komplikacji informacja o jej życiu ze sobą niosła. Tego było już za dużo. Załamałabym się gdyby nie pomoc mojej rodziny – wspierali mnie na każdym kroku – i leków, które w tajemnicy przed moim bratem przepisał mi doktor.

Od dnia, w którym dowiedziałam się, że moja ukochana siostrzyczka jednak żyła a na cmentarzu nie spoczywało jej ciało minęło trochę czasu. Myślałam, że wszystko zaczynało się układać, że decyzja, którą podjęłam była słuszna ale teraz wydawała się być nieodpowiednia. To o czym myślałam w momencie kiedy ją podejmowałam w tym momencie było tak bardzo odległe. 

Przejechałam ręką po płaskim brzuchu nie mogąc stwierdzić czy to mnie cieszyło czy wręcz odwrotnie. Chciałam zapomnieć o Liamie, ale z drugiej strony perspektywa bycia matką była przecież czymś czego tak bardzo pragnęłam. Dlaczego więc nie potrafiłam się cieszyć?

Narzuciłam na siebie cienki kardigan i wyszłam z pokoju. Było już prawie południe a ja dopiero wyłoniłam się z sypialni. Nie miałam ochoty jeść ze wszystkimi śniadania chociaż burczało mi w brzuchu. Teraz nie przeszkadzało mi siedzenie samej do późna w sypialni. 

Ruszyłam w kierunku kuchni, ale coś wręcz kazało mi zatrzymać się koło pokoju o jasnych pastelowych ścianach.

Otworzyłam cicho drzwi i weszłam w głąb pokoiku podchodząc do kołyski i obserwując jak moja bratanica śpi spokojnie. Wyglądała jak mały aniołek tak bardzo niepasujący do tego życia. Chociaż może właśnie dlatego wydawała się taka niewinna. Może miała sprowadzić mojego brata na dobrą drogę, chociaż nie byłam pewna czy jego miłość do niej byłaby w stanie to zrobić. Powoli przesunęłam palcami po jej drobnej rączce czując jak łzy zaczęły zbierać się w kącikach moich oczu.

Obróciłam się napięcie kiedy usłyszałam hałasy dochodzące z parteru. Spojrzałam na Klarę upewniając się, że nic jej nie groziło, chociaż w tym domu... w tej rodzinie nic nie było pewne. Przetarłam policzki i wyszłam z pokoju zamykając po cichu jej drzwi. 

Przystanęłam na schodach gdy dobiegły do mnie odgłosy kłótni i krzyków na podjeździe. Oblały mnie zimne poty gdy przypomniałam sobie jak tamten koleś przystawiał mi broń do głowy. Wtargnął na posesję wybijając ludzi moje brata. Otuliłam się bardziej i zrobiłam krok do tyłu. Chciałam zamknąć się w swojej sypialni i schować tak aby nikt mnie nie znalazł.

– Wiesz co się dzieje? – Ksenia pojawiła się jakby znikąd na dole. 

Widziałam, że tak samo jak ja była zaniepokojona. Pokiwałam przecząco głową. Przez chwilę wpatrywała się we mnie. Jej twarz posmutniała gdy zobaczyła moją, ale nawet tego nie skomentowała. W końcu ruszyła do drzwi i otwierając je powoli stanęła w progu. Chciałam krzyknąć, żeby tego nie robiła ale było już za późno.

– O kurwa! – Oparła się o futrynę wpatrując się w podjazd. Zbiegłam ze schodów gdy Ksenia zaczęła przeskakiwać wzrokiem z tego co działo się na zewnątrz to na mnie. Gdy otworzyła drzwi krzyki były głośniejsze, a głosy o wiele wyraźniejsze, mimo to nie potrafiłam ich rozpoznać. Strach jakby mnie opuścił a nogi same kazały mi przejść przez drzwi. – Chyba nie... – Przecisnęłam się koło niej, wychyliłam się zza drzwi i zamarłam. Wszystko momentalnie wróciło.

Jedna Decyzja - Kovachievich #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz