11.

7.2K 242 22
                                    

- Malutka już śpi.

- Tak szybko? - spytał zdziwiony Ezekiel, zdejmując kurtkę oraz buty. Przyglądałam mu się, opierając barkiem o ścianę. Miał ciemne wory pod oczami, potargane włosy, w które pewnie nie raz dzisiaj wsadził dłonie oraz zgarbioną sylwetkę. Ewidentnie nie miał dzisiaj łatwego dnia.

- Bawiłyśmy się w chowanego, następnie byłyśmy na spacerze i placu zabaw, by na końcu układać puzzle, przy których padła jak zabita - uśmiechnęłam się delikatnie. Mężczyzna odwzajemnił gest, ale w jego oczach nie zauważyłam ani cienia wesołych iskier, które zawsze tam były. - Przygotowałam na dzisiaj zupę. Odgrzać ci?

- Poproszę - ramię w ramię ruszyliśmy do kuchni, gdzie on umył dłonie i zasiadł za stołem, a ja zapaliłam gaz i przygotowałam miskę wraz z łyżką.

- Trudny dzień? - spytałam, nie mogąc się powstrzymać.

- Nawet nie wiesz jak bardzo - westchnął ciężko, mierzwiąc włosy. - Ale nie chcę o tym rozmawiać. Mam taką zasadę, że nie przynoszę pracy do domu.

- Bardzo mądrze - nalałam zupy i ostrożnie położyłam na stole, by czasami jej nie wylać.

- Potowarzyszysz mi? - oderwałam wzrok od zegarka i zmarszczyłam brwi. Nierzadko po pracy zostawałam dłużej, by spędzić czas z Ezekielem. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się... Byliśmy jak dwójka przyjaciół. I, broń Boże, nie przeszkadzało mi to, ale obawiałam się trochę o to, że nasza relacja wyjdzie poza strefy pracownica-szef, a to nikomu na dobre by nie wyszło.

- Pięć minut - powiedziałam w końcu, po chwilowej walce samej ze sobą. Usiadłam naprzeciwko niego, kładąc telefon obok siebie w razie, gdyby zadzwonił Edward. Jakąś godzinę temu z nim rozmawiałam, odrabiał lekcję, więc nie martwiłam się zanadto. Miał jedenaście lat, powinnam dawać mu więcej swobody, by mógł pokazać, że jest odpowiedzialny, ale często nie chciałam z powodu obaw.

- Długo zajmujesz się Edwardem?

- Od piętnastego roku życia - przyznałam, bawiąc się nerwowo bransoletką. Temat rodziców zawsze mnie lekko irytował. Miałam dość współczujących spojrzeń, to był też jeden z powodów dlaczego przeniosłam się do Londynu. - Ale odkąd skończyłam dwadzieścia lat, jesteśmy tylko we dwoje.

- Twoi rodzice nie żyją, prawda? Wspominałaś coś podczas rozmowy z Elisabeth.

- Prawda - nie dodałam nic więcej. Byłam niemal pewna, że mężczyzna już i tak wszystko wiedział. Rozmwiałam z Delilah i choć czułam, że mogłam jej zaufać w niektórych kwestiach, podstawowe informacje z pewnością podawała Ezekielowi. W tym także to, co stało się z moimi rodzicami.

- Przepraszam, nie chciałem być wścibski - naprawdę wyglądał na skruszonego, przez co nerwy lekko opadły.

- Nie jesteś, ale niektóre sprawy lepiej zostawić w przeszłości, nie uważasz? - nie odpowiedział, co uznałam za zgodę. Zerknęłam na zegarek i po zauważeniu, że zbliża się już osiemnasta, podniosłam się. - Będę się już zbierać. Edward z pewnością na mnie czeka.

- Tak, oczywiście - brunet również się uniósł i ruszył wraz ze mną na korytarz. Gdy zakładałam buty, rozegrał się telefon. Zerknęłam na Ezekiela, ale on pokręcił głową. Sięgnęłam więc do swojej kieszeni i wyciągnęłam urządzenie na wierzch. Nie patrząc nawet na to, kto dzwonił, odebrałam.

- Panna Abigail Indigo? - odezwał się męski, szorstki głos. Zbyt poważny oraz profesjonalny, co mnie zmartwiło. Wyprostowałam się, zaprzestając nakładania drugiego buta.

- Tak. Z kim mam przyjemność?

- Metropolitalna Służba Policyjna, funkcjonariusz Steven Jobs - otworzyłam szeroko oczy, a oddech zamarł w gardle. Gdy ostatnim razem miałam styczność z policją, przekazywali informacje na temat śmierci taty.

- Czy... Czy coś się stało z Edwardem? - wychrypiałam, czując jak pod nogami rozsuwała się ziemia. Ezekiel chwycił mnie w ramiona i posadził na szafce.

- Pan Edward Indigo został aresztowany pod zarzutem napadu z bronią w sklepie spożywczym - napad z bronią? Edward? Co tu się odkurwia? Miałam tak straszny mętlik w głowie, że nie wiedziałam co było białe, a co czarne. - Musi Pani przyjechać na komendę. Wtedy wszystko Pani dokładnie wytłumaczymy. Zna Pani adres?

- Tak - odchrząknęłam. - Za chwilę będę - osoba po drugiej stronie nie czekała na nic więcej, tylko się rozłączyła. Patrzyłam tak w pustkę, ignorując słowa wypowiadane przez bruneta. W końcu jednak wzięłam się w garść. Zeskoczyłam z szafeczki, założyłam lewego buta i kurtkę, nie przejmując się nawet jej zapinaniem.

- Abi, co się dzieje? Coś z Edwardem? - mocny uścisk na ramieniu oraz zmartwiony głos wybił mnie z bańki, w której się zamknęłam. W oczach zebrały się łzy, ale zgarnęłam resztki sił, by nie pozwolić im wypłynąć.

- Został zatrzymany. Funkcjonariusz mówił coś o jakimś napadzie z bronią... Ale Edward nie mógł tego zrobić. Przecież go znasz, to dobry dzieciak - popatrzyłam w zielone oczy, szukając w nich potwierdzenia na to, co mówiłam.

- To na pewno jakieś nieporozumienie i szybko się wyjaśni. Jechać z tobą?

- Nie masz z kim zostawić Elisabeth. Dam ci znać jak będę tylko coś więcej wiedzieć.

- Dobrze. Zadzwoń do swojego adwokata.

- Tak zrobię. Dobranoc - mężczyzna albo nie odpowiedział, albo ja go nie słyszałam. Jak w amoku wybiegłam na zewnątrz i wsiadłam za kierownicę. Ostatkami zdrowego rozsądku zapięłam pasy i szybko wyjechałam na ulicę. W głowie miałam już tylko jedną myśl.

Błagam, niech to wszystko okaże się być tylko złym snem.

###
Czy to już niedziela? Nie? Oops 🙊
Miłego dnia! ❤️

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz