Rozdział 7

81 5 30
                                    

11 kwietnia 1912 rok

Obudziło mnie pukanie do drzwi, poderwałem się z łóżka i podszedłem do drzwi po czym je otworzyłem.

- Obudziłam cię? - Megan przyjrzała mi się próbując nie wybuchnąć smiechem.

- Można powiedzieć, że tak - zaśmiałem się i podrapałem się po karku.

Dziewczyna przyglądała mi się z rozbawieniem i wcale jej się nie dziwiłem. Moje włosy były rozczochrane na wszystkie strony, garnitur był pognieciony, a krawat rozwiązany był tylko przewieszony przez moją szyję. A wszystko dlatego, że wczoraj odłożyłem papiery około północy, a jeszcze dużo czasu upłynęło zanim zasnąłem.

- Wiesz chociaż która jest godzina? - spytała z uśmiechem.

- Nie, dlatego, czy mogłabyś mnie doinformować? - zaśmiałem się.

- Właśnie zastanawiałam się dlaczego rano nie było cię na śniadaniu, już zaczynałam się martwić - spojrzała na mnie z przejęciem.

- Jak to śniadanie, to już tak późno jest? - wytrzeszczyłem oczy.

- Jest równo dwunasta - odparła ze spokojem.

- Że która?! - przerażony wciągnąłem ją do swojej kabiny zamykając drzwi.

- Co się stało? - Megan stanęła na środku pomieszczenia rozglądając się.

- O dwunastej trzydzieści planowane jest dobicie do portu w Queenstown, a ja miałem być obecny na mostku - szybko zdjąłem marynarkę i krawat po czym zacząłem rozpinać koszulę. - Pójdę się przebrać - wyciągnąłem z szafy czysty garnitur i ruszyłem do łazienki.

Wziąłem szybką kąpiel, ubrałem garnitur i ułożyłem włosy. Wyleciałem z łazienki i zgarnąłem notes, w którym notowałem uwagi dotyczące budowy Titanica. Megan z zaciekawieniem przyglądała się planom statku.

- Chcesz iść ze mną? - podszedłem do niej łapiąc jej dłoń.

- Jeśli mogę to z wielką chęcią - uśmiechnęła się.

Skinąłem głową i wyszedłem z nią szybko z kabiny. Po krótkiej chwili przejściem dla załogi dotarliśmy na mostek kapitański.

~

O godzinie czternastej odbiliśmy z Queenstown i wzięliśmy kurs na Nowy Jork. Szedłem z Megan promenadą rozglądając się dookoła.

- Zaraz pójdziemy na obiad, najwyższa pora - spojrzałem na nią, pogłaskałem ją delikatnie po dłoni.

-Ta - dziewczyna opuściła głowę wzdychając.

- Coś nie tak? - spytałem zatroskany i objąłem ją ramieniem w talii.

- Nie, wszytko dobrze tylko, że ludzie tak trochę dziwnie na nas patrzą - powiedziała cicho.

- I będą patrzeć, ale nie przejmuj się - pocałowałem ją w policzek gdy wchodziliśmy na Wielkie Schody.

- No dobrze - westchnęła i po chwili na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.

Gdy zbliżyliśmy się do jadalni pierwszej klasy pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to stojący przy drzwiach Ismay, prezes White Star Line.

- Thomas! - Bruce Ismay również mnie dostrzegł i szybko do nas podszedł.

Podszedł do nas i zaniepkojony patrzył raz na mnie, raz na Megan i na moją rękę owinięta dookoła jej talii.

- Cóż... widzę, że znalazłeś...

- Piękną partnerkę - na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Podróży? - zapytał zaniepokojony Ismay.

- I życia - uśmiech na mojej twarzy się powiększył, a mężczyzna jakby pobladł.

- Czyli, że to jest twoja, jakby to ująć? Panienka do zabawy? - Ismay uśmiechnął się wstrętnie, a Megan ściągnęła brwi.

- Nie Bruce, ona jest moją ukochaną kobietą i prosiłbym, abyś jej nie obrażał - warknąłem uśmiechając się krzywo i zaciskając pięść.

- Och, rozumiem - prezes Białej Gwiazdy skinął głową i zaproponował nam wspólny obiad, na który się zgodziłem.

Megan znów lekko się uśmiechnęła i szła, jak prawdziwa dama gdy wchodziliśmy do jadalni. Zajęliśmy miejsce przy stole wraz z Molly Brown, kapitanem Smithem i Astorami. Podczas gdy jedliśmy kawior, bułeczki, soczystą jagnięcinę i sałatki Bruce przechwalał się Titanicem, a także komplementował mnie, wiele razy. Uśmiechałem się i każdy komplement przyjmowałem skromnie, co jakiś czas odzywając się. Gdy kapitan Smith i Ismay odeszli wstałem i wziąłem Megan za rękę.

- My już będziemy się zbierać, dziękuję za wspólny obiad - uśmiechnąłem się do Molly i Astorów po czym wraz z Megan wyszedłem z jadalni.

Gdy wracaliśmy do swoich kabin Megan nie chciała puścić mojej dłoni, co jakiś czas zerkała na mnie z lekkim uśmiechem.

-To był cudowny obiad, tylko Ismay mnie zdenerwował - odezwała się w końcu, gdy znaleźliśmy się przed naszymi kabinami.

- Bez ciebie nie byłby taki wspaniały. A, co do Ismaya to nim się nie przejmuj, on już taki jest, wtyka nos w nie swoje sprawy - pogłaskałem ją po dłoni, a po chwili owinąłem ręce dookoła jej talii.

Dziewczyna objęła mnie wokół szyji, wtedy pochyliłem się lekko, a ona wyciągnęła się na palcach, aby mnie pocałować. Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. W tym momencie czułem się, jakby czas się zatrzymał, my bylibyśmy sami i nikogo nie było dookoła. Trwaliśmy jeszcze dłuższą chwilę w pocałunku dopóki Megan nie oderwała się ode mnie. Uśmiechałem na patrząc jej w oczy, a ona pogłaskała mnie po policzku.

- Może masz ochotę na mały spacer po promenadzie? - zaproponowałem.

- Z wielką chęcią panie Andrews - uśmiechnęła się i teraz to ona wzięła mnie za rękę.

Nasze palce splotły się ze sobą automatycznie i ruszyliśmy korytarzem ku promenadzie, nad którą jaśniało piękne popołudniowe niebo.

Pamiętny Rejs || TitanicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz