Rozdział 24

2.2K 129 20
                                    


Stał po środku jej niewielkiego salonu, czując się jak ostatni idiota. W jednej ręce trzymał przesadnie wielki bukiet białych frezji, w drugiej butelkę absurdalnie drogiego, francuskiego wina. A przed nim, na kanapie, siedzieli państwo Granger, uważnie mu się przyglądając. Miał ochotę obrócić się na pięcie i wbiec z powrotem do kominka. Co go, do jasnej cholery, podkusiło, żeby się w ogóle nie zapowiedzieć? I jeszcze skorzystać z Sieci Fiuu! Przecież mógł jak człowiek wsiąść w samochód, albo się teleportować, i najnormalniej w świecie zapukać do drzwi. Nie musiałby teraz stać tutaj, jak kretyn, i świecić oczami. 

- Pan to zapewne Draco Malfoy, dobrze słyszałem? - mężczyzna podniósł się z kanapy, poprawiając na nosie okulary w grubej oprawce. - Henry Granger, ojciec Hermiony. - wyciągnął do niego dłoń. Blondyn wsadził sobie wino pod pachę, by ją uścisnąć, jednocześnie zastanawiając się, jak bardzo mokra jest od potu. - A to moja żona, Jean. - wskazał na elegancką kobietę.

- Dobry wieczór. - wymamrotał. - Ja chyba nie w porę. - zmieszał się, będąc pewien, że uszy mu poczerwieniały. W duszy poprzysiągł sobie nigdy już nie nabijać się z Rona, któremu małżowiny płonęły szkarłatem przy najdrobniejszej okazji. 

- Ależ skąd. - machnęła ręką Jean. - Powoli przymierzaliśmy się do kolacji, może zje pan z nami? - uśmiechnęła się ciepło. Wyglądała niemal identycznie jak Hermiona, tylko starsza i z prostymi włosami. Burzę loków odziedziczyła więc po ojcu, ale jego włosy były krótkie, i tylko delikatnie się kręciły. No i może uśmiech miała po nim, dotarło do niego.

- Mamo, jestem pewna, że Draco jest zajęty. - wymamrotała dziewczyna, równie zakłopotana tą sytuacją, co on sam. 

- Nonsens, przecież właśnie przyszedł tutaj zaprosić Cię na kolację. - zaprzeczył jej ojciec. 

Malfoy miał ochotę zapaść się pod ziemię. Dobre wychowanie zabraniało mu jednak ucieczki, gdy został zaproszony do stołu. Matka zmyłaby mu głowę, gdyby się dowiedziała, że odmówił. Ostatnią deskę ratunku upatrywał więc w winie. 

- To ja może włożę to do lodówki. - burknął niezrozumiale, potrząsając butelką, i popędził do niewielkiej kuchni. 

Wpadła zaraz za nim, szczelnie zamykając drzwi. 

- Co Ty tu robisz?! - wyszeptała piskliwie, cała spanikowana.

- Chciałem zaprosić Cię na randkę! Skąd mogłem wiedzieć, że Twoi rodzice tutaj będą?! - odparł cicho, próbując upchać wino do lodówki. - Od kiedy gotujesz? - zdziwił się, widząc stos garnków wewnątrz. 

- Nie gotuję, mama to przyniosła. Nie zmieniaj tematu! - syknęła. - Jaka randka?! 

- Normalna! - szepnął, nadal wojując z garnkami i butelką. - Ty, ja, kolacja, wino, śniadanie. - warknął. 

- Wymień śniadanie na moich rodziców. - zakpiła. 

- Wolałbym nie. - posłał jej dwuznaczny uśmiech, co sprawiło, że pomimo najszczerszych starań, na jej policzki wypłynęły rumieńce. 

- Jak to rozegramy? - zapytała, rozglądając się w poszukiwaniu wazonu na kwiaty. 

- Posiedzę trochę i zmyję się przy najbliższej okazji, dobra? - szepnął zadowolony, bo w końcu udało mu się domknąć lodówkę. 

- Na to nie licz. - skrzywiła się. - Trochę o Tobie słyszeli, nastaw się na przesłuchanie. 

- No proszę. - wyszczerzył się, opierając się nonszalancko ręką o blat. - A co takiego o mnie słyszeli? 

Neutralność - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz