Rozdział 27

2.2K 123 18
                                    

Siedział jak na rogogonie węgierskim, wiercąc się co chwilę. Nie wiedział kompletnie, co ma zrobić z rękoma. Położył je na stole, tylko po to, by po chwili opuścić na uda. Następnie zwiesił je po bokach, ale odniósł wrażenie, że wygląda, jak jakaś małpa, więc ponownie położył je na stole. Gdzie on do tej pory kładł te ręce, i dlaczego do cholery nagle mu tak przeszkadzały? Czuł się, jak nastolatek, przed pierwszą randką. Tak, nawet on się wtedy stresował. 

Uciekł wspomnieniami do czasów Hogwartu i uśmiechnął się do nich w myślach. Był wtedy niemalże księciem. Każda dziewczyna za nim szalała, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę i wprawnie wykorzystywał. Nawet gryfonki wodziły za nim wzrokiem, choć próbowały to niezgrabnie ukryć. Tylko jedna wyłamywała się ze schematu. 

W sumie nie mógł się jej dziwić. Chyba dla nikogo nie był większym dupkiem, niż dla niej. A teraz, po niemal dziesięciu latach od skończenia szkoły, czekał na nią, z dłoniami spoconymi, jak przedszkolak przed recytacją wierszyka. 

Bezwiednie potarł je o uda i rzucił okiem na zegar wiszący na ścianie. Za dziesięć minut dowie się, czy w ogóle przyjdzie. Powiedziała, że tak, ale to była Granger... Nikt nie nadążał za jej procesami myślowymi. Co, jeśli doszła do wniosku, że jednak randka z nim, to zły pomysł? Co, jeśli uznała, że mają za sobą za dużo, niezbyt kolorowej swoją drogą, przeszłości?

Zmełł w ustach przekleństwo, próbując odwrócić swoje myśli na inne tory. Nie chciał używać oklumencji. Doskonale zdawał sobie sprawę, że może wtedy zbudować między nimi niepotrzebny dystans. Jego mimika w trakcie, gdy okludował, nie wyrażała kompletnie nic. Kiedyś przyjrzał się sobie w lustrze i stanowczo stwierdził, że wygląda wtedy jak psychopata. Bezemocjonalna maszyna. To zdecydowanie nie był obraz, który chciał pokazać na pierwszej randce. O ile w ogóle przyjdzie...

Nie miał pojęcia, dlaczego zjawił się tutaj tak wcześnie. Już od pół godziny siedział w miejscu, walcząc z myślami. Nie chciał się spóźnić i trochę źle wycyrklował czas przybycia. Miał wrażenie, że jeszcze chwilę, a głowa mu eksploduje. Chcąc skupić się na czymś innym, niż ponure myśli, zaczął liczyć klepki w parkiecie. 

Nie bardzo mu szło, doszedł do sześćdziesięciu siedmiu, gdy się zgubił. Coś kazało mu podnieść wzrok. I wtedy ją zobaczył. Właśnie weszła do restauracji, a jego serce zgubiło rytm. Chyba nigdy nie wydawała mu się piękniejsza, niż w tej chwili. Rozmawiała z młodym kelnerem, który pomimo usilnych starań, niemal ślinił się na jej widok. Poprowadził ją do stolika i Draco zauważył ten błysk zazdrości w jego oczach. Cóż, w końcu on też prezentował się nienagannie. 

- Przyszłaś. - uśmiechnął się czarująco. 

- Pansy mnie przekonała, powiedziała "nawet jak nie chcesz z nim być, to idź chociaż spróbuj jakie niesamowite dają tam jedzenie" - zakpiła. Od razu widział, że żartowała. Z jej oczu można było wyczytać dosłownie wszystko. Poza tym znał swoją przyjaciółkę, wiedział, że absolutnie takie słowa nie padłyby z jej ust. Doceniała dobre jedzenie, ale w jej hierarchii znacznie wyżej stały średnio krwiste steki, podlane odpowiednią ilością ognistej. I do tego cygaro zamiast deseru. Najlepiej Kubańskie.

- Przypomnij mi jutro, żebym dorzucił do jej prezentu martwego błotoryja. - na jego usta wypłyną leniwy, drwiący uśmiech, ale po chwili zniknął. - Pięknie wyglądasz. - powiedział już poważniej.

Lekko się zaczerwieniła.

- To tak w nawiązaniu do błotoryja? - uniosła jedną brew, ale nie wytrzymała i uśmiechnęła się szeroko. 

- Tak, zdecydowanie. - parsknął. 

Po chwili pojawił się przy nich kelner, oferując jedno z dwóch menu tego wieczoru. Szczegółowo opisał każde danie, a Hermiona lekko zdziwiła się ich ilością. W każdym miało być bowiem ich aż dziesięć. Wybrali to menu, które bardziej im odpowiadało, z przewagą ryb i owoców morza. Dodatkowo kelner zaproponował im wina, specjalnie dobrane pod każde danie. Zgodzili się, choć kompletnie nie wiedzieli jakie będą. Draco naprawdę musiał ufać tutejszemu szefowi kuchni. Ona i tak zgodziłaby się w ciemno, zupełnie nie znała się na winach. 

Neutralność - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz