SIX

142 18 0
                                    

— Jungwon, nie możesz ot tak iść tam... Proszę Cię, przemyśl to... — jęczał Sunoo, stojąc zaraz obok chłopaka, który właśnie zbierał się do wyjścia ubierając buty. — Wiesz, że znowu Cię zrani. No Chryste Panie czego ty nie rozumiesz! — krzyknął zmarnowany starszy i odwrócił do siebie Yanga, mocno ciągnąc go za nadgarstek. 

— Sunoo... Jeśli coś się stanie to będę mógł znowu do was przyjść? — zapytał młodszy ze słabym uśmiechem na twarzy i ze łzami zbierającymi się w oczach. Uścisk Kima z każdą chwilą coraz bardziej się zacieśniał, co powodowało ból, ale przecież nie mógł się tak nagle rozpłakać.

Po chwili patrzenia na starszego przekonującym wzrokiem, ten westchnął i puścił Jungwona. Sam zacisnął powieki, żeby jego łzy się nie pokazały i przytulił drugiego z całej siły. Tak, jakby mieli ostatni raz się zobaczyć. Ale to nie pierwszy ani nie ostatni raz kiedy Yang zawita u niego w ramionach zanosząc się płaczem. 

— Dobrze, idź już... I pamiętaj, że nasze drzwi zawsze zostaną dla Ciebie otwarte. Jeżeli coś się stanie, to zadzwoń, przyjedziemy. — odsunął się i spojrzał na młodszego z lekkim, wymuszonym uśmiechem. 

Jungwon odwrócił się, wcześniej machając przyjacielowi na pożegnanie i trzęsąc się jak galareta, udał się w stronę domu. Był gotowy na wszystko, przecież mógł spodziewać się naprawdę nie wiadomo jak okropnego widoku. Pomimo tego, starał się nie myśleć za dużo o tym. Chciał w razie potrzeby jak najlepiej wesprzeć Jaya. 

promises ➭ jaywonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz