POV: ELICE
Głośne westchnięcie opuściło moje wargi, patrząc na syna który się bawi w kącie pomieszczenia. Na jego dziecięcej twarzy malował się szeroki uśmiech, a jego wargi opuszczały dla mnie niezrozumiałe słowa.
— Pani Varn? — Z mojego monologu wyrwał mnie cichy, oraz niepewny głos Valentiny. Kobieta stała w progu drzwi, niepewnie zerkając w stronę Ryana.
— Pani Cameron się zjawiła. — Przytaknęłam krótko głową, kiwając głową w stronę chłopca. Szatynka zrozumiała przekaz. Bardzo spokojnym głosem wyjaśniła, że mama ma spotkanie i musi wyjść.
Brunet posmutniał, ale gdy kobieta sprostowała, że się z nim pobawi od razu rozchmurzył się. Ochoczo złapał za dłoń pracownice, ciągnąc ją do wyjścia. Akurat minęła się w drzwiach z piękną brunetką.
Wyprostowałam się, wstając na proste nogi. Obeszłam mahoniowe biurko wystawiając ku kobiecie dłoń. Uścisnęła ją lekko, uśmiechając się delikatnie.
— Proszę. Niech Pani usiądzie. — Wskazałam na czarny pikowany fotel po drugiej stronie, a sama wróciłam na swoje miejsce. Skinęła głową, zasiadając na fotelu.
Zarzuciła nogę na nogę, a jej spódniczka podwinęła się lekko ku górze. Odstawiła czarną torbę na ziemie, wracając łagodnym spojrzeniem do mojej twarzy.
— Jaka Pani. — Machnęła nonszalancką dłonią. — Mavies. — Uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd śnieżno białych zębów.
— Elice. A więc. — Westchnęłam krótko poprawiając czarną marynarkę. — Co sprowadza cię tutaj Mavies? — Uniosłam jedną brew ku górze, opierając się wygodnie plecami o oparcie.
— Może przejdę od razu do sedna. Chce wiedzieć co było pomiędzy tobą, a moim mężem. — Uniosła wyżej podbródek, a pewność siebie od niej biła. Wręcz nakazywała do odpowiedzi na każde jej pieprzone pytanie.
Prychnęłam głośno, przewracając oczami.
— Co było pomiędzy nami? Wiele kłótni i nie wyjaśnionych spraw. — Wzruszyłam nonszalancko ramionami. Rozmówczyni wdychając założyła ręce pod biustem.
— Słuchaj. Nie przyjechałam tu, aby słuchać takich bredni. Proszę cię o jedną pieprzoną rzecz, a ty nawet nie możesz mi na nią odpowiedzieć? Boli cię to, że ma żonę i dziecko w drodze? A może ty jesteś zazdrosna? — Sukowaty uśmieszek jak szybko pojawił się na jej pięknej buźce, tak szybko znikł.
— Mam narzeczonego, oraz dziecko. Nie interesuje mnie życie mojego byłego. Chcesz wiedzieć co pomiędzy nami było? Proszę bardzo, ale zapytaj o to Rafe'a. Nic ci nie powie, bo nie pamięta. I tak ma zostać. Ja go nie chce w swoim życiu, on nie chce mnie i jest tak jak powinno być. — Odparłam mrużąc lekko oczy.
Bolała cholernie mnie jej wizyta, a ma wiadomość, że ma dziecko jeszcze bardziej mnie zemdliło. Ale musiałam być silna. Nie mogłam pokazać słabości.
— Kochaliśmy się. Byliśmy dla siebie kurwa wszystkim. Wiesz. Może tego nie przeżyłaś i zapewne tego nie przeżyjesz, ale uwierz mi. Nie życzę tego nawet najgorszemu wrogowi. Utrata miłości życia boli, ale kiedy ma się przy sobie odpowiednią osobę przestaję. Rafe miał wypadek, a ja postanowiłam, że dam mu żyć tak jak chciał, oraz powinien. — Przymknęłam powieki słysząc głośne sapnięcie.
Nie powiedziałam jej do końca prawdy. Owszem kochałam go najmocniej na świecie, ale sęk tkwi w tym, że nie przestałam go kochać.
Tak samo okłamałam ją z tym, ze Vincent jest odpowiednią osoba do zapomnienia. Oczywiście. Nie raz udało mi się zapomnieć, ale to były minuty. Nigdy nie udało mi się go wymazać z pamięci, bo po prostu tego nie chciałam.