POV: ELICE
Szatynka postawiła przed nami kawy, a sama usunęła się gdzieś w bok. Założyłam ręce pod biustem, tym samym uwydatniając go. Wzrok blondyna śledził uważnie moje ruchy.
Prychnęłam cicho widząc jak bezszczelnie gapi się w mój biust. Miał żonę, która najwidoczniej była w niego zapatrzona. Jak ja kiedyś.
— Mavies. Kochanie. Wyjdź proszę. — Rozszerzyłam lekko oczy wlepiając wzrok w chyba bardziej zszokowaną brunetkę.
— Rafe. — Warknęła, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Mężczyzna tylko machnął niedbale dłonią, upijając łyk kawy.
— Idź. Powiedziałem coś. — Kobieta prychnęła kpiąco obdarowując mnie spojrzeniem pełnym nieufności. Nie dziwie się jej.
— Co Pana do mnie sprowadza? — Zapytałam, unosząc brew ku górze. W tym samym czasie sprawdzając pocztę. Westchnęłam cicho widząc ile czeka mnie pracy, a do tego użeranie się z blondynem.
Cudnie. Lepiej być nie mogło.
— Skończymy z tym Panem. Mów mi po imieniu. — Mężczyzna oblizał dolną wargę rozsiadając się wygodniej na fotelu. Zacisnęłam mocno szczękę, na mojej twarzy wciąż pozostał spokój. Choć w środku się cała gotowałam.
— Nie widzę takiej potrzeby Panie Cameron. Proszę powiedzieć z czym Pan do mnie przyszedł? Rozwód? — Uniosłam jedną brew ku górze skanując twarz Rafe'a.
— Przyszedłem cię zobaczyć. — Odparł nad wyraz spokojnie, a na jego wargach malował się lekki uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę. Dźwignęłam się na proste nogi, pokazując dłonią na drzwi.
— Jeśli to wszytko. Proszę wyjść i wrócić do małżonki. — Uśmiechnęłam się niemrawo marszcząc brwi. Mężczyzna roześmiał się w najlepsze podchodząc do mnie.
Przełknęłam głośno ślinę, a moje całe ciało się spięło. Nie zdążyłam nawet zareagować, a silne ramiona mężczyzny oplatały mocno moją talie. Blondyn wetknął nos w moje włosy zaciągając się zapachem.
Nie zareagowałam. Stałam nieruchomo, a moje usta co rusz zamykały się i otwierały. Nie wiedziałam jak mam zareagować. Jednak w końcu poczułam się na chwile bezpiecznie.
Od czterech lat nie czułam pełni spokoju. Co mi się cholernie nie podobało, ale w ramionach Rafe'a zawsze byłam w pełni zrelaksowana.
— Przyszedłem cię zobaczyć. Wiesz zostawiłaś mnie, a ja nic nie pamiętam. Ale to się niedługo zmieni. — Wyszeptał mi do ucha, zostawiając krótki pocałunek na moim policzku. Odwrócił się nawet na mnie nie patrząc wyszedł.
Wyszedł, tak po prostu.
******
— Jak tam z Vincem? — Rudowłosa uniosła brew ku górze upijając łyk parującej cieszy. Westchnęłam cicho wpatrując się pusto w szklankę.
— Nic się nie zmieniło. — Kobieta prychnęła głośno zapewne nie wierząc w to co mówię. Z resztą. Ja też w to nie wierzyłam. Coś się zmieniło.
Od spotkania Rafe'a minęły trzy dni. Trzy jebane dni, a ja wciąż wracam myślami do tamtego momentu. Mój mózg szukał bezpiecznej przystani. I kurwa na moje nieszczęście znalazł je w blondynie.
— Przepraszam cię, ale muszę wracać. — Nie żegnając się nawet z przyjaciółką, zgarnęłam czarny płaszcz ruszając ku wyjściu z kawiarni.