Rozdział 21

364 17 45
                                    

POV: ELICE

— Mama, a co robiliście wczoraj z tatą? — Chłopczyk nawet na nas nie patrząc, jadł dalej tosty. Zmarszczyłam brwi, przenosząc wzrok na Rafe'a. Ten cały roześmiany odchrząknął, przybierając poważny wyraz twarzy.

— Ryan, synu, sprostuj o co ci chodzi. — Młody głośno westchnął, przenosząc na nas zaciekawione spojrzenie.

— Mama krzyczała, żebyś nie przestawał. Bawiliście się w coś, beze mnie? — Przybrał smutny wyraz twarzy, a ja zakrztusiłam się kawą, którą piłam. Odkaszlnęłam, rozszerzając oczy.

Blondyn roześmiał się na cały głos, a na jego twarz wpłynął cwany uśmieszek. Uderzyłam go w ramię, a na moich wargach malował się szeroki uśmiech.

— Tak, kochanie. Twój ojciec cały czas przegrywał, jak zwykle. — Brunet zachichotał cicho. Przeniosłam wzrok na już nie tak uśmiechniętego blondyna.

— Inaczej to pamiętam, ALE pamiętaj młody, mama ma zawsze racje. — Puścił oczko do dziecka, unosząc ręce do góry.

— Mama! Zapomniałem ci to już wczoraj dać, wypadło ci to wczoraj z torebki, proszę! — Chłopczyk wyjął z kieszeni czarnej bluzy, mały woreczek.

Rozszerzyłam panicznie oczy, wręcz wyrywając mu to z ręki. Wcisnęłam to w tylną kieszeń spodni, przełykając głośno ślinę.

— Idź do swojego pokoju, Ryan. Beż jakiejkolwiek dyskusji. — Dodałam, widząc jak brunet otwierał usta, by coś powiedzieć. Zacisnął wargi w cienką linie, kiwając obrażony głową. Wybiegł szybko z przestronnej jadalni, zostawiając mnie samą z blondynem.

Nie miałam odwagi spojrzeć w jego oczy. Wiedziałam co tam ujrzę, a ten widok by mnie zabił.

— Nawet dziecko musi znajdować twoje dragi? Nie możesz z tym przestać, nie dla mnie. Dla Ryana? — Jego głos był spokojny, ale czułam, że dzielą go sekundy do wybuchu. Odetchnęłam głęboko, zaciskając dłonie w pięści.

— Też ćpałeś, powinieneś wiedzieć, że rzucenie tego gówna nie jest takie łatwe. — Odparłam, a z ust mężczyzny uleciało ciche prychnięcie.

— Ja, przestałem! Kurwa, dla ciebie! Masz mnie, masz Ryana, a dalej nie możesz przestać?! — Pokręciłam głową na boki, spuszczając głowę.

— To nie jest takie łatwe, Rafe. — Wycedziłam przez zaciśnięte zęby, oddychając ciężej.

— Ależ oczywiście, że jest! Ty po prostu tego nie chcesz, zapomnijmy o mnie w ogóle. Ale w tym wszystkim jest też Ryan, który obchodzić powinie cię najbardziej, a masz na niego wyjebane! — Wydarł się, a ja nie wytrzymała.

Podniosłam wzrok na niego, cedząc przez zęby:

— Nigdy nie powiedziałam, że jestem dobrą matką. Przestań się zachowywać jakbym kiedykolwiek nią była, po prostu. Niektórzy się nie zmieniają, bo najzwyczajniej w świecie tego nie chcą! Proste, logiczne! — Wzruszyłam ramionami, głośno oddychając.

Niebieskie tęczówki, które były najpiękniejszymi jakie widziałam, zgasły. Nie tliła się w nich już nadzieja.

— Rafe, musisz zrozumieć, że nie łatwo przestać, gdy nie ćpałeś długi okres czasu. Byłam czysta, ale nie widziałeś mnie, gdy byłam blisko od wzięcia znowu. Nie widziałeś mnie na głodzie, nie widziałeś, gdy błagałam Vincenta, oraz reszty, by nie zamykali mnie na odwyku. Nie widziałeś mnie w najgorszym momencie mojego życia, nie wiesz jak trudne będzie życie ze mną. — Przerwałam, nabierając więcej powietrza.

— Do tego wszystkiego, Ryan. Skrzywdziłam go, kurwa, nawet nie wiesz jak bardzo. Zniszczyłam jego pierwsze cztery lata życia. Zniszczyłam mu całe życia, zapewniłam tramę na całe życie. Widział jak jego matka bierze, jak chciałam odebrać sobie życie. Widział za dużo, a pomimo to, jest najmądrzejszym, oraz empatycznym człowiekiem jakiego znam. — Facet zacisnął mocno szczękę, ale mimo to nie skomentował mojej wypowiedzi.

Love me|| 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz