Pewność siebie wygrywa

2.5K 93 1
                                    



   Kolacja była spokojna, nawet jeśli Justyna zdążyła się już wstawić, ale to akurat było u niej normą. Ja zaś postanowiłam sączyć swój kieliszek z winem długo. Nie chciałam się upić i miałam zamiar zachować pewność umysłu. Oczywiście kontem oka patrzyłam na Nikodima, który również oszukiwał w piciu i jak tylko nadarzała się okazja, wlepiał wzrok we mnie. Schlebiało mi to i dodawało pewności siebie, czym wygrywałam to starcie.

- Mam dla was mały świąteczny prezent – Nikodim w końcu wstał i każdemu z nas wręczył białą kopertę z imieniem.

- Co to? – Justyna jako jedyna się odezwała, mi było głupio, a po minie Rafała wnioskowałam jakiś podstęp.

- Świąteczna premia. Z tego co słyszałem od dawna nie mieliście wynagrodzenia i chciałem wam jakoś pomóc, zresztą i tak będę waszym szefem, więc powinienem martwić się o swoich pracowników, jak o rodzinę – Justyna pisnęła zaglądając do koperty. Nie wiedziałam czy chcę zaglądać do swojej, więc odłożyłam ją na bok udając niewzruszoną. - Mam nadzieję, że to będzie krok w lepszy rok – wyznał Nikodim patrząc na mnie. Uciekłam wzrokiem mimo iż rozum podpowiadał mi bym nie dawała mu na tacy swojej słabości. Był nią, jednak po ostatnich słowach powinnam od niego uciekać najdalej stąd. Czemu więc nadal ciągnęło mnie do niego jak ćmę do jebanego światła?

   Dwie godziny zleciało tak szybko, iż nawet nie wiedziałam kiedy od momentu złożenia życzeń zaczęliśmy się żegnać. Obiecałam posprzątać by Justyna i Rafał nie musieli się tu pojawiać, oczywiście Albert również to zaproponował, więc wiedziałam iż sama nie zostanę z tym bałaganem. Zabrałam kopertę i ruszyłam do drzwi za Albertem, który wychodził jako ostatni.

- Będę rano, zamknij drzwi i zaczekaj ze sprzątaniem – przypomniał, a ja pokiwałam głową. Na szczęście Nikodim od pół godziny był już na górze, więc miałam go z głowy.

- Pewnie, jedź ostrożnie – ucałował mnie w policzek i znikł w ciemności, a ja szybko zamknęłam drzwi i ruszyłam cicho na górę.

   Otworzyłam drzwi pokoju i dostałam lekkiego szoku, gdyż natrafiłam wzrokiem na Nikodima siedzącego w fotelu z założoną nogą na nogę.

- Co tu robisz? – zapytałam, gdy jego wzrok utkwił na moim ciele.

- Co tak długo?

- Słucham?

- Siadaj – nakazał i sam wstał. Nie rozumiałam co tu robił i szczerze czego tu szukał, bo z pewnością nie szczęścia.

- Posłuchaj nie mam zamiaru się z Tobą bawić, mam dość że raz mnie pragniesz, a za drugim razem rzucasz w kąt. Jeśli nie masz nic konkretnego do powiedzenia, to po prostu stąd wyjdź – wyrzuciłam wręcz z siebie te słowa i poczułam małą ulgę, jednak gdy spojrzałam na twarz swojego szefa od razu tego pożałowałam.

- Usiądź kurwa, nim skończy się moja cierpliwość! – wysyczał, więc posłusznie siadłam. W jakimś stopniu bałam się go, lecz nie chciałam mu tego okazywać. Pociąg do  niego to jedno, lecz strach to drugie co bardziej mnie podniecało niż zniechęcało. Jesteś pojebana Kamila! – krzyczałam sobie w głowie, gdy ponownie się odezwał.

- Jutro wieczorem przyjadą tu moi rodzice, masz zachowywać się nienagannie – czyli jak? – Nigdy między nami do niczego nie doszło, rozumiesz? W ich oczach masz być zwykłym pracownikiem i nie nazywać mnie po imieniu, ojciec zna trochę polski lecz mama pochodzi stąd więc ugryź się w język i zamilcz. Ponadto unikaj mojego wzroku, masz wyglądać jakbyś się mnie bała.

Świąteczny szef  +18 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz