*kontynuacja Backstory dreama*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Jakby ktoś w tej chwili jakby. No nie wiem. Stał we mnie. Czy coś takiego. To było dziwne i nie wiem jak ja mogę to inaczej zinterpretować. W każdym bądź razie. Ruszyłem ku naszemu boisku, ponieważ była duża szansa, że ktoś tam jest.
-Japierdziele. Ale mnie łeb nawala- tak, tak w tedy pomyślałem, ale szedłem dalej. W pewnym momencie zobaczyłem jednego z tych debili, który się chowa za drzewem. Wiedziałem że nawet jeśli mi ucieknie, to i tak go złapię, ale i tak się skradałem. Jednak nic mi to nie dało, ponieważ dobrze o tym wiesz, że nie umiem być cicho ten jeden gałgan mnie zauważył i zaczął biec jak opętany. Jednak za długo sobie nie pobiegał. Wycelowałem i żuciłem w niego moim już nie szarym, a czerwonym nożykiem, a ten padł na ziemię. Jeszcze trochę się tam powiercił, ale co tam. Tylko pamiętaj:
To że twoje ciało się rusza, to niekoniecznie oznacza że żyjesz. Wracając. Podszedłem do niego, żeby oczywiście zabrać mój nóż. Bo co jak co, ale na nowy mnie nie było stać. Wtedy sobie uświadomiłem, że (ŻE CO KAŻDE 4 SEKUNDY KTOŚ NA FACEBOOKU WYSYŁA ZAPROSZENIE DO ZNAJOMYCH. GUYS JA NAWET NIE WIEM KIM SĄ CI LUDZIE ;-;) właśnie zostałem seryjnym mordercą, ponieważ właśnie zabiłem 3 po osoby z własnej szkoły. Przez chwilę tak się zastanawiałem i byłem w szoku. W tamtych momentach tak jakby... Nie byłem sobą. Teraz, kiedy "powróciłem", zacząłem rozumieć, co ja najlepszego zrobiłem. Cały się trzęsłem i nie wiedziałem co mam zrobić. Krew po mnie spływała strumieniami z każdej możliwej strony. Po chwili poczułem jednak, że mnie to bawi. Bawiło mnie cierpienie i ból innych, kiedy ja w tym czasie się na to wszystko patrzałem. Zobaczyłem kolejne w sumie już OSTATNICH tych trzech gnojków, biegnących w stronę parku. Ponieważ już uciekałem wieeeele razy przed gorszymi zeczami, pościg za jakimiś chłopakami był dla mnie pestką. Ruszyłem w stronę parku taką drogą, żeby nikt mnie nie zobaczył. Nobo gdybyś zobaczył jakiegoś dzieciaka całego we krwi z nożem, biegnącego na inne dzieci to byś się zdziwił. Kiedy doszedłem zacząłem się rozglądać, czy w pobliżu nikogo tam nie było. Ale była tam mała rzeczka, z której skorzystałem, ponieważ zmyłem trochę krwi i ku mojemu szczęściu żucił się na mnie jeden z tych trzech baranów. I wrzucił nas obydwu do tej rzeki. Oni wiedzieli że nienawidzę ani zimna, ani wody. Było zimno, bo to była w sumie jesień, a dla mnie wpadanie do jeziora w jesień to nie był dobry pomysł. Mój nożyk ukryłem kawałek od rzeki, więc niemialem zbytnio czym go zaatakować, wziąłem najbliższy patyk i my go wbiłem w łeb. Trochę se pokrzyczał, ale ponieważ tam nie było ludzi nikt go nie usłyszał. I dobrze mu tak. W końcu postanowiłem że wstanę z tej rzeki i chociaż trochę się osusze. Nie nawidziłem być mokry. Do tej pory tego nie lubię. Kiedy wreszcie wylazłem z tej rzeki, nobo przecież ciało trzeba było schować, ruszyłem w stronę tam, gdzie polazła reszta. (Kocham te wszystkie sposoby na śmierć w tej książce. Są bardzo pomysłowe xd. Nobo przecież nie ma to jak zadźgać kogoś patykiem w parku, kiedy topisz się w rzece ¯\_(ツ)_/¯)
Zobaczyłem jednego chłopa, który siedział na górze. Wielkiej stromej górze. Ah jak się idealnie złożyło, że znalazłem łopatę obok tej rzeki. Wziąłem ją i pizdłem gnoja w łeb. Ten se znowu powrzeszczał tak jak inni i walnął w drzewo. Nagle zobaczyłem jednak OSTATNIEGO chłopa z jakimś oficerem policji czy chuj wie co, a ten popatrzał się na mnie jak na ducha. Pociągnął mnie za rękę tak, że omało co by mi jej nie urwał i poszedliśmy na komisariat policji. Wszyscy którzy tam byli to się na mnie gapili. W sumie gdybyś zobaczył krwawe dziecko biegające z nożem po mieście to też byś się dziwił. Moi rodzice zostali wezwani na ten komisariat i tłumaczyli się, dlaczego to ich synek zamordował swoich kolegów a klasy, a ich ciała są rozniesione po połowie miasta. Fajnie się w sumie słuchalo o tym jak się tam kłócili o to. W końcu jeden z nich (tych policjantów) powiedział że...-
-Że..?- spytał się George na co wziąłem szklankę i się napiłem.
-Musiałem się napić. Niełatwo się gada o takich żeczach bez picia. Wracając. Powiedział że mam iść do poprawczaka czy toś tam i że jutro po mnie przyjdą. Rodzice się zdenerwowali i poprostu wyszedli z tego komisariatu. Powiedzieli mi, że jeśli chce spędzić dobrze dzieciństwo, to mam biec do domu Sapnapa i tam zamieszkać, a oni gdzieś wyjadą. Iii tak też było. Ja zamieszkałem z Sapnapem, a moi rodzice wyjechali w pizdu daleko. Nigdy ich więcej nie zobaczyłem. A od Sapnapa wyprowadziłem się jakieś 4 miesiące temu, więc nie dawno.- skończyłem wreszce gadać, a George patrzał się na mnie, jakby zobaczył niewiadomo kogo.
-WRÓCIŁEM- wrzasnął Sapnap.
-To sie spóźniłeś. Już wszystko opowiedziałem-
-AAAAAAAA KURWA. JA JUŻ NIGDZIE NIE BĘDĘ CHODZIŁ--_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
A WIĘC. W R E S Z C I E. Skończyłem to cholerne backstory. Wena nie chciała przyjść, więc ja przyszedłem do weny. Wiem trochę czasu mi to zajęło ale jestem z siebie zadowolony. To tyle chyba z tego rozdziału. Przez ten czas kiedy nie pisałem to duuuuużo sie zmieniło. Naprzykład w moim stylu pisania. Ale postaram się pisać tak samo jak pisałem, żeby nie było dużej różnicy. A teraz żegnam (~_~;)
YOU ARE READING
"...Dream...?..."/DreamNotFound
Fanfiction𝐃𝐫𝐞𝐚𝐦 𝐰𝐢𝐞𝐝𝐳𝐢𝐞 𝐬𝐨𝐛𝐢𝐞 𝐬𝐰𝐨𝐣𝐞 𝐝𝐞𝐩𝐫𝐞𝐬𝐲𝐣𝐧𝐞 𝐢 𝐝𝐨 𝐛𝐨́𝐥𝐮 𝐧𝐮𝐝𝐧𝐞 𝐳̇𝐲𝐜𝐢𝐞, 𝐚𝐳̇ 𝐧𝐚𝐝𝐜𝐡𝐨𝐝𝐳𝐢 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐥𝐨𝐦. 𝐉𝐞𝐠𝐨 "𝐩𝐫𝐳𝐲𝐣𝐚𝐜𝐢𝐞𝐥" 𝐩𝐨𝐬𝐭𝐚𝐧𝐚𝐰𝐢𝐚 𝐩𝐫𝐳𝐲𝐣𝐞𝐜𝐡𝐚𝐜́ 𝐝𝐨 𝐧𝐢𝐞𝐠𝐨 𝐣𝐮𝐳...