18 listopada 2018, Wisła
Niespiesznie kroczył uliczkami miasta. Czujnie rozglądał się w okół, pilnując, aby trzymał się trasy, którą poznał w piątek. Muzyka, która rozbrzmiewała w jego słuchawkach, nie była w stanie zagłuszyć całego bałaganu, jaki miał miejsce w jego głowie.
Nie tak wyobrażał sobie powrót do Pucharu Świata po rocznej przerwie od startów. Miał skoczyć jak najlepiej. Chciał skoczyć jak najlepiej. Dla tej małej, dziwnej dziennikarki. Dla ojca, żeby udowodnić mu, że potrafi. Dla sióstr, żeby mogły być dumne z takiego brata. Ale przede wszystkim dla siebie samego.
Starał się nie myśleć, kogo rozczarował najbardziej.
Zacisnął mocniej usta i spuścił głowę. Miał dużą swobodę w kadrze, która umożliwiała mu zrywanie się z hotelu w dowolnych momentach, jednak na tym kończyły się pozytywne aspekty jego przebywania w tym miejscu. Nie nadawał się do kadry A. Prawdopodobnie niedługo z niej wyleci, ku ogromnej uciesze pozostałych. No, może poza Laniškiem, ale on przez większość czasu prawdopodobnie zapomniałby o jego istnieniu. Nie miał mu tego za złe. Anže już taki był. Był świetnym przyjacielem, ale na pewno nieidealnym.
Chłodny wiatr przybrał na sile, więc schował zmarznięte dłonie w kieszenie kurtki. Dobrze, że w tym sezonie wreszcie wysłuchano błagań zawodników i nie kazano im kolejny rok chodzić w tych okropnych, neonowozielonych kurtkach. To zapewniało mu chociaż pozory spokoju i prywatności. Było na tyle ciemno, że jedynie przy lampie, w bliskiej odległości mógł zostać przez kogokolwiek rozpoznany. Nie miał ochoty tłumaczyć nikomu co tutaj robi i czemu nie siedzi razem z resztą skoczków w jednym z wiślańskich klubów. Poza tym, kogo niby miało to interesować?
Czterdziesty trzeci. Dokładnie taki był. W piątej dziesiątce, na szarym końcu. Daleko za obydwoma swoimi braćmi. W przeciwieństwie do nich nie miał czego świętować. Chyba, że swój praktycznie pewny powrot do Pucharu Kontynentalnego.
Tego by chyba nie wytrzymał.
Obecność Anže przez większość czasu pomagała mu utrzymać się na powierzchni. Nie analizował wtedy wszystkiego tak dokładnie i starał się nie za dużo myśleć. Było to szczególnie ważne w kontekście zeszłego sezonu, gdy praktycznie cały czas się rozmijali i Prevc bardzo podupadł psychicznie. Nadal potrzebował takich chwil samotności jak ta, ale większość czasu był jednak ze swoim przyjacielem. Dzięki temu czuł się bezpieczniej. Dzielili ze sobą pokój. Cene domyślał się, że Anže trochę bał się zostawić go samego i maczał palce w przydziale pokoi. Rozumiał go. Też bał się tego, co mogłoby się stać, gdyby został całkiem sam. Gdyby tylko chciał, byłby w stanie zrobić sobie krzywdę. Zarówno on i Lanišek wiedzieli o tym zbyt dobrze.
Cene uwielbiał mieć kontrolę nad swoim życiem, a wiedział jak łatwo może ją stracić.
Przymknął oczy i odetchnął głęboko. Wisła miała w sobie coś oczyszczającego. Urok tego miasta uspokajał go i koił jego zmysły. Zawsze lubił skakać na tej skoczni, jednak po raz pierwszy czuł tu taki spokój. Coś się zmieniło. Coś czego nigdy wcześniej tutaj nie było.
Ona.
Jej obraz wkradł się do jego głowy wraz z myślą. Ona. Ładna dziennikarka, która potraktowała go tak po prostu zwyczajnie. Nie jako jednego z Prevców, brata Petera i Domena. Jak zwykłego człowieka. Zmarnowała na niego dwie godziny, przez które wypowiedział raptem kilka niezbyt złożonych zdań. Widział ją dzisiaj na skoczni. Była taka radosna i pełna życia. Pomagała operatorom ustawiać odpowiednie kadry do wywiadów, pilnowała, żeby od strony technicznej wszystko było idealnie. Zwrócił uwagę, że nie działała przed kamerą, a za nią. Najwyraźniej mylił się i wcale nie była dziennikarką, jednak nie znalazł lepszej nazwy i został przy określaniu jej mianem dziennikarki. W wolnych od pracy chwilach rozmawiała z polskimi zawodnikami, jakąś dziewczyną i facetami, z którymi pracowała. Dużo się śmiała. Była tak różna od niego samego.
CZYTASZ
scars || cene prevc
Short Storyblizny pozostaną, Cene, ale wszystko inne możemy napisać od nowa