Często się zdarza, że najlepsze rzeczy spotykają nas przypadkiem. Całkiem znienacka. Szłam właśnie na spotkanie grupy wsparcia, w której byłam wolontariuszką na wakacje. Trochę głupie, ja w takim miejscu jako osoba wspierająca, a przecież sama sobie nie mogę poradzić z własnymi problemami. Tak właściwie to babcia mnie do tego namówiła. Stwierdziła, że nie mogę spędzić wakacji siedząc w domku letniskowym. Miała trochę racji, ale żeby zaraz takie miejsce? No cóż nigdy mi się jeszcze nie udało powiedzieć „nie" mojemu ukochanemu i jedynemu członkowi rodziny.
Po dojściu do wyznaczonego budynku szybko do niego weszłam. Od razu po wejściu powitała mnie Loren:
- O Mia jesteś już. Wcześnie dzisiaj przyszłaś.
- Dzień dobry. Miło znowu panią widzieć. - Uśmiechnęłam się promiennie. Sztuczny uśmiech opanowałam już do perfekcji.
Poszłam za kobietą do sali, w której odbywało się spotkanie. Właściwie to nadal nie do końca wiem co ma robić taki wolontariusz. Ja akurat po prostu sobie siedzę i udzielam „wsparcia".
Słucha wielu historii ludzi. Może się to wydać wredne, ale niektóre z opowieści z „życia wziętych" to jakieś jaja.
„Mój kot zaginą, a ja nie umiem bez niego żyć, dlatego próbowałam się zabić pięć razy"
To jakaś kpina. Rozumiem laska nie chce pomocy, ale po co wymyślać taką bzdurę. Nie mogła powiedzieć tak jak niektórzy tutaj, że są z przymusu i nie mają zamiaru nic mówić o swoich problemach? Pewnie ten sam kit wcisnęła rodzicom. Nie mówię, że jakieś problemy są ważniejsze, a inne mniej. Widziałam na jej ręce ślady po cięciu się i to dość duże, więc podejrzewam, że naprawdę próbowała się zabić. To co ona robi jest jednak jakimś żartem. Nie chce nie musi, ale są tu ludzie, którzy naprawdę mają potrzebę rozmowy o tym co im się przytrafiło, a ta dziewczyna ich peszy. Usiadłam na swoim stałym miejscu obok Loren. Zapomniała bym, czasem jak ktoś już nie może mówić to przynoszę mu wodę.
Wszyscy zajęli swoje miejsca i gdy już Loren miała powitać przybyłych wtargną chłopak niczym rozpędzony wózek sklepowy jadący z górki.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie - wydukał i usiadł na jedynym wolnym miejscu, czyli tym koło mnie.
Nie uszczęśliwiał mnie jakoś specjalnie ten fakt, no ale cóż jak mus to mus. Nie powiem chłopak był przystojny jak jasna cholera i nie bardzo mogłam od niego odwrócić wzrok, a nawet nie chciałam tak szczerze mówiąc.
- Może nam się przedstawisz? - zapytała jak zwykle ciepłym tonem Loren. Skąd ona bierze te uśmiechy? Kupuje, czy co? Zazdroszczę jej też cierpliwości. „Niektórych" tutaj już dawno bym zamordowała.
- Jestem Drew - powiedział, a raczej wyszeptał chłopak.
- Chciałbyś nam opowiedzieć swoją historię? - Znów ten uśmiech, nie wytrzymam i zaraz przewrócę oczami.
Drew nabrał powietrza i zaczął:
- Jak już wiecie mam na imię Drew. Wszyscy pewnie spodziewacie się nie wiadomo jakiej łzawej historyjki, ale moja wcale taka nie jest. Spędziłem w domu dziecka szesnaście pierdolonych lat. Pół roku temu odnalazł mnie dziadek. Teraz mieszkam z nim. Nie mogę się jednak wyzbyć pretensji do niego, że tak długo musiałem tam siedzieć. Raczej nie zbyt mnie lubili w ośrodku. Ciągle byłem szykanowany przez innych, że jestem łajzą i mogę umrzeć, bo nic dla nikogo nie znaczę. Uznałem, że mają rację i próbowałem skoczyć z mostu, jednak nie umiałem odebrać sobie życia, bo nie mam do tego prawa. To nie ja je sobie dałem. Dziadek uważa, że mógłbym spróbować znów, więc mnie tu przysłał. Oto cała opowieść.
Cały dzień miną mi na rozmyślaniu o tym chłopaku. Nie mogłam wytrzymać i do niego zagadałam. Porozmawialiśmy sobie o wielu rzeczach. Opowiedziałam mu to co ja przeżyłam i tak zaczęła się nasza kilku dniowa przyjaźń. Gdy uznałam, że przyszedł czas na rozstanie po prostu zniknęła. Jest jedna rzecz, którą zapamiętałam z wszystkich tych spotkań i rozmyślam nad nią do dzisiaj:
"Kim jestem?"
Z tą myślą żegnałam Drew w umyśle, bo nie miałam odwagi sie z nim spotkać, ani do niego zadzwonić.---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siema maluszki!
Mam nadzieej, że nikt nie wpadnie na pomysł zamordowania mnie za tak długie nie dodawanie, ale nie powiem, żeby jakos dobrze u mnie było z płynnoscią dodawania rozdziałów, tak więc przepraszam. Napisała bym dłuższe, ale tata zgonił mnie z komputera, a o tej godzinie już mi się nie chcę.
Ruby 🐣

CZYTASZ
Co mogę stracić?
Random"Czy życie czasem nie płata nam psikusów, które wcale nie są śmieszne? Ja przez jeden taki głupi kawał jestem teraz deszczową chmurą cieżką i poszarzałą. Płynę jak statek po oceanie, tylko ja spadnę, nie utonę, później znów się podniosę. Stanę się...