Pierwszy rozdział z niewiadomo ilu

179 11 2
                                    

"Dwa lata później"

Wydawało by się, że po dwóch latach wszystko powoli wróci do normy. Ja uporam się ze śmiercią dziadka, a babcia ze śmiercią męża. Jej się udało, mnie jakoś nie bardzo. Wszysko z wierzchu wygląda zwyczajnie, kolorowo, ale to tylko złudzenie. Ja ciągle stoję w tym pieprzonym lesie. Co jest najlepsze, zawsze jest ciemno. Nigdy nie wychodzi przywitać się ze mną ta gwiazda, zwama słońcem. Nie widać żadnej drogi, ale ja nawet nie chcę jej zobaczyć. Jestem w katotonicznym uścisku ciemności...

-Mia, halo jesteś tam jeszcze, czy znowu mi odfrunęłaś? - zbeształa mnie Katlin.
-Mówiłaś coś?- zapytałam ocknąłszy się z moich rozmyślań.
- Tak Mia, mówiłam coś - powiedziała nadąsana, po czym domyśliłam się, że teraz nie będzie za ciekawie. Przeczesała ręką swoje starannie ułożone włosy, a to oznaczało tragedię.- Mówię od pół godziny, a ty ciągle mnie nie słuchasz. Od tygodnia jesteś jakaś nie obecna. Nie wiem co się z tobą dzieje. Mówię o sukienkach na bal wiosenny. O tym czy mam przyjać zaproszenie Kendala, czy Martina, a ty mnie bez ceremoinialnie olewasz! Nawte jak cię to nie interesuje to chociaż potakujesz. Jestem wściekła, że mnie nie słuchasz, ale to przyćmiewa zamartwianie się o ciebie - powiedział to na jednym wydechu, po czym wzięła głęboki oddech. - A teraz gadaj, co się dzieje.
Spojrzałam na nią pustym zwrokiem i wyszeptałam:
- Jest marzec.
Szeroko otworzyła oczy.
- O Bosz, przepraszam. Zapomniałam. Tak bardzo cię przepraszam.
Odwrociłam głowę w stronę okna i przykleiłam ją do szyby.
Katlin jest jedyną osobą, która wie wszystko o śmierci mojego dziadka, nie wie tylko co mam w głowie.
Miesiąc po tej strasznej tragedii przeprowadziłyśmy się z babcią do Nowego Jorku, żegnaj moja Wirginio Zachodnia. Przestałam kontaktować sie z Mają i wszystkini moimi znajomymi. Katlin poznałam już tutaj. Wyjechałyśmy z babcią, bo wszystko w domu kojarzyło nam się z dziadkiem. Kuchnia przypominała mi jak wstawałam wczesnym rankiem i spotykałam dziadka, który uśmiechał się do mnie tak, jakbym była jego najwiekszym skarbem, później przychodziła babci. Wtedy wyglądał na najszcześliwszego człowieka na świecie. Dziadek całował babcię długo i namiętni, a ja układałam ręcę na stole, opierałam na nich brodę i wzdychałam z zachwytem. Wyobrażałam sobie w tamtych chwilach jak to ja wyjdę za mąż, za miłość mojego życia i zostaniemy razem dopóki śmierć nas nie rozłączy. Wszystko to umarło razem z nim. Marzenia, wspomnienia i...moje uczucia.

Katlin nie odezwała się wiecej i po jakimś czasie zatrzymała się pod moim domem. Wysiadłam i rzuciłam krótke cześć.
- Mia czekaj! - krzyknęła za mną.
Zatrzymałam się w pół kroku.
- Tak?
- Naprawdę cię przepraszam. - Westchnęła - Jestem najgorszą najlepszą przyjaciółką w tej galaktyce, prawda? - Zrobiła minkę zbitego szkczeniaka.
- Jak bedziesz robić tę minę to się na ciebie obraże. To jest niesprawiedliwe, gdy ja tak robię to wyglądam jak jedna z tych idiotek, która ma na dodatk sylikon w wargach. - Obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Kati spoważniała nagle.
- Pamiętaj, jeżeli mnie potrzebujesz dzwoń o każdej porze dnia i nocy, dobrze?
- Tak, tak MAMO.
Dokładnie wiedziała, że nie zadzwonię, ale zawsze kazała mi przyżekać.
W końcu poszłam do domu. Wiedziałam co teraz będę robić. Odwiedzę moją ukochaną łazienkę. Dobrze, że jest w moim pokoju. Nie chcę, żeby babcia się dowiedziała.
Weszłam po schodach do mojej sypialni i rzuciłam torebkę na łóżko. Wzięłam prysznic, później napuściłam wodę do wanny. Teraz moja ulubiona część, choć nie jestem z niej dumna. Wyciągnęłam z mojej kosmetyczki jedną żyletkę i stanęłam przed wanną. Przeciągnęłam nią po wewnętrznej części przedramienia, tak daleko od nadgarstka, aby rękawy zasłaniały mi ranę. Patrzyłam na krew spływającą z mojej ręki i wpadającą do wanny. Szkarłatna ciecz zabarwiała wodę. Wreszcie coś czułam. Ból jest lepszy niż nic. Zawsze jak to robię, choć przez chwilę mogę nie myśleć o zbliżającej się rocznicy, stracie i braku tej najważniejszej rzeczy w życiu.
W końcu polałam ranę wodą utlenioną, lekko wytarłam płatkiem kosmetycznym i zakleiłam plastrem. Ubrałam się w pidżamę i położyłam spać. Przez chwilę myślałam o tym co robiłam kiedyś.

"Jadę dzisiaj na wycieczkę z klasą i rozmyślam czy znajdę jakiegoś chłopaka. Ta wycieczka jest inna niż wszystkie, bo będzie trwała aż trzy dni. Zawsze myślę tak samo, by kogoś spotkać. Chcę wreszcie znaleść uczucia, emocje. Cała jestem w środku pust, a na zewnątrz widać tylko ładne, uśmiechnięte opakowanie."

Byłam taka głupia. Myślałam, że uczucia do jakiegoś chłopaka mi pomogą. Zaczęłam się ciąć półtora roku tem. Nikt nadal się nie dowiedział i to się nigdy nie stanie.

Co mogę stracić?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz