O tak baby! Can you feelin? Dedyk dla jebniętej missayamii !!!
Poczułam mocne uderzenie w przód głowy. Głośno syknęłam z bólu, a po chwili usłyszałam niewyraźne głosy. Po kilku sekundach jeden wielki szmer przerodził się w zrozumiałe zdania.
-Ty idioto! Obudziłeś ją! -Krzyknął jak mniemam Liam.
-To nie moja wina! To auto jest za małe! Poza tym jestem zmęczony! -Darł się Harry.
-To nie zmienia faktu, że powinieneś uważać! To nie jest zabawka! -Ciągnął dalej Liam. Ból z każdym zdaniem jakie wypadały z ust chłopaków narastał. Mocno przymrużyłam oczy i złapałam się za czoło. Energia jaka jeszcze się we mnie znajdowała pomogła mi abym resztką sił krzyknęła:
-Prosze was przestańcie! - Założyć się mogę że teraz wszystkie spojrzenia zawiesiły się mnie. Przez pewien moment nastała cisza lecz po chwili usłyszałam tuż przy moim uchu:
-Chachi ja cię przepraszam, ale to nie było specjalnie. Ja też jestem już wykończony tym dniem, po prostu nie zauważyłem, że dach tego auta jest tak nisko. -Powiedział ze skruchą. Otworzyłam oczy i lekko się przestraszyłam. Harry dogłębnie przyglądał się mojej twarzy a pozostali wpatrywali się we mnie, tak jakbym im coś obiecała.
-Koniec tematu. - Powiedziałam i powoli ześlizgnęłam się z ramion Lokowatego. Ostrożnie weszłam do auta i zajęłam ostatnie miejsce. Na szczęście siadł koło mnie Niall. więc mam nadzieję, że nic mi się nie stanie. Po kolei wszyscy siadali na swoje miejsca lecz miałam głupie wrażenie, że każdy musiał na mnie zerknąć. Po chwili usłyszałam dźwięk silnika i szarpnięcie samochodu do przodu. Oparłam głowę o szybę i przyglądałam się z zaciekawieniem okolicy jakiej nie miałam jeszcze szansy zwiedzić. Moje powieki stawały się coraz cięższe, a głosy wydobywające się z pomieszczenia w jakim się znajduję, cichły. Po kilku sekundach spałam. Nie wiedząc kiedy van się zatrzymał, a przejażdżka dobiegła końca. Chcąc jeszcze troche delektować się tak spaniałym stanem jakim jest sen, nie otwierałam oczu. Myślę, że po raz kolejny bym usnęła, ale poczułam dłonie pod moimi zagłębieniami kolan i łokci.
-Styles, dotkniesz mnie jeszcze raz, a będzie z tobą źle. - Syknęłam i podniosłam powieki. Właśnie spoglądałam na zdziwionego Harrego, nic sobie nie robiąc z sylwetki Pottera, wstałam i wyszłam z auta. Po kilku minutach snu, mój umysł nie był w najlepszym stanie, więc nawet nie zdając sobie z tego sprawy dotarłam do mojego pokoju i obrałam kurs łazienka. Spoglądając w lusterko mocno się zdziwiłam, że nikt z chłopaków nie zwrócił mi uwagi na wygląd. Stwierdzić muszę, że nie prezentowałam się najlepiej. Wielkie wory pod oczami, podpuchnięte okolice policzków, włosy odstające na różne strony, a kilkugodzinny makijaż najzwyczajniej w świecie się rozmazał. Szybko ochlapałam się zimną wodą, ściągnęłam czarną bluzę i z racji tego, że było dość ciepło, ubrałam krótkie spodenki i zostałam w samym staniku. Po doprowadzeniu się do stanu w miarę normalnego, oddałam się w ramiona Morfeusza
~~~~~~~~~~Obudziły mnie promyki słońca wpadające za lekkich szpar zasłon. Wiedząc, że i tak już nie zdołam ponownie zasnąć, wstałam i mozolnie podeszłam do szafy. Wydobywające się dźwięki z mojego brzucha nie pozwoliły abym wykonywała jakiekolwiek czynności, więc jedynie rozpuściłam włosy i kilka razy przeczesałam je szczotką. Powoli zeszłam na dół pogrążona we własnych myślach. Przekraczając próg kuchni moje zdziwienie było zauważalne na całej powierzchni twarzy. Byłam przekonana, że całe One Direction poszło do szkoły, a oni teraz siedzą przy stole i jedzą śniadanie. Każda para oczu została skierowana na mnie, a ich powieki otworzyły się na niemożliwą szerokość. Spoglądaliśmy na siebie wszyscy nawzajem. Usta, które jeszcze przed momentem miałam zaciśnięte w wąską linię, teraz lekko się uchyliły. Palce wbiłam w wewnętrzną cześć dłoni, a wszystkie włosy zagarnęłam na lewe ramie. W pomieszczeniu panowała dziwna atmosfera. Nikt nie wiedział co powiedzieć lecz nie przeszkadzało nam to. Któryś z kolei raz zostałam zmierzona wzrokiem z góry do dołu, od osób przebywających w pomieszczeniu. Najdziwniejsze z mojej strony było to, że nie peszyłam się. Nie zostałam oblana czerwonym rumieńcem, z racji tego, że jestem w samym staniku, na którym widnieje "like" z facebooka. Nie przeszkadzała mi w najmniejszym stopniu obecna sytuacja, to w moim wykonaniu nie było normalne, zresztą kto mówi, ze jestem normalna? Jestem przekonana, że sytuacja w jakiej się wszyscy znajdujemy ciągła by się dalej lecz poczułam ciepły oddech na mojej szyi i lekkie przenoszenie się nieznajomych opuszków palców z nadgarstka, aż do ramion. Myśl, że ktoś zupełnie mi obcy dotyka mnie po ciele, przyprawiał o dreszcze.
-Zostaw mnie. - Syknęłam. Nie dostałam odpowiedzi, nic to nie poskutkowało, wręcz przeciwnie, jego dłonie mocno zacisnęły się na moich drobnych nadgarstkach. Cała sylwetka za jednym dotknięciem została sparaliżowana Nie miałam pojęcia co się dzieje. Wszystko się spowolniło, a nogi ugięły się pod wpływem strachu. Poczułam lekkie pocałunki na szyi, które powoli przenosiły się na ramiona. Łza spłynęła po moim policzku. Najgorsze było to, że wszyscy przyglądali się temu ze zdziwieniem lecz nikt nie chciał pomóc. Zdrowy rozsądek jaki jeszcze we mnie pozostał pomógł mi abym ostatnimi sił stanowczo krzyknęła:
-Zostaw mnie! Idioto puść! Kurwa odwal się! - Potem wszystko działo się szybko. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale znalazłam się w ramionach Louisa. Po przez łzy widziałam przelotnie sylwetkę nieznajomego. Biała, rozpięta koszula, niechlujnie włożona do do czarnych powycieranych spodni. Ręce włożone miał do kieszeni, a odstające ciemne włosy odzwierciedlały typowego bad boya. Kilku dniowy zarost i arogancki uśmieszek sprawiały, że nie jedna dziewczyna w tym momencie byłaby jego. Przez incydent jaki przed chwilą miał miejsce, Harry mocno zaciskał dłonie na jego przedramieniu, a we mnie wpatrywał się dużymi, współczującymi oczami. Pod wpływem chwili jeszcze mocniej przytuliłam się do Lou, a jego silne ramiona objęły mnie bardziej zdecydowanie, przez co czułam się bezpieczniej.
-Przeproś ją! - Warknął Zayn. -No przepraszaj! -Wstał nabuzowany i przybliżył się do nieznajomego o niebezpieczną odległość. Jego wściekłość tak biła z oczu, że myślałam, że za chwile ktoś bardzo mocno ucierpi. Przez lekką szparkę widziałam mimikę twarzy chłopaka. Lekko się skrzywił, a od niechcenia przetarł wolną ręką twarz. Gdy mniej więcej ustąpiły drgawki a serce przywróciło do bicia jakie być powinno, odkleiłam się od Tomlinsona. Niespokojnie i z pełnym niesmaku wzrokiem spoglądałam na chłopaka. Na początku zmierzył mnie od góry do dołu, tak kilka, a może kilkanaście razy? Za każdym razem zatrzymywał się na piersiach i lekko przygryzał wargę. Gdy on dogłębnie mi się przyglądał, czułam się źle, byłam mocno skrępowana, gdyby nie to, że jestem strasznie głodna, zapewne siedziałabym już we własnym pokoju.
-Przeprosisz, czy nie? -Teraz warknął Liam.
-Przepraszam. -Wybełkotał pod nosem tak cicho, że ledwo można było go zrozumieć.
-Głośniej i wyraźniej. -Ponowił próbę Liam.
-No przepraszam! - Powiedział z niesmakiem i wyrwał się Harremu. Następnie opuścił kuchnie i już go nie widziałam. Na pewien moment nastała cisza lecz długa ona nie była.
-Przepraszamy cię Chachi, mogliśmy wcześniej zareagować. -Szepnął Lou.
-Tak to w dużym stopniu nasza wina. -Dołączył Niall.
-Nie powinien cie nawet dotknąć, nie ma do tego prawa. -Powiedział Harry. Wszyscy patrzyli na mnie ze skruchą w oczach, ich oczy przepraszały.
-Mogliście, ale jedynie się przyglądaliście. On mnie całował! Ja nawet nie wiem jak miał na imię! A co jesli bym wtedy nie krzyknęła? Co patrzylibyście jak ściąga ze mnie spodenki i rozpina stanik? Fajnie byście się bawili? No oczywiście, że tak! Przecież porno za darmo! - Krzyknęłam w dużym stopniu zdenerwowana.
-To nie tak. - Wtrącił Harry. -My po prostu nie wiedzieliśmy co zrobić, to było dziwne.
-Co ty nie powiesz? To lepiej się temu głupkowato przyglądać? Wiesz co? Nie odzywaj się. Dzisiaj w nocy już mi wystarczająco dużo narobiłeś.
-Co? Co ja ci zrobiłem? Nie byłem, aż tak pijany! -Krzyknął zdezorientowany Harry.
-Czyli nie pamiętasz jak "ostrożnie" odstawiłeś mnie do auta, tak? Ten guz na moim czole to dlatego, że mój mózg nie mieści się już w czaszce tak? WOW, świetnie!
-Ale to było przez przypadek! Nie rozumiesz, że było po pierwszej w nocy? Ja już nie orientowałem! Padałem z nóg! Ale ty tego nie zrozumiesz, bo masz za duże ego!
-Ach tak rozumiem cię! Zamiast powiedzieć chłopakom: Jestem zmęczony, zmieńcie mnie, lepiej wziąć dziewczynę i uderzyć o auto! Ach tak Harry jesteś wspaniałomyślny! -Krzyknęłam. Przez całą tą kłótnie chodziliśmy dookoła stołu.
-Ale ty jesteś uparta! Idź już lepiej coś zjedz, bo mnie denerwujesz.
-To chyba nie nowość. -Prychnęłam i podeszłam do blatu. Tradycyjnie zrobiłam sobie tosty i nastawiłam wodę. Czekając, aż cokolwiek z tych dwóch rzeczy się zrobi poczułam czyjąś dłoń zaciskającą się na moim pośladku. Otworzyłam szeroko usta i nie zastanawiając się dłużej wymierzyłam siarczyste uderzenie w policzek nieznajomego. Jego twarz odleciała mocno w bok, przez co musiał zrobić kilka kroków w tył aby się nie przewrócić. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem lecz ja nic sobie z tego nie robiąc odeszłam. Nie miałam zamiaru ponownie patrzeć się na twarz tego idioty. Miałam nadzieję, że ten dzień będzie lepszy... znowu się myliłam. Dlaczego muszę natrafiać na takich chłopaków? Czy chociaż raz nie mogę spotkać normalnego? Godnego zaufania? Nieeee, no bo przecież ten na górze świetnie się ze mną bawi, musi mieć poczucie humoru. Usłyszałam Zayna, który woła moje imię. Ze względu na to, że byłam już na schodach, nie miałam zamiaru zawracać, więc po prostu poszłam dalej.
-Chachi zaczekaj! -Tak jak postanowiłam przed chwilą ignorowałam go i poszłam przed siebie. Zaynowi to się chyba nie spodobało, ponieważ po kilku sekundach zostałam przewieszona przez jego ramię. Teraz spokojnie mogłam spoglądać na jego seksowny tyłek. No świetnie!
-Zayn co ty robisz? Puszczaj. -Jęknęłam
-Nie. -Powiedział krótko i stanowczo.
-No puszczaj. -Krzyknęłam lecz to jak w tym momencie wyglądaliśmy tak mnie rozbawiło, że bez opamiętania zaczęłam się śmiać. Pierwszy raz zaczęłam się śmiać szczerze. Zawsze to było wymuszone. Fajnie jeszcze raz poczuć jak to jest. Poczułam jak zostaje zrzucana na sofę w salonie, teraz kontrolę przejął Harry. Siadł na mnie okrakiem i zaczął mnie gilgotać. Przez to, że nie miałam na sobie bluzki zwinne palce Pottera czułam dwa razy lepiej. Rzucałam się niesamowicie, krzyczałam, piszczałam. NIC. Jestem przekonana, że maltretował by mnie dłużej, ale przyszła Kate i dwuznacznie to wyglądało.
-Harry co to ma być? Zdradzasz mnie z tą wieśniarą? -Warknęła oburzona blondi.
-Nie! To nie tak! Ja ją jedynie łaskotałem! -Bronił się Styles, ja jedynie przyglądałam się temu z rozbawieniem. Siadłam po turecku i oparłam się o poduszkę.
-Nie pogrążaj się! -Krzyknęła Kate i wybiegła. Jak na chłopaka przystało musiał ją dogonić. Uśmiechnięta podążałam ku kuchni, bo w końcu nie zjadłam śniadania. Gdy byłam blisko miejsca podsłuchałam rozmowę Liama.
-Tak...Yhymnn...Czyli jest taka możliwość?...O to świetnie... Niall się ucieszy...W tę sobotę o 16... Tak możesz z partnerką...To do zobaczenia Justin... -Nacisnął czerwoną słuchawkę i odłożył telefon na stół. Gdy usłyszałam imię Justin moje serce zamarło. Ten Justin? Że Justin Bieber? Wbiegłam do kuchni i z iskierkami w oczach spoglądałam na Liama.
-Zapomnieliśmy ci powiedzieć, że w tę sobotę jest impreza. - Powiedział rozgarnięty znad kubka kawy.
-Będzie m.in Justin Bieber. -Moja radość nie znała w tym momencie granic. Chciałam skakać, tańczyć, śpiewać. Mój idol będzie w tym domu! Będę mogła go poznać, przytulić, porozmawiać. To niemożliwe. Tyle się starałam żeby go chociaż zobaczyć na żywo, nie ważne gdzie, nie ważne jak, po prostu na żywo. tyle godzin siedziałam nad jego filmikami z YT, znam jego piosenki na pamięć, to jest niesamowite. Jakbyśmy się zmówili razem z Niallem zaczęliśmy piszczeć, ja skakałam, on za to wykonywał jakiś dziwny taniec. Ale nie ważne! Ja go zobacze! Wszyscy patrzyli się na mnie jak na wariatkę, zresztą nie dziwie się. -Belieber? -Szepnął Zayn.
-Taaaaaaaak. -Pisnęłam i nadal cieszyłam się wraz Horanem.Po 14 Chachi jeździ na deskorolce One Direction są na próbie
Jeździłam tak już kolejną godzinę i nadal nie mogłam sobie przyswoić, że w tą sobotę zobaczę osobę dzięki której podnosze się jeszcze z łóżka. Tak jakby mózg nie doprowadzał tej informacji. Nieważne. Zaczęły się zbierać gęste, czarne chmury, będzie padało. Po kilku minutach stałam przed drzwiami. Nacisnęłam klamkę. Zamknięte. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie.
-Cholera nie wzięłam kluczy. -Powiedziałam pod nosem i chciałam pojechać dalej. Jak na złość lunął deszcz. Nie moge tak pójść, zresztą nawet nie mam gdzie. Po chwili zorientowałam się, że mogłabym iść do chłopaków, ale... I tak nie mam gdzie się podziać, jak zostane tu to zachoruję. Wybrałam numer do Paula i wysłałam mu smsa:
"Podaj mi adres budynku w którym jesteście."
Nie czekałam długo a dostałam odpowiedź. Wzięłam gazetę, która leżała na wycieraczce i zasłoniłam nią głowę. Droga strasznie mi się dłużyła, zapewne dlatego, bo byłam cała mokra a wiatr sprawiał, że było mi przerażająco zimno. Jest. Dojechałam. Stałam pod wielkim budynkiem i niepewnie weszłam do środka. Wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli. No w sumie. Szesnastolatka, cała mokra, z gazetą na głowie i deskorolką, niecodzienny widok. Jeszcze raz spojrzałam na komórkę: 10 piętro, pokój 247. A więc jedziemy. Wsiadłam do windy, akurat w środku znajdował się mężczyzna w podeszłym wieku. Zmierzył mnie wzrokiem lecz nic nie powiedział. I dobrze, mam tak zły dzień, że jakby mi zwrócił uwagę, zapewne powiedziałabym mu wszytko co myślę. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk zakończenia "podróży" więc z przyjemnością wyszłam od tego dziwnego pana. Chodziłam korytarzami, bardzo mozolnie mi szło szukanie lecz wspaniała barwa głosu jaka wydobywała się z jednego z pomieszczeń wszytko mi ułatwiła. Lekko pchnęłam drzwi i stanęłam jak wryta...