Obudziłam się przez dźwięk mojego budzika. Dziś wtorek. Wytrzymam. Zwlokłam się z łóżka i powędrowałam na dół. Gdy przekroczyłam próg od kuchni, myślałam że mnie szlag trafi. Nieźle się zapowiada dzień. Już od rana widzieć zryte mordy to naprawdę coś. Lokowaty, gdy mnie zobaczył szczelił smajla i zaczął swój monolog:
-Hej, ślicznie dziś wyglądasz.- Spojrzałam na niego z politowaniem.
No bo kto inny mógłby być tak tępy, żeby o 6:30 rano powiedzieć praktycznie rzecz biorąc nieznajomej dziewczynie, że ślicznie wygląda. Ubrana jestem w starą, rozciągniętą i trochę powycieraną bluzkę z pikachu, moje czarne bokserki ledwo zasłaniają mi pośladki, włosy odstają mi w różne strony, a oczy mam podkrążone.
-Jesteś dupkiem. - Skwitowałam.
-Słucham?! Mnie nazywasz dupkiem? -OHO Lokowaty chyba pierwszy raz dostał kosza od dziewczyny.
Mimo że wczoraj spędziłam razem z nimi, może 7 minut, to coś się o nich dowiedziałam, wiem że pewnie oceniłam ich zbyt pochopnie, i zbyt powierzchownie ale już taka jestem i nie zmienię tego.
-Jak mniemam jesteś największym flirciarzem z zespołu. Wczoraj myślałam że mam omamy po spożyciu dużej ilości słodyczy, ale dzisiaj przekonałam się we własnym założeniu, że chcesz przelecieć każdą lepszą lub po prostu mieć następną do kolekcji. Jak można ''pokochać'' - zakreśliłam cudzysłowie w powietrzu. - Jeżeli w ogóle można kogoś pokochać w przeciągu kilku minut i nie zamienić z tą osobą żadnego zdania. Poza tym wczoraj byłam ubrana w dresy a dziś w rozciągniętą i poniszczoną bluzkę, do tego bokserki ledwo zakrywające mi tyłek a włosy mam w totalnym nieładzie, więc po tym stwierdziłam że jesteś zwykłym dupkiem.- Uśmiechnęłam się triumfalnie, lecz po chwili milczenia zaczęłam się dzielić moimi przemyśleniami.
- Ty. -Wtedy pokazałam na Muzułmanina. -Zakładam że jesteś największym lalusiem z zespołu, który ma obsesje na swoim punkcie. Ty - Mój wzrok padł na kolesia w paski. - Mimo że nie zamieniliśmy słowa to i tak sądzę że nie jesteś normalny.
-Dlaczego? -Oburzył się.
-Dlatego że wczoraj gadałeś o inwazji marchewek i że lokowatemu na łeb Keviny nasrają. - Gdy tylko sobie przypomniałam tę scenkę uśmiech bezwładnie wkradł mi się na twarz.
-Ty.- Tym razem skazanie wypadło na blondyna.- Wczoraj siedziałeś jak makiem zasiał, nic do mnie nie mówiłeś ale i tak wiem że uwielbiasz się śmiać. Cicho!!!-Położyłam palec wskazujący na moje rozgrzane wargi, ponieważ zobaczyłam że otwiera usta w celu dowiedzenia się czegoś nowego na temat swojej osoby.
Ale to dziwnie brzmi ode mnie chce się dowiedzieć nowych rzeczy o samym sobie. Panie i panowie takie przypadki tylko u Chachi Gonzales. I znów gadam do siebie, muszę z tym skończyć.
-Już ci mówię dlaczego. Wczoraj jak mówiłam do Paula żeby znalazł inne hobby, oni chichotali, a ty nie mogłeś nabrać powietrza ze śmiechu. I jeszcze jedno, gdy pytałam się czy groziłam wam już kiedyś, każdy z was był wściekły no oprócz tego lokowatego, ale on to wyrzutek.- HA jego mina w tym momencie niesamowita.
Twarz zrobiła mu się cała czerwona, dłonie zacisnął w pięści i naburmuszył się jak pięciolatka, której zabrano ulubioną lalkę. Ledwo powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechu, no ale musiałam dokończyć moje przemówienie
- A o czym ja to mówiłam? A tak. No to oni byli zażenowani a ty już w śmiech, no i też zauważyłam że uwielbiasz jeść... Tak jak ja. Już cię lobię. -Uśmiechnęłam się tak promiennie, że aż sztucznie.
-Na serio??? -Na jego twarzy było widać wielkie zdziwienie.
-Nie.- Tym razem spojrzałam na niego jak na debila, któremu obiecano naleśnika.