-To Paul i ludzie z Modestu - szepnął blady Liam
Co? Jakaś pani, na moje oko około 30 lat, zasiadła na przeciwko nas i rzuciła czasopismami na szklany stolik. Dwóch facetów w podobnym wieku stanęli po obu stronach kobiety z rękami zawiniętymi na torsie, a Paul podszedł do nas na końcu i zaczął bardzo mocno klaskać nam nad uszami. Wszyscy zdezorientowani i mocno przestraszeni usiedliśmy równo na kanapie wstrzymując oddechy, jakby wszystko co robimy miało mieć później jakieś konsekwencje.
-Co to jest? - warknęła brunetka biorąc w dłonie gazetę i rzucając nią w tors Louisa. Wszyscy delikatnie spojrzeliśmy na czasopismo na którym widniał wielki nagłówek "Harry Styles po upojnej nocy? Kim jest ta tajemnicza blondynka? więcej informacji na str.14" -Mam tego więcej -prychnęła pod nosem i podała nam kolejne cztery gazety.
"Harry Styles widziany z tajemniczą blondynką w sklepie!" "Harry Styles i tajemnicza blondynka spodziewają się dziecka?" Cóż za niedorzeczność. "Zapowiada się wielka impreza w domu sławnego zespołu One Direction!" "Harry Styles i tajemnicza blondynka przyłapani na gorącym pocałunku!" -Wytłumaczycie mi się? - spytała podirytowana. Wiecie co mnie śmieszy najbardziej? To, że wparowali tu bez zapowiedzi, nie przedstawili się, nie powiedzieli kim są, ani nic z tego typu rzeczy, gdyby nie Liam już pewnie prowadziłabym z nimi niemiłą konwersacje, lecz obiło mi się o uszy, że ludzie z Modestu to wpływowi ludzie. Wole nie ryzykować.
-No czekam! - krzyknęła. Widząc, że nikt z nas nie ma zamiaru odpowiedzieć na jej pytanie, wypuściła gwałtownie powietrze z ust. -Wiecie, że my tak tego nie zostawimy, prawda? Może niedawno zaczęliście karierę, nie jesteście jeszcze mega sławni, ale wszyscy chcą się o was dowiedzieć czegoś więcej, jesteście nowi w show biznesie, to kręci jeszcze bardziej te hieny, bo chcą was na samym początku oczernić. - zamknęła na chwile oczy i potarła twarz dłońmi - i wiecie co? -wszyscy pokręciliśmy przecząco głowami - świetnie im się to udaje. - prychnęła z niedowarzeniem pod nosem i pokręciła głową.
-Do sedna sprawy. Harry, Chachi ostatnie gazety trąbią tylko o was, wszyscy są ciekawi czy jesteście razem, znam na to pytanie odpowiedź. Nie. Harry ty masz dziewczynę Kate, nie mylę się prawda? A ty Chachi chłopaka Toma, huh? - spojrzała na nas pełnym pogardy wzrokiem czekając na potwierdzenie jej przypuszczeń.
-A-Ale jak? - zająknął się Styles przełykając głośno ślinę.
-Podpisaliście z nami kontrakt, musimy wiedzieć o was wszystko żeby potem móc po was naprawić gówna w jakie wdepniecie, to jest pierwsze. - zaśmiała się histerycznie biorąc do ręki jedno z czasopism.
-Nie możemy tego tak zostawić, bo wyjdziesz na męską dziwkę Harry. - Już nią jest. Przeleciało mi przez myśl przy czym automatycznie przekręciłam oczami. -Wychodzi na to, że masz dziewczynę Kate, całujesz się z Chachi co równa się ze zdradą, nastolatki nie chcą takiego idola, szczególnie matki tych dziewczyn zwracają uwagę na takie szczegóły. Mam dla was propozycje. Teraz Harry nie możesz być z Kate, bo jest za dużo szumu z Chachi, to by było nie w porządku gdybyś był z Kate, szczególnie, że masz z nią może jedno zdjęcie krążące po internecie, a z Chachi kilkadziesiąt. Tak więc postanowiliśmy, że albo będziesz udawał związek z Chachi, albo ona wraca do Polski i jej znajomość z waszą piątką się kończy. - Kurwa "albo ona wraca do Polski i jej znajomość z waszą piątką się kończy" ten urywek zdania odbijał się echem w mojej głowie. Jak to do Polski? Ja nie chce do domu dziecka! Ja nie chce! Już dość dużo się w nim ucierpiałam! Głowa zaczęła mi pulsować, oczy zaszły mi mgłą, a w gardle pojawiła się wielka gula której nie mogłam przełknąć. Nie wiedziałam, że najważniejsza decyzja, która ma zaważyć na moim dalszym losie ma spoczywać w rękach Harrego. W ogóle się nie spodziewałam, że go kiedykolwiek spotkam! Spojrzałam błagalnie w stronę Stylesa, lecz nie pomyślałabym, że może to odebrać od innej strony. On przecież doskonale sobie zdaje sprawę, że go szczerzę nienawidzę, nie ma pojęcia o mojej przeszłości, pewnie myśli, że jak wrócę do Polski to rzucę się w ramiona rodziców, dlatego też pewnie wybierze opcje drugą. Kurwa razy dwa.
-Niech jedzie do Polski i tak tutaj wszystkim zawadza - powiedział Harry. Momentalnie pobladłam. Zamaszyście zaczęłam kręcić głową, moje oczy nabrały się łzami, a siedzenie na kanapie sprawiało mi ogromną trudność.
-Prosze nie - chciałam krzyknąć lecz emocje jakie we mnie się skumulowały sprawiły iż nie wydobyłam z siebie żadnego dźwięku.
-Nie - szepnęłam i nabrałam gwałtownie powietrza.
-Jeszcze dziś wyjeżdżasz, idź się pakuj -powiedziała obojętnie ta baba poprawiając swoje włosy. Pokręciłam przecząco głową śmiejąc się histerycznie jakby to mogło mi pomóc wyrwać się z tego koszmaru.
-Nie możecie - powiedziałam łamiącym się głosem.
-Ale owszem możemy, jesteśmy od tego żeby dopilnować kariery chłopaków, a ty w tym momencie stoisz im na drodze -odrzekł jeden z tych panów z zawiniętymi rękami na piersi.
-Ale
-Nie ma żadnego "ale" Chachi, idziesz w tym momencie się pakować, zaraz ci zarezerwujemy lot do Polski. -Po moich policzkach zaczęły lecieć ciurkiem słone łzy, które chaotycznie wycierałam rękawami od bluzy.
-Idź już, lecisz najwcześniejszym samolotem - ostatni raz spojrzałam na twarze chłopaków i pobiegłam do góry. I co, że znam ich zaledwie tydzień? I co, że codziennie ich obrażam? Przywiązałam się do nich. Do tego nienażartego blondyna, który tak bardzo mnie przypomina, do Lou z którym spędziłam w windzie 3 godziny, do nadopiekuńczego Liama, który jeżeli chce nie jest taki święty za jakiego go wszyscy uważają, do Zayna z którym nie spędziłam ani jednej minuty na osobności i do Harrego, którego nienawidzę całym sercem. Jestem tak zdesperowana, że zrobiłabym wszystko aby Styles był moim chłopakiem, jeszcze nigdy nie upadłam tak nisko... Z moich oczu nie przestawały lecieć łzy. Walizka z każdą minutą była bardziej zapełniona, nie obchodziło mnie jak wrzucam ciuchy, ważne było abym się uporała z tym wszystkim jak najszybciej, chce już stąd wyjechać, nie chce już na nich patrzeć, gdyż wiem, że im dłużej pozostane w tym pomieszczeniu tym bardziej będę cierpiała a rany na nadgarstkach będą głębsze. Agresywnie wrzucałam ubrania do walizki co jakiś czas ciągnąc się za włosy wyrywając sobie je garściami. Mam dość. Gdziekolwiek nie pójdę jestem problemem. Gdziekolwiek się nie zjawię coś spierdole. Obiecuję sobie, że jak wrócę do Polski popełnię samobójstwo i tym razem mnie już nikt nie uratuje. Mam dość tego popierdolonego życia, ja już po prostu sobie nie radzę, chce być szczęśliwa. Czy to tak wiele? Gdy po raz kolejny wyrywałam sobie włosy poczułam jak ktoś mocno oplata mnie silnymi rękoma w tali.