Wysiadłam z taksówki i stanęłam przed wielkim budynkiem. Mogłam z ręką z na sercu nazwać go drugim domem. Siedziba FBI, w której pracował mój tata, miała kilkadziesiąt pięter, a każde z nich skrywało wiele zagadek. Nawet ja, która skończyła już dziewiętnaście lat i bywała tam co najmniej raz dziennie nie potrafiłam ich rozgryźć.
Weszłam przez ruchome drzwi i znalazłam się w środku, przeszłam znaną mi od lat kontrolę i wydanie przepustki dla gości. Zmierzałam w stronę windy, gdy zatrzymała mnie Nicole, śliczna blondynka pracująca tutaj na recepcji.
- Susan! Nie wiedziałam, że będziesz tu dzisiaj. - Dziewczyna przywołała mnie do siebie gestem ręki.
- Przychodzę tu codziennie od kilku lat, jakim cudem mogłam dzisiaj tu nie być? - Zapytałam ją i przytuliłam na powitanie, naprawdę ją uwielbiałam.
- Ale zawsze mogło się coś wydarzyć, przez co mogłabyś się nie pojawić, np. jakaś randka z czarującym blondynem. - Zaśmiałam się na jej odpowiedź.
- Dobrze wiesz, że wolę brunetów, a teraz muszę cię przeprosić, ale tata na mnie czeka. - Już po pożegnaniu z dziewczyną miałam iść w stronę windy, ale usłyszałam, jak blondynka mnie woła.
Przekazała mi jakieś pudło prosząc, żebym zawiozła je na piąte piętro i zostawiła Rebecce, która powinna kręcić się między biurami tego piętra. Kobietę poznałam już jakiś czas temu, gdy zaczynała tutaj pracować. Miałam za zadanie oprowadzić ją po budynku, bo nikt nie miał na to czasu i chęci, a ja z chęcią przystałam na tę propozycję. Wolałam pochodzić z nią po firmie, co zajęło mi jakąś godzinkę niż siedzieć gdzieś w jakimś pomieszczeniu i nudzić się czekając aż ktoś znajdzie mi jakieś zadanie.
Po paru krokach wreszcie dostałam się do windy i kliknęłam przycisk z cyferką pięć. W uszach od razu zadźwięczała mi znana melodyjka mająca na celu umilić podróż na dane piętro, niestety po tylu latach słuchania jej w kółko zaczynała być denerwująca, naprawdę zastanawiam się, dlaczego nie została jeszcze zmieniona.
Gdy drzwi windy rozsunęły się, a ja zostałam uwolniona z latającej puszki i tej okropnej melodyjki powędrowałam w poszukiwania Rebecci. W holu jak zawsze kręciło się wielu mężczyzn w garniturach zerkając na mnie z uśmiechem, wielu z nich kojarzyłam, innych znałam bliżej. Przychodziłam tutaj od lat, nawet będąc małym szkrabem uwielbiałam tu przebywać, a właśnie niektórzy z tych ważniaków w garniturach robili za moją niańkę. Jednakże, gdy dorosłam dalej spędzałam z nimi czas, byłam już starsza i mogłam porozmawiać z nimi na o wiele lepsze tematy niż nowe lalki Barbie. Oni również chętniej podchodzili do spędzania czasu z prawie dwudziestoletnią kobietą niżeli paroletnim dzieckiem.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu kobiety, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Po obejściu sześciu pomieszczeń miałam już trochę dość, dlatego zapytałam pierwszej napotkanej osoby, czy wie może gdzie się znajduje. Jak się okazało kobieta siedziała w sali konferencyjnej na samym końcu korytarza. Podziękowałam cicho za pomóc i żwawym krokiem ruszyłam do wspomnianego miejsca.
Pchnęłam drzwi ramieniem, ponieważ w rękach trzymałam dość sporych rozmiarów karton i weszłam do środka z nadzieją, że w niczym nie przeszkodziłam. Drzwi co prawda były przeszklone, ale szkło było oklejone specjalną folią, która uniemożliwiała zobaczenie środka pomieszczenia.
Gdy weszłam do środka nie usłyszałam rozmów, co mnie uspokoiło, oznaczało to, że nie trwa żadne ważne spotkanie, w którym mogłam przeszkodziłam.
- Ooo Susan już od ciebie zabieram to pudło. - Przejęła z moich rąk olbrzymi karton i odłożyła go na stół. Następnie odwróciła się do mnie i posłała mi swój cudowny uśmiech. - Strasznie ci dziękuję za to. Miałam go dostać już kilka godzin temu, ale co chwile miał go w rękach ktoś inny i sama nie byłam pewna do kogo mam po niego iść.
![](https://img.wattpad.com/cover/299640960-288-k382145.jpg)
CZYTASZ
Race for the truth.
RomanceWidziała ten błysk w jego hipnotyzujących oczach oznaczający, że to dopiero początek ich historii.