11

391 18 13
                                    

Kawa, czyli napój bogów. Mogłabym ją pić cały czas i nawet nie odczuwać przypływu energii. Prawdopodobnie było to spowodowane tym, że więcej w niej miałam mleka niż samej kawy, ale to mało ważne.

Gdy wreszcie po dwóch ciągnących się całą wieczność wykładach mogłam opuścić na godzinę ten diabelski budynek byłam przeszczęśliwa. Przerwa między zajęciami z jednej strony była świetna, bo miałam chwilę by odpocząć, a z drugiej strony, gdyby jej nie było to szybciej mogłabym wrócić do domu. Niestety to nie ja układałam plan, więc nie miałam tu nic do gadania.

Moją cudowną godzinę wolnego miałam spędzić z Emily i Jose. Brunetka miała dzisiaj wolne od pracy, więc gdy tylko usłyszała słowo kawa zgodziła się. Jose podobno również nie miała zbytnio planów na południe, więc z chęcią dała się namówić.

Dlatego właśnie przechodziłam teraz przez drzwi prowadzące do kawiarni, która oblegana była przez studentów. Stała najbliżej od uczelni, więc o każdej porze panował w niej ogromny tłok. Większością klientów byli właśnie studenci, którzy przychodzili tutaj na chwilę przed zajęciami, w przerwie między nimi, lub po nich.

Ledwo przekroczyłam próg, a czułam na sobie dziwne spojrzenia ludzi. Miałam wrażenie, że o tej akcji z wczoraj zaraz zapomną i znajdą sobie nowy temat do plotek. Niestety, odkąd rano przyszłam każdy na mnie spoglądał nawet się z tym nie kryjąc. Jasne, wykładowcy i wszyscy wyżej postawieni dalej pamiętali o wczorajszej akcji, ale przez pryzmat wybicia okna i alarmu. Próbowali złapać tego, kto to zrobił, ale po plotkach wnioskowałam, że nie do końca mieli jakiekolwiek poszlaki. Kamera w tym miejscu przestała działać i podobno nikt nikogo nie widział.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu próbując odnaleźć blond czuprynę Jose. Nigdzie nie mogłam dostrzec jej praktycznie białych włosów, ale w oczy rzuciła mi się ręka Emily, którą machała, by pokazać mi, gdzie siedzi. Obok niej nie było jeszcze naszej koleżanki, więc to wyjaśniało, dlaczego nie mogłam jej dostrzec.

Zasiadłam na krześle obok i cmoknęłam ją w usta na powitanie. Od razu dowiedziałam się, że nasza blondyna stoi w korku i lekko się spóźni, więc poszłam zamówić mi i Em napój, a ona pilnowała nam miejsca.

- Dlaczego każdy się tak na mnie dziwnie gapi? - Spytałam stawiając przed nią kubek z kawą. - Rozumiem, że William się wczoraj pojawił i odjechaliśmy razem, ale serio ludzi to interesuje aż tak? Nie mają swojego życia.

Emily oczywiście była na bieżąco ze wszystkim. W drodze do domu, gdy czekałam na taksówkę, która podrzuciła mnie pod uczelnie bym mogła zabrać samochód, rozmawiałam z nią i o wszystkim jej powiedziałam. Podobno coś tam wiedziała, bo akurat, gdy była w mieszkaniu u Zack'a zadzwonił do niego William i go poinformował, że jedzie po mnie.

- Nie widziałaś? - Usiadłam z powrotem na krześle, zmarszczyłam brwi i pokręciłam przecząco głową.

- Czego? - Spytałam z niezrozumieniem.

Emily nie odpowiedziała mi tylko sięgnęła po swój telefon, odblokowała go i widziałam, jak coś wpisywała. Czekałam chwilę, aż zaczęła mi machać przed twarzą jakimś profilem na instagramie.

- Debilko nie machaj tak, bo nic nie widzę. Dawaj to. - Wyrwałam jej z rąk telefon nie zwracając uwagi na jej prychnięcie i spojrzałam na wyświetlacz, przez co zamarłam.

Konto, którym mi tak machała przed nosem było kontem Williama, ale nie przez to tak zamarłam, lecz przez jego ostatnie dodane zdjęcie.

Ja i on.

My.

Wyglądający, jakbyśmy się całowali pod ścianą. Ktoś świetnie wybrał kadr, bo wcale nie widać, jak naprawdę się tam kłóciliśmy, chwilę przed tym, jak go kopnęłam. Wyglądaliśmy na zadowolonych i zakochanych? Ja stałam oparta o ścianę i spoglądam wprost w jego oczy, dosłownie minimetry dzieliły jego usta od moich, na których miałam przyklejony drwiący uśmieszek, który na zdjęciu wyglądał, jakbym śmiała się z czegoś, co powiedział chłopak. Natomiast William swoją rękę miał położoną na ścianie, a drugą trzymał na moim biodrze.

Race for the truth.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz