Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania <3
Zapach spalonej gumy i dźwięki piszczących opon roznosiły się po całym terenie. Kurz i unoszący się piach w powietrzu dostawały mi się do płuc z każdym oddechem. Jednak nie interesowało mnie to, cała moja uwaga była skupiona na trwającym wyścigu.
Gdy tylko William odstawił mnie obok przyjaciół od razu ruszył na linię startu. Ja natomiast jak posąg zastygłam w jednym miejscu niezdolna do poruszenia się choćby o centymetr. Zaintrygowana oglądałam, jak brunet po raz kolejny rozwala swoją konkurencję.
Tłum ludzi skandował nazwisko mężczyzny. Wszyscy nie mogli się doczekać, aż jego samochód przetnie linię mety wygrywając, tym samym dając satysfakcję każdemu, kto postawił na niego pieniądze.
I tak też się stało. Błękitna strzała zostawiła konkurencję daleko w tyle i pojawiła się obok tłumu, jako pierwsza, a jego opony zostawiły za sobą długi i ciemny ślad podczas hamowania. Drzwi po chwili otworzyły się, a z samochodu wysiadł mój William. W sensie William, po prostu William.
Jego wzrok od razu spoczął na mnie i kompletnie zignorował wszystkich ludzi, wokół którzy próbowali się przepchnąć do niego, by pogratulować mu wygranej. Podszedł do mnie powoli, złapał mnie za rękę i przybliżył swoje usta do mojego ucha.
- Wsiadaj - szepnął. Poczułam, jak serce zaczęło mi mocniej bić. Dalej po akcji sprzed wyścigu nie ochłonęłam, a ten debil znowu coś planował.
Jednak nie protestowałam, bo po co? I tak dopiąłby swego, a dla naszego dobra lepiej nie sprzeczać się na widoku ludzi.
William, jak na dżentelmena przystało przytrzymał mi drzwi i zamknął je za mną. Gdy tylko zasiadł za kierownicą w mgnieniu oka odpalił samochód i ruszył z miejsca tak, że za nami rozciągała się ogromna chmura dymu i kurzu.
Spojrzałam w lusterko, dzięki któremu było widać, jak szybko oddalaliśmy się od tłumu samochodów i reszty ludzi.
- Co ty robisz? - Przeniosłam swój wzrok na bruneta unosząc lekko brwi.
- Jesteś cały wieczór jakoś dziwnie spięta, przyda nam się chwila odstresowania.
- Nam?
- No przecież jako najlepszy chłopak nie mogę cię zostawić. - Oderwał wzrok od jezdni by spojrzeć na mnie i puścić mi oczko.
Przewróciłam oczami na jego odpowiedź, ale w duchu byłam cholernie ciekawa, co zamierzał. Nie ukrywałam, że z niecierpliwością wyczekiwałam końca podróży. Czułam dreszczyk emocji, a z drugiej strony byłam kompletnie zauroczona tym, że olał wszystko i wszystkich dla mnie. Po prostu zobaczył, że zachowuję się inaczej i postanowił coś dla mnie zrobić. To było całkiem słodkie?
Podróż mijała nam spokojnie, między nami panowała cisza, ale w żadnym wypadku nie była niezręczna. Miałam wrażenie, że w ostatnim czasie czułam się w towarzystwie Williama naprawdę dobrze i może nawet komfortowo?
Za oknami samochodu rozciągał się las, mgła okryła wieczór, a jedynym światłem na drodze były reflektory samochodu. Oprócz odgłosów pracy silnika i wiatru w samochodzie leciała po cichu muzyka, jednak, gdy tylko do moich uszu dotarły pierwsze dźwięki She Looks So Perfect moja dłoń automatycznie powędrowała do panelu, żeby zwiększyć głośność.
Bujałam się do jednej z moich ulubionych piosenek, aż usłyszałam, jak William podśpiewuje po cichu tekst piosenki. Przeniosłam wzrok na niego i dostrzegłam, że cała jego uwaga skupiona była w pełni na mnie.
- Your lipstick stain is a work of art.* - Wypowiadając kolejne słowa piosenki nie odrywał ode mnie wzroku, teraz natomiast przeniósł go na moje usta, które pokryte były ciemną, bordową pomadką.
Speszona lekko przeniosłam wzrok z powrotem za szybę, a moim oczom ukazał się zniewalający widok. Las, który przez większość drogi nas otaczał doprowadził nas do jeziora, które rozciągało się po mojej prawej stronie. Kawałek od niego widoczne było pole kempingowe, rozstawione domki, które prawdopodobnie były do wynajęcia i ogromny dom, jak podejrzewam jakaś restauracja, bądź dom weselny.
Mężczyzna zaparkował samochód niedaleko jeziora, a następnie wysiadł i otworzył mi drzwi.
- Idziemy na wesele droga diablico.
- Czekaj, co? - Spojrzałam na niego niezrozumiale. - Ktoś z twoich znajomych bierze ślub?
- Nie, totalnie nie znam tych ludzi.
- Nie rozumiem. - Pokręciłam głową. - Mamy się wbić na weselę do nieznanych nam ludzi? A co, jeśli ktoś się dowie?
- Diablico, nawet jeśli ktoś się zorientuje to co wtedy? - Podszedł do mnie bliżej i złapał mnie za ramiona. - Nikt nam nic nie zrobi, w najgorszym wypadku nas wyrzucą i wrócimy do domu. Wszyscy doskonale wiemy, że wesele to najlepsze miejsce na odstresowanie się, więc po prostu baw się i nie zwracaj na nic uwagi.
Biłam się z myślami, czy naprawdę chcę się wbić z Williamem na wesele obcych nam ludzi. To było szalone i nieodpowiedzialne, ale tak jak powiedział przecież nim nam nie grozi, prawda? Już z tego miejsca słychać było muzykę jak i krzyki ludzi, którzy najprawdopodobniej świetnie się bawili w środku.
Z jednej strony fascynowała mnie myśl, że nikt mnie nie zna, będę mogła się wygłupić i więcej tych ludzi nie zobaczę. Nawet jeśli ktoś by mnie tam oceniał, to co z tego? Ale z drugiej strony czułam lekką obawę.
A w sumie, pieprzyć to, wiecznie młoda nie będę, więc teraz będąc jeszcze nastolatką miałam idealną okazję na robienie nieodpowiedzialnych i skrajnie głupich rzeczy.
Nie spoglądając na bruneta ruszyłam przed siebie prosto do wejścia.
- Idziesz?! - krzyknęłam do Williama nie słysząc go za sobą.
______________
Cześć misie!
Tak wiem krótki rozdział, ale doszłam do wniosku, że będę dzielić rozdziały i zamiast dostawać co tydzień/dwa jeden dłuższy rozdział po prostu wrzucę wam parę takich krótszych. Wy nie będziecie się tak niecierpliwić, a ja na spokojnie bez stresu będę sobie pisać. Rozdziały będę numerować tak jak widzicie 13.1; 13.2; 13.3; tak żeby się nie pogubić.
Napiszcie koniecznie, czy podoba wam się ta zmiana <3
W międzyczasie zapraszam na moje social media:
Instagram: toriqu_
Tik tok: toriqu.wattpad
Twitter: toriqu_wattpad
CZYTASZ
Race for the truth.
RomanceWidziała ten błysk w jego hipnotyzujących oczach oznaczający, że to dopiero początek ich historii.