2.

212 16 1
                                    

- Zbudź się! - ktoś krzyknął w moje ucho. Natychmiast zerwałam się na równe nogi.

- Skaczemy! - krzyknął ktoś inny.

Pociąg pędził przez pola, a stukot kół odbijał się w nocnym krajobrazie.

- Trzy... Dwa... Jeden... Już! - cała nasza czternastka wyskoczyła z wagonu.

Poturlaliśmy się kawałek po śniegu. Nawet nie narobiliśmy sobie wielu siniaków.

Zimny puch natychmiast mnie rozbudził.

- Co się stało? - spytałam zaskoczona, chwytając za dwa medaliki na szyi. Dalej tam są.

Puszczyk bez słowa wskazał na kierunek, w którym zmierzał pociąg.

Niewiele mogłam zobaczyć przez ciemną noc, ale udało mi się dojrzeć niewyraźny budynek, coś jakby...

- Auschwitz... - mruknęłam przerażona.

- Z kominów bucha ogień... Ogrom ludzi tam ginie.

Opadłam na jeden z kamieni, chwytając się za skronie.

- Czy jest w ogóle sens walczyć?... - spytałam sama siebie, walcząc z cisnącymi się do oczu łzami.

- Jest. - Świerszcz chwycił mnie za ramiona. - Odzyskamy ziemię Polski. Wierzymy w ciebie, Wichrze. - uśmiechnął się.

Świerszcz ma rude włosy i zielone oczy.

- Dziękuję wam... Nie wiem co bym bez was zrobiła.

- Ruszajmy dalej. - powiedział po chwili Puszczyk.

- Ruszajmy. Robi się zimno. - zadrżałam.

Ruszyliśmy wzdłuż torów, oddalając się od obozu. W razie czego uciekniemy w las i będziemy liczyć na szczęście.

Czułam narastającą gorączkę, jednak mimo to szłam przed siebie, ignorując objawy choroby przejściowej.

Po kilku godzinach marszu dotarliśmy do ruin miasta. Niestety nie orientowaliśmy się w polskiej zabudowie tak jak Polska, więc zdarzało się, że błądziliśmy między tymi samymi ulicami.

Śnieg zakrył martwe ciała, przez co co jakiś czas potykaliśmy się o nie, a nasze zmęczone nogi nie pomagały w stabilizacji.

- Mam coś! - krzyknął jeden z moich żołnierzy.

Natychmiast zebraliśmy się wokół niego.

Na ziemi leżała kobieta, która miała może dwadzieścia lat. Na ramieniu miała biało-czerwoną opaskę, choć materiał został już zabrudzony krwią. Pod jej brzuchem leżała torba.

Ostrożnie wysunęłam bagaż i przejrzałam zawartość.

- Meldunek... - wymruczałam ledwo słyszalnie.

Otwarłam wiadomość.

- "Jest zima (nie wiem, który dzień dokładnie). Polska upadła. Mam kilku żołnierzy, ale to nie wystarczy. Zajmij się tą dwójką, a ja zgłoszę się po nich tak szybko jak tylko dam radę. Idę się poddać, bo nie daję już rady. Nie poddawajcie się. Jeszcze Polska nie zginęła!" Podpisano Polska... - przeczytałam.

- Ta dwójka. - rzucił nagle Kamyk. - Gdzieś tu musi być druga osoba.

- Przeszukać teren. - rozkazałam.

Wstąpiła w nas nagle nowa siła. Każdy biegał po gruzach, szukając zagubionej osoby, aż w końcu usłyszeliśmy czyjeś łkanie.

Weszłam pierwsza do niewielkiej piwnicy.

Odzyskać ziemie utraconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz