Jechaliśmy kilka dni. Zapasy jedzenia i wody zużywaliśmy w minimalnych dawkach, żeby ci których spotkamy na Syberii mogli przetrwać długą podróż.
Ciężarówka zatrzymała się między zabudowaniami, które niestety pamiętam. Choć byłam tu tylko przez miesiąc po powstaniu na Węgrzech i tak odczułam srogi grudzień na bezdrożach Rosji.
- Znowu w tym samym miejscu... - mruknął jeden z Niemców, jednak został zignorowany przez wszystkich zebranych.
Wyskoczyłam z ciężarówki, zapadając się w wysokim śniegu. Sama nie wiem jak nie utknęliśmy gdzieś po drodze w wielkich śnieżnych zaspach.
Podeszłam do drewnianego budynku, pukając w drzwi, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Ponowiłam czynność.
- Halo?! Jest tam kto?! - krzyknęłam.
Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam zaniepokojona na moich ludzi, którzy również nie wydawali się szczęśliwi z zaistniałej sytuacji.
- Ryśka! - krzyknęła Zapałka. - Mak! Jest tu ktoś?!
Drzwi skrzypnęły. Spojrzeliśmy w tamtą stronę.
Widok, który objawił się przed nami, sparaliżował nasze ciała, wydobywając z nich westchnięcia zdumienia.
Przed nami stała bosa dziewczyna w poszarpanych ubraniach, które ciągnęły się za zmarzniętą i wychudzoną kostuchą, której blada skóra niemal nie różniła się od leżącego wszędzie śniegu. Jedyne co odróżniało ją od puchu były ciemne sińce, pokrywające całe jej ciało i skołtunione brązowe włosy, które ktoś, może nawet ona sama, wyrwał z głowy. Zjawa w słabych dłoniach trzymała niewielki gwóźdź.
- Kim jesteś? - wyszłam na przód, budząc się z szoku. Nieznajoma cofnęła się w głąb budynku. - Spokojnie... Nie skrzywdzę cię...
Spojrzała na mnie nieufnie, poprawiając dłoń na "broni".
- Podajcie coś do jedzenia. - rzuciłam do pozostałych, a już po chwili w moich dłoniach spoczywała otwarta konserwa. Zobaczyłam iskierki w pobladłych oczach dziewczyny. - Jesteś głodna? - kiwnęła ostrożnie głową.
Przesunęłam ostrożnie konserwę po śniegu, po czym cofnęłam się na poprzednie miejsce.
Zjawa chwyciła puszkę w dłonie, zatrzaskując drzwi do chaty.
- Świetnie, Węgry... Po prostu świetnie. - mruknął niezadowolony Puszczyk.
- Więcej cierpliwości do nieufnych. - syknął jeden z Niemców, wsiadając na pakę ciężarówki. - Lepiej poczekajmy, to może będziemy nocować w ciepłym pomieszczeniu.
Po jakimś czasie, podczas którego nie zmieniłam pozycji nawet o milimetr, drzwi ponownie otwarły się na oścież, jednak tym razem nikt nie wyszedł ze środka.
Rzuciłam pistolet na śnieg, zostawiając nóż pod ręką i powoli ruszyłam do środka.
Kiedy weszłam do drewnianej chaty, drzwi zatrzasnęły się i choć moim pierwszym odruchem było próba otwarcia ich, powstrzymałam się, wpatrując się w przerażone twarze kilku osób, w tym dziewczyny, która jeszcze chwilę temu stała przed domem.
Wszyscy byli tak samo wychudzeni i obici. Na twarzach kilku osób tkwiła krew, kilka osób było pozbawionych ucha lub oka.
- Przychodzę od Polski. - stanęłam wyprostowana, a w oczach ludzi błysnęła iskra nadziei. - Chcemy wam pomóc. Nie skrzywdzimy was. - zapewniłam.
Dziewczyna wskazała mi drzwi, poganiając mnie w ich stronę, po czym zwyczajnie wyrzuciła mnie na śnieg, zatrzaskując drzwi.
- Co jest? - spytał Wrzos, podnosząc mnie z ziemi.
CZYTASZ
Odzyskać ziemie utracone
FanfictionNiemiecka agresja na świat powiodła się, choć ich poprzednie dwie próby zakończyły się klęskami. Ludzie pogodzili się ze swoim losem, mimo że gdzieś w głębi serc czuli przywiązanie do swojej wolności... ⚠️⚠️⚠️⚠️⚠️⚠️⚠️ PRZECZYTAJ OPIS ZANIM ZACZNIESZ...