14.

128 13 3
                                    

Około piątej obudził nas dzwonek, który rozbrzmiał na całym terenie, gdzie spaliśmy.

Państwa osobno, żołnierze osobno. Jednak wszyscy mieszkaliśmy w murowanych barakach, podobnych do tych w obozach koncentracyjnych.

Wszyscy pozbieraliśmy się z łóżek, choć nie byliśmy optymistycznie nastawieni do wczesnego wstawania.

Baraki powoli były otwierane przez niemieckich żołnierzy, a do środka wpadało zimne powietrze majowego poranka.

- Wychodzić. - syknął jeden z wyższych stopniem Niemiec, patrząc na nas pogardliwie.

Ruszyliśmy czujnie na plac. Zobaczyliśmy naszych ludzi po drugiej stronie placu. Stali pod swoimi barakami, trzęsąc się z zimna.

- Zbierzcie ich do apelu. - rzucił żołnierz, mijając nas ze swoimi ludźmi.

Spojrzeliśmy po sobie, rozchodząc się w różne strony, a po chwili już zbieraliśmy naszych ludzi w szykach wokół placu, zostawiając miejsce dla Niemiec.

Na placu rozległa się cisza, a po chwili Niemcy wprowadził swoich ludzi.

- Dziękuję wam za obecność, od dwóch dni świat ma szczęśliwy nadzór Niemiec i Rosji. - zaczął. - Od dzisiaj językiem obowiązującym jest niemiecki, a każdy kto będzie posługiwał się innym językiem zostanie ukarany. - raczej kogo złapią. - Dzisiaj o godzinie trzynastej wszystkie państwa mają się stawić w sali konferencyjnej. Możecie się rozejść. - ogłosił, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł do swoich zadań.

Wyszłam przed szereg jako jedna z pierwszych osób.

- W miejscu, rozejść się! - zakomenderowałam, niestety, po niemiecku do moich ludzi, którzy natychmiast opuścili szereg.

- Co teraz? - spytała Zapałka przyciszonym głosem. Znała niemiecki, choć nie była pewna wszystkich zwrotów.

- Teraz czekamy... Mam złe przeczucia co do dzisiejszego spotkania...

- To znaczy? - wciął się Korek.

- Nie mogę powiedzieć. Boję się, że ktoś nas nakryje... - rozejrzałam się nerwowo.

- Wiadomo co z tą trójką Niemców? Mówię o Tulipanie, Bachu i Kogucie. - spytał Ziółko.

- Nie, ale może dowiemy się czegoś w najbliższym czasie...

Spojrzałam na zegarek.

- Muszę lecieć. Trzynasta za kwadrans. - ruszyłam w kierunku ogromnego budynku, który znacząco wyróżniał się nad horyzontem. - Puszczyk przejmujesz dowodzenie.

Przyspieszyłam krok, maszerując w obranym kierunku. Po chwili dołączyło się jeszcze kilka osób, dzięki czemu choć trochę się uspokoiłam.

Weszliśmy na wielką salę, siadając na swoich miejscach i niecierpliwe czekaliśmy na nadejście wyznaczonej godziny. Czułam jak serce próbuje podejść mi do gardła, jednak wciąż próbowałam brać głębokie oddechy, żeby choć trochę się odstresować.

Niespodziewanie po schodach zaczęły schodzić państwa z bloku opanowanego przez Rosję i równie zestresowane jak my siadać na miejscach oznaczonych ich nazwami.

Obok mnie usiadł Estonia i Finlandia.

- Widziałaś gdzieś Polskę? - wyszeptał Estonia.

- W grudniu. Zabili go. - odrzuciłam, próbując nie myśleć o znikającym ciele.

Chłopak spojrzał na mnie przerażony, jakby szukał jakiegoś uśmiechu u mnie, że to żart, jednak tylko kiwnęłam głową ze smutkiem. Odwrócił wtedy wzrok, przecierając oczy rękawem.

Odzyskać ziemie utraconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz