4.

150 16 4
                                    

Nad ranem obudziło nas gwizdanie wiatru.

Spojrzałam odruchowo na Niemców, którzy byli równie zaspani co my wszyscy, ale mimo to byliśmy wobec nich czujni.

- Co robimy dzisiaj? - spytał jeden z moich ludzi.

- W którą stronę wieje wiatr? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- W północny-wschód?... - odpowiedział niepewnie. - Po co ci to?

- Polska umarł fizycznie, ale jego duch będzie krążył po tych ziemiach tak długo, jak Polacy są żywi, a wiem doskonale, że Niemiec nie wymorduje wszystkich Polaków, bo jest to po prostu niemożliwe.

- Jak to? - spytała Struna.

- Pomyśl trochę. Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. - zacytowała Zapałka.

- Czyli nasz kierunek to Syberia? - spytał Puszczyk.

- Niestety... Macie jakieś ciepłe ubrania?

- Coś się znajdzie, ale raczej nie wystarczająco, żeby przetrwać tamtejszy klimat. - stwierdził Hans.

- Niedaleko jest wioska. Niemcy wywieźli wszystkich do obozu, a rzeczy zostały. - podpowiedziała Struna. - Tam powinny być jakieś ubrania.

- To nie będzie szaber? - spytał Wrzos.

- Zawsze możesz marznąć. - wzruszyła ramionami. - Ja nie mam takiego zamiaru.

- Polska dobrał sobie ciekawych ludzi... - mruknęłam.

- Wiesz, prawie poderżnęłam mu gardło. - zaśmiała się.

- Jak to?

- To dłuższa i mało istotna historia. Zbieramy się czy patrzymy na śnieg? - klasnęła w dłonie.

- Zbieramy się. Na wóz. Zapałka do przodu, Wrzos prowadzi. - zakomenderowałam.

Natychmiast zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy, a już po chwili siedzieliśmy w ciężarówce. Ciekawe jak nam się uda ta wyprawa na Syberię... Oby jak najwięcej ludzi żyło...

Nie minęło nawet dziesięć minut, a już stanęliśmy w wiosce. Domy stały blisko siebie ściśnięte, a wokół rozpościerały się otwarte pola.

- Każdy szuka jakichś ciepłych ubrań. Musimy nagiąć swoje morale...

Rozeszliśmy się po budynkach. Było ich tu całkiem sporo, wraz z dużą ilością czystych jeszcze ubrań. Znaleźliśmy też kilka apteczek, jakieś konserwy z jedzeniem, butelki z wodą i zapałki, które na pewno przydadzą się w dziczy. Udało nam się nawet odszukać paliwo, które natychmiast zapakowaliśmy na pakę.

Po kilkunastu minutach zawołałam ludzi, którzy już mieli na sobie zimowe ubrania.

- Gotowi do podróży? - wszyscy odkrzyknęli z entuzjazmem. - Na wóz!

Wrzos usiadł za kierownicą, obok niego Brunet, który później zmieni go w razie zmęczenia. Pozostali, w tym ja, usiedli z tyłu.

- Ruszamy. - zapukałam do kabiny kierowcy, a ciężarówka ruszyła po drodze.

Usiadłam na miejsce.

- Co teraz? - spytała Struna.

- Teraz czekamy... Nic więcej nie zrobimy. Możemy jedynie liczyć, że ciężarówki szlag nie trafi i jechać w zimno Syberii. - stwierdziłam.

- Jaki był Polska? - rzuciła nagle Zapałka.

- Cóż... Był jak facet. Roztargniony, nieostrożny i lekceważył swoje zdrowie. Jednak trzeba mu przyznać, że był odważny w swojej głupocie, troskliwy o innych, czasem aż nazbyt, a coś co ceni w nim cały świat, to szacunek do kobiet. To też jego słabość. - zaśmiałam się. - Do dziś pamiętam jak opowiadał mi, że kiedyś podróżował po Kresach wschodnich, jeszcze za czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. To był okres powstań kozackich i wielu innych wojen, ale mniejsza z tym. Mówił mi tak: "Jadę sobie po lesie. Jest piękne słoneczko, ptaszki ćwierkają, jelenie biegają po lasach, aż tu nagle strzała mi przed nosem przelatuje. Zatrzymuję konia, rozglądam się i znikąd dostaję w siodło. Wyciągam strzałę, patrzę, Kozacy! Poganiam konia, jednak już mnie mają. Zrzucili z siodła i przygwoździli do ziemi. Modlę się w głowie, aż słyszę głos anioła. Myślę sobie, umarłem? Ale zaraz słyszę "Wstawaj". No to wstaję i patrzę się tępym wzrokiem w Ukrainę. "Co się gapisz? Kobiety żeś nie widział?" Jąkam się, nie wiem co powiedzieć. "Czego tu szukasz?" Pyta z pretensjami. No to mówię, że na odpoczynek od wojny przyjechałem. "Koniec odpoczynku. Buntujemy się, my Kozacy. Zjeżdżaj zanim każę cię ściąć." Wsiadam szybko na konia i odjeżdżam." - skończyłam. - Mógł ją wtedy ogłuszyć, zabić, zrobić dosłownie wszystko, ale nie. Zakochał się, a na dodatek nigdy nie skrzywdzi kobiety.

Wszyscy zaczęli się śmiać.

- Szkoda, że nie udało nam się go lepiej poznać... - mruknęła po chwili Zapałka, chwytając za naszyjnik.

- Co to za naszyjnik? - ludzie w wozie zaczęli powoli przysypiać.

- Krzyż harcerski... Jedyne co pozostało mi po moich bliskich, moim mieście i w ogóle moim życiu... - oparła się o plandekę ciężarówki.

- Schowaj to gdzieś. Po wojnie weźmiesz z ale jak oni ci to zabiorą, to już nigdy tego nie odzyskasz. - poradziłam.

- A ty? Masz dwa wisiorki. - zauważyła.

- Jeden z godłem Węgier, a drugi od Polski. Dał mi go na początku naszej przyjaźni i powiedział, że tak długo jak będzie mój, tak długo będziemy się przyjaźnić. Choć teraz wiem, że i tak bylibyśmy przyjaciółmi na dobre i na złe.

- Byliście. Druga wojna światowa. Powstanie na Węgrzech. Byliście nierozłączni.

- Fakt... - mruknęłam, odwracając wzrok i wpatrując się w drogę za nami.

- Jak myślisz, ile ten konflikt potrwa? - zapytała młodsza dziewczyna, wpatrując się w tą samą stronę.

- Dużo... Może dwadzieścia lat, może pięćdziesiąt... Niemcy wygra... Ma plecy w postaci Rosji, który jest całkowicie nieświadomy tego co się dzieje. Albo jest, ale jest zbyt zuchwały i myśli, że wygra.

- Gówno prawda. Niemcy zbiera swoją armię, złożoną ze wszystkich podbitych narodów. A zakładam, że jest ich sporo.

- Jak jeszcze byłam "po jego" stronie, - nakreśliłam cudzysłów w powietrzu. - to zdobył już całą Francję, Hiszpanię, Włochy, nawet Wielka Brytania mu się poddała. Dolicz do tego jeszcze Skandynawię i możesz już liczyć w milionach, nowoczesnej armii. Ja rozumiem, że Rosja jest silny, ale nie ma zbyt dobrej taktyki działania. Wystarczy jeden zamach na ich prezydenta, jeden atak na jego samego, a państwo stoi na skraju upadku. Kiedy Niemcy opanuje Europę, zajmie się Stanami Zjednoczonymi, a potem cały świat jest jego. Nawet Koreę Północną uciszy bez problemu.

- Każdy kraj jest teraz jego, jeśli nie spieprzy tego jak kilkadziesiąt lat temu...

Spojrzałam na nią.

- Jesteś mądra, mówił ci to ktoś? - mruknęła na potwierdzenie.

- Jest coś czego nie powiedziałam Polsce, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy.

- Co to?

- Uciekłam z domu, nie dlatego, że byłam w poprawczaku. Byłam w młodzieżowej radzie miasta, a matka kazała mi uciekać, żeby mnie nie zabili, kiedy wejdą do miasta. Posłuchałam. Spakowałam kilka ważnych rzeczy, ucałowałam mamę i wybiegłam z domu. Próbowałam namówić jeszcze kilka osób do ucieczki, ale nie wierzyli, że Niemcy przedrą się przez linie obronne. Poza tym w większości to byli mężczyźni, więc wzięli ich do armii... Miasto jest teraz obozem koncentracyjnym, a w promieniu pięćdziesięciu kilometrów jest wykarczowany las.

- Przykro mi...

- Chodźmy już spać... Mam dość... Nie lubię się tak uzewnętrzniać... - kiwnęłam głową.

Ułożyliśmy się wygodniej i posnęłyśmy jako jedne z ostatnich.

___

Ten rozdział jest taki przyjemnie spokojny. Szczególnie ta ostatnia część. - Bubka.

Odzyskać ziemie utraconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz