18.

250 15 62
                                    

Obudziłam się razem z gwizdkiem, który wzywał na poranny apel.

Pamiętałam poprzedni wieczór, jednak wolałam go wypierać z własnej świadomości.

Szybko zebrałam ludzi do apelu, czekając na rozwój wydarzeń. Nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Nie wliczam w to codziennych informacji o egzekucjach, bo stało się to już częścią naszej rzeczywistości i nikt nawet nie próbował z tym walczyć.

Po apelu ruszyliśmy na stołówkę na śniadanie.

Ustawialiśmy się z tacami po kolei przy ladzie, a dziewczyny, które na co dzień przebywają w szpitalu, nakładały nam posiłek.

Nie był może jakiś luksusowy, ale dzisiaj dostaliśmy białe pieczywo, które w tych warunkach było ciężkie do dostania. Do tego po plasterku pomidora, szynki, sera i kubek ciemnego płynu, który miał robić za kawę. Z reguły były to po prostu fusy z kawy Niemców, ale nikt wolał już o tym nie myśleć.

Kiedy podeszłam do lady, jedna z Ukrainek, która akurat miała dyżur na kuchni, nałożyła mi porcję jedzenia.

Nachyliłam się delikatnie.

- Wiesz co robić. - powiedziałam ściszonym głosem. Blondynka delikatnie kiwnęła głową. - Będę dziś po pracy.

Odeszłam od lady jak gdyby nigdy nic, siadając przy stoliku, gdzie siedzieli już moi ludzie.

- Witam państwa. - przywitałam się radośnie.

- Węgry! Kopę lat. - zaśmiał się Promyk.

- Bardzo śmieszne. Pracujemy w zasadzie w jednym budynku. - stwierdził Korek.

- Co tam u was? - spytałam.

- Nic nowego... - mruknął Głaz. - Dają nam niezły wycisk na tych pieprzonych treningach, a umówmy się, że te posiłki nie zawsze wystarczają.

Głaz ma jasne włosy, które bardzo połyskują w świetle, przez co często wydają się szare. Jakoś to połączyliśmy i uznaliśmy, że chłopak będzie nazywał się właśnie w ten sposób.

- Co ja ci poradzę... - westchnęłam. - O! Wiem o co chciałam zapytać!

- To pytaj. - Brunet spojrzał na mnie ze śmiechem.

- Co wy tacy szczęśliwi i uśmiechnięci ostatnio, co? - chłopcy spojrzeli po sobie lekko nieufnie.

- Lato jest, słoneczko grzeje, to i my szczęśliwsi. Skąd to pytanie? - odparł Ziółko.

- Wiedzcie, że jeżeli planujecie cokolwiek, to stanowczo zabraniam i odradzam. - nachyliłam się nad stołem.

Posiłek nie trwał długo, bo już po dwudziestu minutach gonili nas do zajęć.

Kraje jak zwykle ruszyły na salę konferencyjną. Dzisiaj jest poniedziałek, co znaczy, że czekają nas raporty i przemowy Niemiec. Nie lubimy tego słuchać, ale akurat my nie mamy nic do gadania. Jeszcze te moje pieprzone dokumenty, które zabrał Szwab.

Usiedliśmy na swoich miejscach. Moje raporty były na moim biurku. Odetchnęłam z ulgą.

- Cześć. - mruknął Finlandia, przechodząc za mną. Kiwnęłam głową w odpowiedzi. - Jak tam noc?

- Tragicznie... W ogóle się nie wyspałam.

- Współczuję. - usiadł na swoim miejscu.

Chwyciłam za teczkę z raportami, która leżała przede mną, przeglądając dokumenty po raz ostatni.

Po kilku minutach na salę wszedł Niemcy. Wszyscy wstaliśmy i czekaliśmy aż usiądzie na swoim miejscu.

- Witam i bez owijania w bawełnę zaczynamy. Węgry, zaczynaj. - spojrzał na mnie.

Odzyskać ziemie utraconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz