-15-

557 41 58
                                    

Pov: Dream

   Omawianie planu skończyliśmy około drugiej w nocy. Wszystko zaplanowane co do szczegółu. Schlatt nawet wybrał trójkę nieudaczników którzy pójdą na pastwę losu. A Tommy już załatwiał osobę która sprzeda nam ałtomaty i inne. Już niedługo będę wolny od zobowiązać.. No prawie. Będę im załatwiać kontakty, jakoś trzeba zarabiać. Już od rana ci debile będą nieświadomie pakować się w ręce policji. Po tych obradach ja sam chciałem załatwić wszystko z jakimś psychologiem czy innym lekarzem. Więc po prostu chciałem się pożegnać i wrócić do domu ale mnie zatrzymali.

- Dobra panowie ja już wracam. - Wstałem powoli.

- Nie zapalisz z nami? - Spytał Bad, czy to jakiś test mojej silnej woli?

- Wybaczcie ale kończę z tym, już wiem co robię źle. - I tak ich zostawiając wyszedłem.

   Znowu biegłem przez całe miasto jak debil. Gdy dotarłem przez dom zastanowiłem się czy nie zajść do George'a. Ale wolę to zrobić gdy ogarnę swoje życie. No to poszedłem prosto do domu. Chociaż to co zastałem dość bardzo mnie zdziwiło. Sap i jakiś chłopak przytulający się na kanapie. Było to dość urocze zjawisko.

- Ale jestem samotnym człowiekiem. - Westchnąłem mówiąc do siebie, wtedy poczułem jak coś ociera mi się o nogę. - Jak mogłem o tobię zapomnieć. - Zaśmiałem się i podniosłem małą puchatą kuleczkę na ręce.

   Poszedłem do swojego pokoju i tak jak stałem padłem na łóżko przed tym stawiając Patches na kołdrze.

   Rano obudziły mnie śmiechy w kuchni. Wstałem niechętnie przecierając zaspane oczy. Udałem się do kuchni i zastałem tam tamtą dwójkę próbującą robić śniadanie. Ale bardziej wyglądało jak jakiś początek do pornosa.

- Kiedy ślub? - Gdy mnie usłyszeli od razu od siebie odskoczyli.

- Idiota. - Nick chwycił jajko z blatu z zamiarem rzucenia we mnie. - A twój z Georgem kiedy? - Na to westchnąłem.

- Powiedzmy, że jak ogarnę swoje życie. Nie ważne, czy to ten słynny Karł?

   No i dostałem z jajka, można powiedzieć że zasłużyłem. Podniosłem ręce do góry w obronnym geście.

- Karl, ile razy mam cię poprawiać? - Wysoki brunet zachichotał rozbawiony niedorzecznością naszej mini kłótni.

- A ty to ten słynny Klej? - Odezwał się w końcu.

- Masz mnie, no dobra liczę na śniadanie a teraz, idę się umyć.

   Po około pół godziny byłem ogarnięty i nawet dostałem śniadanie. Jedliśmy wspólnie na kanapie, a ja ciągle rzucałem jakimiś głupimi żartami. Może jak jestem normalny ludzie mnie, lubią? Ciekawe mam rozmyślania. Gdy skończyłem jeść i odstawilem talerz na stolik kawowy obok opałem na plecy i wydałem jakiś dźwięk zmęczenia.

- Zabije waas. - Jęknąłem przecierając dalej zaspane oczy. - Wracam o drugiej a wy mnie budzicie o ósmej rano. Nawet nie wspomnę że końcówka tego dnia była dość męcząca. - Rzuciłem im wymowne spojrzenie.

- Aj, dramatyzujesz. - Zaśmiał się Nick

- Pff, jasne. Ja cię nie budzę tak wcześnie. - tym razem to on rzucił mi wymowne spojrzenie. - No dobra, zazwyczaj. Okej, ja muszę iść, mam dużo spraw na głowie. - Mówiąc to zabrałem telefon z owego stolika i zakładając czarną bluzę leżącą na kanapie. - Nick jeśli mógłbyś nakarmić Patches i przy okazji ogarnąć mi psychologa to będę wdzięczny. Papa! - Nie dając mu prawa głosu  i znowu jak poparzony wybiegłem z domu.

   No to Dream, misja wygrać z policją niedługo zostanie zakończona sukcesem. Z dobrą myślą i uśmiechem na twarzy pobiegłem do miasta znowu wypluwając płuca.

   Gdy dotarłem do kasyna zastał mnie palący Techno przed budynkiem.

- Od kiedy palisz na zewnątrz? - Zaśmiałem się.

- Powietrze działa dobrze na mózg, powinieneś spróbować. - Warknął. - Ci ludzie od Schlatta przyszli, czekam na Bada jak na razie mój brat musi ich zabawiać.

- Nie sądziłem, że kiedyś to powiem ale, biedny Tommy. - Obydwoje się zaśmialiśmy a Dave wyrzucił nie dopałek i przygniótł butem.

- Patrz idzie. - Powiedział i wskazał na niskiego chłopaka w zawsze tej samej bluzie. Jak do nas doszedł przywitał się radośnie a Techno stwierdził, żebyśmy szli już do środka.

   Jak zawsze na sali głównej kilkanaście osób, najpewniej doszczętnie uzależnionych od trawy i hazardu. Przeszliśmy po prostu nie patrząc na te niedorozwinięte jednostki i mijając Quackity'ego weszliśmy do pokoju pracowniczego. Przy stoliku siedziała trójka mężczyzn i Tommy. Blondyn, rudy i brunet.

- Witam panowie, musicie nas zastąpić, zostawimy wam szczegółowe instrukcję jak co robić. - Zaczął różowo włosy, chyba on jest najbardziej przekonujący. - Może się przedstawicie?

- Jasne szefie. - Odparł blondyn, ta trójka naprawdę nie wyglądała na za mądrą. - Ja jestem Kosa, ten rudy to Kostek a brunet to Krwiak.

- Aha, no dobrze. Tak więc..

   Gdy Techno skończył swój plan zadzwonił mi telefon. Szybko zobaczyłem kto to "Cymbał", westchnąłem.

- Wybaczcie na chwilę. - Wyszedłem szybko z pokoju i udałem się na dwór. Dopiero wtedy odebrałem.

- Halo?

- Kto woła halo temu w mordę dają. No co chcesz?

- Ale jesteś poetą. Mniejsza, załatwiłem twojego psychologa jutro o 15. Jak ci nie pasuje to już twój problem.

- Dobra dzięki, kocham cię mamo normalne.

- Boże jakim ty jesteś idiotą. - Zaśmiał się.

- Ty też, okej lecę paa. - I się rozłączyłem.

   Szybko wróciłem do kantorka, zobaczyłem że Techno jeszcze tłumaczy zasady kasyna i że Quackity tu rządzi. Wyglądało to nawet jakby rozumieli. Wciskał im jakieś kompletne niedorzeczności takie jak gdy złapie ich policja to mówicie gdzie jest lokal, albo że mają wciskać trawie komu popadnie. Najciekawsze w tym wszystkim było, że oni w to naprawdę wierzyli. Idioci. To spotkanie trwało godzinę i ich zostawiliśmy, żeby pojechać do tej miejscówy Schlatta.

   Miejsce to było naprawdę spore, oczywiście w dobrej lokalizacji, duży pokój główny i ważny dla naszych interesów pokój gospodarczy, który zmienimy w miejsce naszych tajnych spotkań. Rozejrzeliśmy się tam chwilę i nawet Schlatt potem przyszedł. Jakoś nam dzień minął, kupiliśmy jakiś alkohol i poszliśmy do domu Bada. A o jakieś dwudziestej drugiej ktoś zadzwonił do Techno.

- Co chcesz? Tak szybko? Okej nie spodzewałem się. Jasne jak słońce, potem cię gdzieś zabiorę. Tak, tak, nie jesteś jednak tak głupi, zwracam honor. No dobra wrócę późno zamów se coś i ci oddam. Pff, dobra idź już. - Rozłączył się i odwrócił w naszą stronę. - Bad, wyciągaj szampana właśnie tych debili zgarnęła policja.

- Language. - Westchnął, a ja prawie spadłem z fotela. - Okej czyli świętujemy?

- Poczekaj jak oni to zrobili? - Zapytałem dość bardzo zdziwiony.

- Wybrałem tych najwybitniejszych. - Stwierdził Schlatt z podłogi, jak się tam znalazł to ja nie wnikam.

- Skąd ty bierzesz takich ludzi? - Zapytałem śmiejąc się.

- Oto tajemnica wiary. - Wykonał jakiś znak który miał wyglądać jak ten który robi ksiądz i już totalnie odleciał.

   Po chwili Bad wyłonił się zza blatu z dwoma szklanymi butelkami. Na jego ustach zagościł duży uśmiech.

- Dobra zapraszam po kieliszki i możemy wznosić toast za wolność!

1055 słów

- Psycha Siada - DNF -Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz