Rozdział 13

532 30 1
                                    

Konstancja przebudziła się wreszcie w pełni wypoczęta. Od kilku dni okropnie doskwierał jej ból w miejscach ran. Nie mogła tego przeżyć, okropnie cierpiała.

Helena niezmiennie siedziała przy jej łóżku. Wspierała przyjaciółkę jak tylko mogła. Bała się o nią. Strasznie się bała.

**

Rzędzian, otrzymawszy list od Skrzetuskiego, popłynął czajką do Czehrynia. Tam zabrano go do pułkownika, który z hetmańskiego rozkazu kontrolował wszystkich przejeżdżających przez miasto. A ponieważ starego Łobody nie było, jego funkcje sprawował Bohun.

Pech chciał, że w towarzystwie watażki znajdował się też pan Zagłoba, który doskonale pamiętał pacholika Skrzetuskiego. Nie mogło to jednak przynieść żadnych korzyści.

Gdy Bohun siedział wraz ze szlachcicem przy ławie i zawzięcie o czymś mówił, weszło dwóch młodych Kozaków i jeden z nich począł mówić do atamana:

- Pułkownik Barabasz nakazal nam, priwiesti do nogo wsih czużinsi.

- Ale pułkownika niema, toż mi widprawili jogo sjudi. – Wtrącił drugi.

- Każe, że do Łubniów jedi.

- Do Łubniów? – Spytał Bohun, nie zaszczycając spojrzeniem przybyłych.

- Do Łubniów, panie pułkowniku. - Rzekł przestraszony Rzędzian. Pamiętał on bowiem Bohuna z opowieści Kniaziówny, kiedy jeszcze przebywali w Rozłogach wraz z panem Skrzetuskim. Straszny był podobno człowiek z tego Bohuna... A Rzędzian nie miał zamiaru się o tym przekonywać.

- A ida. – Odparł na to watażka machając lekko głową.

Wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej gdyby w tym właśnie momencie, - gdy Rzędzian odwracał się już z zamiarem wyjścia (przy okazji uderzając głową o wiszące świece) – nie rozpoznał go pan Zagłoba. Szlachcic zmarszczył brwi. Znał skądś tą twarz, ale nie mógł sobie przypomnieć...

- Rzędzian? Jak mnie Bóg miły toż to pachołek pana Skrzetuskiego! – Rzekł rozradowany, nie wiedząc do czego doprowadził.

Bowiem w chwili gdy Bohun usłyszał to nazwisko przypomniał sobie młodego Lacha, który tak zalecał się do Heleny. Krew zaczęła mu buzować w żyłach. Obłąkańczym wzrokiem patrzył raz na Zagłobę, raz na Rzędziana. Miał ochotę zabić tego pacholika i wysłać jego ciało do Skrzetuskiego. Później przyszedł by po niego samego.

- A cóż to się z twoim panem dzieje? – Spytał Zagłoba, kompletnie ignorując watażkę, który zdawał się niedługo wybuchnąć. – Zdrów?

- Tak, zdrów i kazał się waszmości kłaniać...- Rzekł Rzędzian i jak powiedział zaczął się kłaniać. Był coraz bardziej przestraszony.


- Znam i ja twojego pana. – Odparł na to spokojnie Bohun. Zdążył już bowiem się opanować i teraz starał się nic po sobie nie okazywać. – Spotkałem go... w Rozłogach.

- Gdzie? – Spytał Rzędzian, jakoby nie usłyszał. Ale usłyszał. I to wyraźnie.

- W Rozłogach. – Watażka powiedział łagodniejszym głosem.

- To Kurcewiczów. – Dodał Zagłoba.

- Czyje?

- Widzę, żeś ogłuchł. – Bohun uśmiechnął się.

- Bo żem się nie wyspał. – Pacholik znów odwrócił się w stronę drzwi. – Niech będzie pochwalony.

- Poczekaj no ptaszku. Jeszcze się wyśpisz. – Rzekł do niego Bohun, po czym spojrzał na stojących przy Rzędzianie kozaków. – Obszukaty!

- Nie no, toż to gwałt! Jam szlachcic! – Mężczyzna zaczął się wyrywać, jednak bezskutecznie.

- Bohun zostaw go. – Powiedział do zdenerwowanego pułkownika Zagłoba.

- Cicho.

- Zostaw go.

- Cicho!

I Zagłoba potulnie zamilkł.

Wtem z kieszeni Rzędziana kozak wyciągnął listy, a Bohun otrzymawszy je, starał wyczytać o co w nich chodzi. Bowiem, mimo że był mężczyzną bogatym i dostojnym, nie nabył on doskonałej umiejętności czytania.

Jednak przeczytanie tych kilku słów wystarczyło w zupełności.

Najdroższa, umiłowana Heleno. Serca mojego pani i królowo...

- To Skrzetuski chce ci rogi przyprawić! – Zagłoba ledwo panował nad śmiechem. – Toście do jednej dziewki szli w koperczaki! – Po czym zaczął się śmiać. Tylko on. Nikt inny się nie śmiał.

Kozacy stali nie wiedząc co mają teraz robić. Rzędzian przerażony patrzył w podłogę, nie mogąc podnieść wzroku. Bał się bowiem, że napotka straszny wzrok watażki, który wciąż trzymał list w ręku.

Natomiast Bohun...

W tym momencie targało nim mnóstwo emocji. Złość, gniew, zazdrość. Niepohamowana żądza mordu. Tak, chciał zabić Skrzetuskiego. Chciał go zabić i odebrać mu Helenę. Jego Helenę. Przecież ona miała być jego!

Bohun zerwał się z miejsca i w dwóch krokach pojawił się przy Rzędzianie. Ten otrzymał od pułkownika taki cios czekanem, że poleciał na ziemię nieprzytomny. Zagłoba szybko do niego podbiegł, sprawdził czy pacholik żyje, po czym powierzając go gospodyni zajazdu, poleciał za Bohunem.

Nie musiał pytać, dokąd ten się wybiera. To było oczywiste.

Watażka zmierzał do Rozłogów.

**

Jechali tak szybko jak jeszcze nigdy. Zagłoba starając się dotrzymać tempa Bohunowi, o mało nie spadł z konia. Kiedy więc dojechali odetchnął głęboko i nabrał duży haust powietrza. Szybko jednak opanował się i rzekł do Bohuna głosem pełnym rozsądku:

- Bohun. Jeszcze raz cię proszę, opamiętaj się. Tu o twoją głowę idzie.

Bo rzeczywiście, podczas jazdy Zagłoba nie raz mówił Bohunowi o zaprzestaniu tego wszystkiego. Wiedział bowiem do czego ten jest zdolny. Bał się. Bał się o ludzi, do których zmierzali. Bał się o siebie. Bał się także o Bohuna.

- Do kataz moją głową! – Rzekł na to Bohun, po czym wjechał przez bramę prowadzącą dodomu Kurcewiczów.

Szansa na lepsze ||BohunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz