Rozdział 15

550 35 1
                                    

Helena głośno płakała, a Konstancja trzymała ją w ramionach i czule głaskała po włosach. Obie długo nie mogły dojść do siebie po tym, co zobaczyły. Helena mocno płakała. Konstancja starała się nie uronić żadnej łzy.

Helena płakała, ponieważ właśnie straciła swoją jedyną rodzinę. Mimo tego, że Kniahini nie kochała jej zbyt mocno, dziewczyna była do niej przywiązana. A jej synów kochała jak własnych braci, których nigdy nie miała. Nie mogła pogodzić się z tym, że Bohun ich zabił.

Konstancja natomiast nie mogła zrozumieć, a może nie chciała, dlaczego Bohun to zrobił? Dlaczego zabił kniaziów? Owszem, zdradzili go. Jednak, czy karą za to była ich śmierć? Dziewczyna wiedziała, że Bohun jest porywczym człowiekiem. Nie miała jednak pojęcia jak bardzo.

- On...on ich zabił... oni... nie żyją. – Helena z trudem była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Przyjaciółka miała spoty problem, aby ją zrozumieć.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. – Powiedziała do niej. Jednak bez przekonania w głosie. Bo czy była tego pewna? Tak naprawdę?

Wiedziała jedno. Wiedziała, że w tym momencie nie jest pewna niczego.

**

Wyszła z pokoju zostawiając śpiącą Helenę samą. Udało jej się uspokoić kniaziównę na tyle, aby ta w spokoju zasnęła. Wtedy też Konstancja postanowiła sprawdzić co się dzieje z Bohunem.

Jednak po chwili drogę zastąpił jej pan Zagłoba prosząc na słowo.

- Strasznie mi żal tych kniaziów, waćpanna. Wiem, że Bohuna zdradzili, jednak nie zasługiwali na śmierć. A już szczególnie nie od jego szabli. Ale cóż, tak ich Bóg rozsądził.

- Tak... - Powiedziała jakby do siebie dziewczyna.

- Chciałbym jednak rzec ci coś. – Rzekł szlachcic i nachylił się. – Przybywam od pana Skrzetuskiego.

- Jak?!

- Ano, widzisz waćpanna. Biedak strasznie martwi się o ukochaną, spać nie może. Tak długo mi o niej opowiadał, że teraz pragnę jej pomóc. Chcę ochronić tą dziewczynkę przed tym zbójem. Fakt, pił on ze mną w komitywie, ale jam miał w tym ukryty cel. Eh, nie wiadomo do czego będzie zdolny gdy się obudzi...

- A co z Bohunem? – Konstancja nie kryła nadziei w głosie.

- Na razie śpi. Zagniotłem mu chleba z pajęczyną i opatrzyłem pilno. W końcu, jakby nie patrzeć, przywiązałem się do tego Kozaka. Pod swój herb go chciałem wziąć... Ah, ale dobrze, Kniaziówna.

- Tak...Kniaziówna.

- Wiem, że mogę waćpannie ufać. Jam już stary, boję się, że tylko szkód narobię. Ale postaram się pomóc. Otóż dzisiaj wieczorem postaram się przekrętem nakłonić Kozaków do miodu. W końcu kto się ze mną nie napije, ten... - Zagłoba zaśmiał się cicho di siebie. Do swoich wspomnień. – I założyć się mogę, że rano będą tak pijani, że bez trudu opuścicie Rozłogi i ukryjecie się przed Bohunem.

- Mość szlachcicu, jestem ci ogromnie wdzięczna za chęć pomocy. Ukryję Helenę daleko stąd, tak, że Bohun jej nie znajdzie. – Zamyśliła się, po czym kontynuowała. – A teraz wybacz, waszmość, muszę pilnie zaczerpnąć świeżego powietrza.

Powiedziawszy to opuściła Zagłobę, który patrzył gdzieś przed siebie rozmarzonym wzrokiem. Szybko przemknęła przed Kozakami i udała się do izby, w której spoczywał Bohun.

**

Watażka leżał na łóżku, a czoło miał owinięte bandażem. Przesiąkała przez niego krew, dlatego Konstancja postanowiła nałożył świeży opatrunek. Uczyniwszy to, usiadła na stołku i patrzyła smutno na Bohuna.

Wyglądał tak niewinnie, gdy spał. Konstancja patrzyła na niego i zastanawiała się głęboko. Ta chwila w towarzystwie śpiącego watażki pozwoliła jej przemyśleć kilka rzeczy.

Bohun niewątpliwie był człowiekiem porywczym, chaotycznym, nie myślał o konsekwencjach. Nigdy. Był gotów dopuścić się czynów strasznych, aby osiągnąć swój cel. Walczy o swoje do końca. O Helenę również będzie walczył. Konstancja była tego pewna.

Ale, kiedy głębiej się nad tym zastanowiła to Bohun robił to wszystko tylko ze względu na nią. Kochał ją tak bardzo, że porwał się na czyn tak straszny jak zamordowanie jej rodziny. Swojej rodziny.

Lecz, czy oni naprawdę byli jego rodziną? Nie chodzi tuta wcale o więzy krwi. Chodzi o przyjaźń, miłość. Co z tego, że kiedyś było wspaniale? Co z tego, że kiedyś kniahini traktowała Bohuna jak syna, a jej prawdziwi synowie jak brata? Co z tego, że walczyli ramię w ramię? Wystarczyło, że ktoś zaoferował im więcej. Nie chodziło tutaj wcale o dobro Heleny. Kto wie, jak postąpi z nią później Skrzetuski? Ale sprzedali mu ją, zdradzając tym samym niczego nieświadomego Bohuna. Poza tym przed chwilą zdradził go pewien szlachcic.

Wszyscy, którzy podają się za jego przyjaciół i którym ufa, oszukują go i zdradzają. A ukochana kobieta od samego początku go nienawidzi.

Jak on miał się zachować? Kocha tę kobietę od kiedy tylko pamięta. Jest dla niego najważniejsza. Nie dziwota zatem, że zamierza o nią walczyć.

Plan w głowie Konstancji powoli układał się w całość. Brakowało tylko jednego bodźca, który przekonałby ją w pełni. Na szczęście, chwilę później Bohun odzyskał przytomność.

**

Gdy tylko ujrzał siedzącą przy nim kobietę, nie zważając na obezwładniający ból zerwał się z łózka i usiadł. Złapał zaskoczoną Konstancję za rękę i począł mówić głosem, który wydał się dziewczynie głosem szaleńca:

- Obiecali mi! Miała być moja! Tylko moja! – Krzyczał, a jego dłoń coraz mocniej zaciskała się na dłoni siedzącej przy nim Konstancji. – A teraz? Oni nie żyją! Zabiłem ich... Zabiłem kniaziów. Zabiłem matkę. Zabiłem ich...

Konstancja patrzyła na niego, a łzy zbierały się w jej oczach. Nie mogła znieść bólu Bohuna. Nie była w stanie.

- Bohun, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. – Powiedziała czule i zaczęła głaskać go powoli po dłoni. – Odpocznij jeszcze. Później porozmawiamy. Nie martw się. Wszystko się ułoży.

Wyciągnęła powoli rękę z jego uchwytu i poczęła podnosić się miejsca, cały czas patrząc w oczy watażki. Mężczyzny, który tak cierpiał. Poniekąd przez nią. Mogła mu powiedzieć, ale... Nie.

- Konstancjo. – Była już przy drzwiach, gdy usłyszała swoje imię. Odwróciła się z powrotem w stronę Bohuna i stała nieruchomo oczekując na jego dalsze słowa. – Prijdiesz do mene piznisze?

Zatkało ją. Stała w miejscu i nie mogła się poruszyć. Nie mogła odpowiedzieć. Nie mogła zrobić nic. Patrzyła mu tylko w oczy. W oczy, które tak dobrze znała. W oczy, które zdawały się mówić jej wszystko.

W oczy, które kochała.

- Obiecuję. – Powiedziała, uśmiechnęła się do niego i opuściła izbę. Szła, a łzy nie przestawały płynąć po jej policzkach.

Teraz była pewna co powinna zrobić. Ta krótka wymiana zdań, a także sama obecność Bohuna pozwoliły jej ostatecznie podjąć decyzję. Miała nadzieję, że się uda.

**

Po krótkich przygotowaniach Konstancja, a u jej boku Helena, szybko popędziły przedsiebie, nie oglądając się na Rozłogi, które być może widziały ostatni raz w swoim życiu.

Szansa na lepsze ||BohunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz