Rozdział 22

526 36 9
                                    

Konstancja bez chwili wytchnienia jechała przed siebie. Nie wiedziała, dokąd zmierza, nie ustaliła tego wcześniej. Nie przemyślała. Czy dobrze zrobiła? Czy jej wybór był poprawny?

Dziewczyna jechała przez las, nie odwracając się ani razu. Łzy nieprzerwanie płynęły po jej policzkach, ale nie zwracała na nie uwagi.

Jak mogłaś?

**

Tymczasem Helena wreszcie odzyskała przytomność. Nie pamiętała dokładnie co się wydarzyło, ale fragmentarycznie do jej myśli dochodziły nowe wspomnienia.

Nóż w jej dłoni. To opętanie w oczach Bohuna, gdy zawsze był przy niej. Którego tak się bała. A na dodatek – zdrada Konstancji.

Jak ona mogła jej to zrobić?! Przecież się przyjaźniły. Kobieta znała uczucia Heleny wobec watażki, a mimo to mu ją oddała. I zostawiła ją.

Z rozmyślań wyrwała ją czyjaś dłoń otulająca jej prawy policzek. Na moment zapomniała się i skierowała głowę w taką stronę, aby móc się na tej dłoni oprzeć. A nuż do pana Skrzetuskiego dotarły wieści, co się wydarzyło, i czym prędzej przyjechał, aby ją uratować.

Gdy jednak powoli otworzyła oczy, szybko szarpnęła głową, wyrywając się z zasięgu osoby siedzącej przy jej łożu.

Bowiem tą osobą był Bohun.

Bohun, ubrany w granatowy, bogato zdobiony kaftan z wysokim kołnierzem. Przy boku nieodłącznie tkwił jego czekan oraz szabla. Ale nie to ją tak przestraszyło. Spojrzała bowiem w oczy watażki i właśnie tam zobaczyła ten... głód. Tą chorą miłość. To opętanie.

- Nie bój się. Nie bój się mnie. – Zaczął Bohun wciąż nie odwracając od niej wzroku.

- Gdzie jestem? – Spytała szybko, ale cicho. Bowiem nie mówiła nic przez bardzo długi czas i powoli musiała dojść do siebie.

- W bezpiecznym miejscu.

- Czemu mnie tak prześladujesz?

- Ja ciebie prześladuję? Mój Boże Miły. – Watażka kiwnął głową i zaśmiał się. – Jeśli każesz ode drzwi się nie ruszę.

Bohun wstał, ale po chwili opadł przy niej na kolana i złapał ją z wolna za prawą dłoń, którą począł całować.

- Za co mnie tak nienawidzisz? Żeby na mój widok nożem się pchnąć?

- Bo wolę śmierć od ciebie! – Krzyknęła Helena i wyrwała dłoń.

- Bądź ty spokojna. – Bohun nie rezygnował i jego ręka ponownie znalazła się na policzku kniaziówny. – Ty dla mnie jak... jak obraz w cerkwi. Popatrzę na ciebie, oczy ucieszę. I pójdę.

- Co ja ci zrobiłam, że chodzisz za mną jak nieszczęście?

- Co ty mi zrobiła, ja ne znaju. – Bohun wstał i począł się szybkim krokiem przechadzać po komnacie. Była dosyć spora, wszędzie wisiały ozdobne, lecz dosyć ubogie gobeliny. I skóry. Dużo skór. – Ale to znaju, że jeśli ja tobie nieszczęście, ty mnie także nieszczęście. Żeby ja ciebie nie pokochał, byłby ja wolny jak wiatr w polu, na duszy swobodny i na sercu swobodny, a sławny jak sam Chmielnicki.

Znów powoli zbliżył się do łoża i patrząc kniaziównie uparcie w oczy, opadł na kolana. Złapał jej dłoń i przystawił do swoich ust.

- Czego chcesz? Ja bogaty... pół Ukrainy ci daruję. – I począł kolejno całować palce u jej dłoni. Kniaziówna ponownie wyrwała rękę.

- Ja nie dla ciebie.

- Nie? Dlaczego więc czekałaś na mnie w lesie?!

- To nie był mój pomysł... tylko Konstancji.

Szansa na lepsze ||BohunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz