Rozdział 23

1.1K 66 57
                                    

Tak mijały dni. Coraz gorzej się czułem I coraz częściej zaczynały wypadać mi włosy. Więcej spałem, mniej jadłem. Miałem kontrolne wizyty u lekarza poprzez namową Cleya. Wydaje mi się że to gówno dało. Stwierdziłem że nie będę przyjmował chemii bo I tak rak może mi powrócić po kilku latach. Wiem to bardzo arognckie z mojej strony że zostawię dreama,ale straciłem w sobie resztę szczęścia. Nie chce go zostawiać I jest bardzo trudne dla mnie Bo już więcej go nie zobaczę...

Dream mówi żebym zobaczył pozytywy. Że w końcu będę wolny. Widzę że on też cierpi,ale nie wiem jak mu pomóc. Nie jestem w tym najlepszy. Znowu blondyn straci najważniejszą dla niego osobę. Boję się śmierci jak diabli, ale staram się tego nie pokazywać.

Dzisiejszy dzień był najgorszy. Strasznie źle się czułem I zauważyłem że dużo schudłem przez te kilkanaście dni. Nie mogłem patrzeć na siebie w lustrze. Podziwiam dreama. On to cały czas przy mnie siedzi i nawet całuje. Dba o mnie jak nikt inny, A ja co dla niego zrobię? Opuszczę go....

Ledwie na siłach wstałem do kuchni żeby nalać sobie wodę,która mi się skończyła. Dream aktualnie był w toalecie więc nie mogłem go o to poprosić, poza tym sam radę.

Pov. Dream

Wychodząc z toalety usłyszałem trzask, który dochodził z kuchni... popatrzyłem na kanapę, ale chłopaka tam nie było...

-o nie..- cicho powiedziałem kiedy zobaczyłem leżącego chłopaka na podłodze. Jego oddech był przyspieszony tak jak jego bicie serca. Sięgnąłem po telefon po czym wybrałem numer na pogotowie. Byłem przerażony.

Karetka zjawiła się dziesięć może piętnaście minut później. Oczywiście nie wypuścili mnie do niej więc musiałem jechać za nią swoim autem.  Przede wszystkim więcej zajęło mi czasu szukanie kluczyków od niego bo gdzieś je rzuciłem, a za często ich nie używałem. Wolałem spacery. Gdy już dojechałem chłopak był w jakiejś sali operacyjnej. Pielęgniarka powiedziała że mam usiąść i poczekać aż skończą bo nie można im przeszkadzać w operacji.

Tak minęło kilka minut...pięć, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia...godzina, dwie ,trzy.... Byłem wykończony. Siedziałem z twarzą w dłoniach i czekałem aż ta pieprzona pielegniarka czy doktor czy chuj wie co wyjdzie I mi powie że George żyje... żeby jeszcze dali mi się z nim pożegnać....chce go zobaczyć...powiedzieć że go kocham i zawsze będę...chce go przeprosić za to że poszedłem do tej pieprzonej toalety zamiast z nim siedzieć... chce to przytulić...pocałować. Nie ukrywałem nawet że łzy mi lecą. Boję się i martwię. O to że znów zostanę sam. Wtem wyszedł lekarz z ponurą miną oznaczającą....koniec.

-Przykro mi Panie Clay, ale niestety nie udało nam się uratować pańskiego brata...- z oczy leciało mi coraz więcej łez.

- mogę...Mogę go zobaczyć?- zapytałem.

-Oczywiście... -uśmiechnął się smutno- naprawdę nam przykro..

Usłyszałem jeszcze zanim zobaczyłem kobietę, która wiozła łóżko z chłopakiem...moim chłopakiem. Blada jak ściana skóra,szpitalne ubranie i zamknięte oczy. Podszedłem do niego I czule pocalowałem. Złapałem za jego lodowatą rękę i znów złożyłem na nie kolejne pocałunki.

- przepraszam...za wszystko. Mam nadzieję że mi wybaczysz.- uśmiechnąłem się przez płacz .- wiem że to nie możliwe,ale chce żebyś wrócił. Żebyś pożegnał się ze mną..chociaż raz.

Wiedziałem że to nic nie da. Kobieta popatrzyła na mnie smutno po czym przykryła głowę chłopaka białym prześcieradłem i ruszyła w głąb szpitala. To... naprawdę koniec... uśmiechów, całusów, przytulasów...słodkich słów.. wkurzania się na siebie....koniec.

___________________________

Tak,tak znowu kogoś zabiłam w książce.

W końcu koniec. Ile ją czasu pisałam? Nie wiem, ale długo.

Mam nadzieję że się spodobała. Teraz się z wami żegnam. Może do kolejnej książki. Papa<33

Find Yourself //Dnf//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz