Fuck me ~ Theo

286 17 42
                                    

Theo:

Piątek godzina 18:34, czyli czas w którym mogę odpocząć po całym tygodniu. Siedziałem na kanapie w moich super wygodnych dresach i bluzie. Włączyłem jakiś teleturniej i nawet się wkręciłem. Sam czułem się jakbym miał wygrać zaraz sporą sumkę.

Moich współlokatorów nie było, więc miałem całe mieszkanie dla siebie. Thomas z Dylanem poszli zrobić jakieś zakupy, a Liam znikał od jakiegoś czasu z Brett'em. Cieszyłem się ich relacjami. Na prawdę miałem nadzieje, że coś z tego będzie.

Kiedy tak sobie siedziałem i miałem w dupie wszystko dookoła po mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Krzyknąłem proszę i patrzyłem kto mnie nachodzi. Kiedy zobaczyłem tą osobę przewróciłem oczami i obojętnie wróciłem do gapienia się w ekran

No musiał przyleźć

-Widziałeś może Zane'a? - zapytał Parker, ale ja udawałem, że go nie ma. - Dalej będziesz mnie ignorował?

Em... tak?

Wtedy na stołówce nie było źle, ale to jak chłopak potrafi mnie zirytować przewyższało tamte chwile.

Kiedy tak stał za kanapą, aż czułem jak na jego twarzy pojawia się ten jego charakterystyczny uśmieszek. Zaczął do mnie podchodzić od tyłu. W końcu znalazł się przy kanapie, pochylił i zbliżył usta do mojego ucha.

-Ah.. kochanie! - wyjęczał jakby zaraz miał tu dojść. Z tych wrażeń aż stanąłem na równe nogi. Jedyne co zrobił to zaczął się śmiać.

-Pojebało cię?! - nie ukrywałem tego, że to co zrobił było jakieś chore.

-Może tak, może nie, kto wie?

-Po co przylazłeś?

-Jak już mówiłem szukam Zane'a, bo mieliśmy iść do klubu. Oczywiście nagle zapadł się pod ziemię i nigdzie go nie ma, a teraz nawet wpadłem na lepszy pomysł. Przebieraj się, idziemy razem.

-Ale ja oglądam. - zaprotestowałem.

-To sobie nagraj i potem ogarniesz. Nie daj się prosić i po prostu chodź ze mną. Co ci szkodzi zabawić się w piątkowy wieczór? Jutro sobota, więc nic nie trzeba robić.

W sumie trochę zabawy by nie zaszkodziło, a ostatnio w klubie byłem... no minęło trochę czasu. Przemyślałem wszystkie za i przeciw i jedynym minusem był Mike, ale to się jakoś pominie.

-No dobra. - powiedziałem, a chłopak wydawał się jakby miał eksplodować z radości. - Idę coś nie siebie założyć. - wszedłem do mojej sypialni i zacząłem przegrzebywać szafę w poszukiwaniu czegoś na takie wyjście. Chodziłem do klubów, ale dzisiaj wszystko zdawało mi się nie pasować do siebie. Założyłem jakieś jeansy i do tego bluzę. Nie było źle.

-Co to ma być? - zapytał Mike kiedy wróciłem do salonu.

-Ubranie? - nie wiedziałem o co mu chodzi.

-Nie, nie ,nie to co najwyżej jakieś łachmany. Widzę, że stylista Rochel jest potrzebny i to zaraz.

-Kto? - złapał mnie za rękę i wprowadził z powrotem do mojego pokoju.

-Ewidentnie nie poradziłeś sobie z tym zadaniem, dlatego trzeba się tym zająć. - wziął z komody moje okulary przeciwsłoneczne i wsunął je na nos. - Nazywam się Rochel. - zaczął z włoskim akcentem. - Zajmę się tobą jak najlepiej w każdym możliwym znaczeniu tych słów. Dobrze, zobaczmy co posiadasz w swojej armadio. - podszedł do mebla i już po chwili po pokoju walały się moje ubrania. - Mam! Przywdziej to. - rzucił mi rzeczy, a ja przewróciłem oczami i wszedłem do łazienki, aby się przebrać.

Live like a rockstar | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz