I can be anyone for you darling ~ Mike

283 17 37
                                    

Brett:

Kolejny dzień na uczelni minął nam szybko i bez szczególnych wydarzeń. Nawet nie było tu tak źle. Studia dużą ilość osób przerażały, ale my świetnie się tu bawiliśmy.

Była godzina 18:00. Dylan poszedł po piwo do sklepu, a ja zacząłem się szykować. Dzisiaj szliśmy do Thomas'a, czyli również do Liam'a. Nie miałem jeszcze okazji z nim pogadać, więc zamierzałem to zmienić.

Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak patrzyłem na mój wygląd wychodząc z domu. Co jak co, ale nie chciałem wywrzeć na Liam'ie wrażenia narkomana tylko kogoś... kto nie ma takich problemów. Nie wiem czemu, po prostu tego potrzebowałem.

Niedługo potem wrócił Dylan. Zmienił tylko bluzę i byliśmy gotowi do wyjścia. Wyszliśmy i ruszyliśmy do chłopaków. Przeszliśmy na drugie skrzydło budynku. Drzwi otworzył nam Thomas. Zauważyłem jak Dylanowi zaświeciły się oczy na ten widok.

W środku poznałem Theo, a potem ze swojego pokoju wyłoniła się ta piękna istota, która zaraz zniknęła w kuchni. W ich mieszkaniu kuchnia była w innym pomieszczeniu, więc nie mogłem widzieć go dłużej. Usiedliśmy na kanapie i fotelach, a w tle leciała muzyka. Było na prawdę klimatycznie. Siedząc usłyszeliśmy dźwięk zbijanego szkła.

-Ja pójdę. - powiedziałem. - Przy okazji schowam piwa do lodówki.

Wszedłem do kuchni i tam go zobaczyłem. Ukucnąłem obok niego i zacząłem mu pomagać zbierać szkło. Nie odzywał się, ale wydawał się być nieco zmieszany. W końcu kto by nie był jakby jakiś obcy facet od tak wszedł mu do kuchni i zaczął pomagać. Podnieśliśmy się z podłogi wyrzucając szkło do śmieci i stanęliśmy na przeciwko siebie. Dopiero teraz zauważyłem jak duża różnica była w naszych wzrostach.

-Dziękuje. - zaczął. - Czasami odwale taki numer.

-Zdarza się każdemu. Brett. - popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami.

-Liam. - chciał coś zrobić, ale nie był pewny czy może. - No nie wytrzymam. Przepraszam od razu. - powiedział i po prostu mnie przytulił. Szok? To mało powiedziane. Moje ciało oblała fala gorąca. Co to było? Chuj wie, ale nie chciałem aby mnie opuszczało. Puścił mnie i stanął opierając się o blat. - Zawsze tak witam nowo poznanych ludzi, więc się nie przejmuj. Brett, tak?

-Zgadza się.

-Ładnie. Chcesz coś do picia?

-Jak na razie to muszę wstawić to do lodówki. - wskazałem na siatkę.

-A tak, jasne! Daj ja to zrobię. W końcu jesteś gościem. - chłopak otworzył lodówkę i zaczął chować piwa. - O matko! Ja mam maliny! Chcesz może lemoniadę? Co jak co, ale malinową robię najlepszą.

-W takim razie nie mogę odmówić.

-Siadaj przy stole, a ja się zabieram do roboty. - nie dało się nie zrobić tego o co prosił. Po prostu jak oczarowany usiadłem przy stole który stał w kuchni i zacząłem śledzić każdy jego ruch. Nogi miałem oparte na krześle obok, a na głowie zarzucony kaptur od bluzy. Patrzyłem na niego moim narkotykowym wzrokiem, który towarzyszył mi od dłuższego czasu. Jednak w tym momencie nie odczuwałem głodu do tych białych substancji, a do czegoś innego. Tylko czego?

-Czemu akurat dziennikarstwo? - przerwał panującą ciszę, ale nie przestał krzątać się po kuchni.

-Tak wyszło. Pracuje w redakcji i szef postanowił mnie dokształcić razem z Dylanem.

-Na prawdę?! - podekscytował się. - Jak to jest pracować w takim miejscu? Co robisz? - zadawał mi pytania i postawił na stole szklanki z lemoniadą. Usiadł na przeciwko mnie i wgapiał się w moją twarz tymi niebieskimi oczami.

Live like a rockstar | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz