Thomas, goddamn it, cats don't talk! ~ Mike

249 17 46
                                    

Thomas:

Minęły dwa miesiące odkąd poznałem Dylana. Śmiało mogłem powiedzieć, że było to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Spędzałem z nim czas każdego dnia. W jego towarzystwie po prostu czułem się dobrze i dziwnie swobodnie. W dodatku nie patrzył na mnie jak wyniszczającego się narkomana bez przyszłości. Nie, on patrzył w moją duszę i to kim byłem, a nie na to czym się odurzałem. Byłem pewny, że to właśnie on, czyli ta jedyna osoba, która każdego dnia daje mi szczęście i nie głosi mi kazań o tym jak nie radzę sobie bez narkotyków.

Nasze dni tutaj wyglądają zazwyczaj podobnie. Wstajemy, zajęcia, potem spotykamy się z naszymi bratnimi duszami, idziemy spać. Tak, uważałem, że każdy z nas spotkał kogoś z kim mu po prostu dobrze. Ja i Dylan to oczywiste, Liam cały czas lata do Brett'a pod pretekstem odwdzięczenia się za jego ratunek, a Mike i Theo... oni dopiero są na zerowym poziome relacji kiedy my tak na drugim, a może nawet i trzecim.

Siedziałem w salonie i przeglądałem coś w telefonie. Theo leżał na drugim fotelu, pewnie dalej przeżywając kaca i już trzeci raz przeglądał listę programów. Nic nam się nie chciało, mieliśmy totalnie wyjebane w to co się działo za drzwiami naszego mieszkania. Nasze nudzenie się przerwał Liam, który podśpiewywał coś pod nosem i wskoczył na kanapę.

-Co oglądacie? - zapytał. Spojrzałem na niego i był nadzwyczajnie radosny. Radość u niego jest czymś naturalnym, ale teraz było jej więcej. W pewnym momencie dostał wiadomość na którą odrazu odpisał szczerząc się do siebie.

-Nic. - mruknął Theo. - Tak mnie łeb napieprza, że nawet nie mam siły patrzeć na oczy.

-A co ty taki wesoły? - zacząłem.

-Zawsze jestem wesoły. - stwierdził.

-Ale nie aż tak. Brett jest tego powodem, prawda?

-Em... może? Jest na prawdę dobrym chłopakiem i myślę, że się już zaprzyjaźniliśmy. Jest miły, zabawny i aż za bardzo przystojny.

-Wpadł. - stwierdził Theo, który chyba zasypiał na fotelu.

-Mhm... - mruknąłem i wróciłem do swoich zajęć.

-Dzień dobry wszystkim! - do mieszkania wparował Mike trzymając w ręce kubek.

-Nie krzycz tak. - skarcił go Raeken. - Zaraz mi głowa pęknie.

-Ja właśnie do ciebie w tej sprawie Lalko ty moja. - podszedł do chłopaka. - Tu ci przyniosłem magiczny napar nonny po którym kac przechodzi tak szybko jak się nawet tego nie spodziewasz. Do kompletu aspirynka. Muszę cię w końcu postawić na nogi.

-Skąd nagle taka dobroć względem mnie?

-Ah tak, nie pamiętasz. Wczoraj powiedziałeś coś co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak w twoim sercu wygospodarowałem sobie trochę miejsca. Nie wiem czy twoje słowa wynikały z pożądania, a może z uczucia, ale czymś to było.

-Co powiedziałem? - przeraził się.

-Dowiesz się w swoim czasie. Teraz zdrowiej i pamiętaj, że nigdzie się bez ciebie nie ruszam mio caro. - zaczął kierować się do wyjścia. - O Thomas przy okazji, Zane coś od ciebie chciał. Przyjdź w wolnej chwili.

Wyszedł. Faktycznie z Zane'em rzadko się widziałem. Odkąd pojawił się Dylan całą uwagę skupiłem właśnie na brunecie, a mojego przyjaciela chyba zacząłem zaniedbywać. Muszę się koniecznie do niego wybrać.

-Ja pierdole. - wtrącił Theo. - Patrzcie na ten kubek.

Spojrzałem na napis, który się na nim znajdował. Utknąłeś ze mną (i myśle że ci się to podoba).

Live like a rockstar | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz