POV Evan
Obudziłem się na zimnej posadzce. W pomieszczeniu było ciemno. Ledwie zdołałem dostrzec postać poruszającą się w moją stronę. Przestraszony cofnąłem się do tylu. Nikogo tu nie było. Obolały podszedłem do okna. Otwarte! Wyczołgałem się na zewnątrz. Moje oczy przystosowane od tygodni do ciemności. Zamrugałem kilka razy. Usłyszałem krzyki dochodzące z budynku. Podparłem się rękami i pobiegłem, co chwile się potykając, w stronę bramy, która była lekko uchylona. Miałem na sobie tylko jakąś przydużą koszulkę, bieliznę i pare dziurawych skarpet. Zacząłem biec przez las. Nie wiedziałem gdzie jestem. Biegnąc moje skarpety przemokło i stały się bardziej dziurawe. Koszule poprzecinały gałęzie. Po chwili potknąłem się o pień wystający z ziemi. Z impetem walnąłem o ziemie. Ból mojej ręki był nie do zniesienia.
POV Peter
Obudziłem się z koszmaru z krzykiem. Po chwili do mojego pokoju wbiegł Pan Stark. Nie chciałem żeby widział mnie w takim stanie. Mężczyzna usiadł obok mnie na łóżku i przytulił. Wtulilem się w mężczyznę i rozpłakałem.
- Koszmar? - spytał.
- Tak... znowu śnił mi się Evan. Biją go! Ktoś go przetrzymuje! Muszę mu pomóc!
- Peter... spokojnie... wdech i wydech...
- Nie będę spokojny!
Pobiegłem do łazienki i zamknąłem się od środka. Zamontowałem ostatnio tam swój mocniejszy zamek i zabezpieczyłem drzwi tak, aby pan Stark znów ich nie wyrwał.
Zacząłem szukać żyletki, którą ostatnio gdzies tam zostawiłem. Mam! Słyszałem jak mężczyzna dobija się do środka. Po chwili nie był już sam.
- Peter..? To ja Natasha... otwórz Pete proszę...
Zignorowałem nawoływania. Złapałem za przedmiot i przystawiłem do skóry. Zamachałem się, ale naciąłem nadgarstek. To pomagało zabijać mi ból psychiczny, bólem fizycznym. Jeszcze trochę... jeszcze chwilka... już niedługo... mam! Odłożyłem przedmiot do szafki i zamknąłem je szczelnie. Wyjąłem bluzę z koszyka i założyłem na siebie, a następnie wyszedłem z łazienki. W sypialni już nikogo nie było. Udałem się w stronę drzwi. Chciałem chwile pobyć sam. Nikt nie zatrzymał mnie po drodze. Dziwne...? Udałem się do parku. Po drodze minąłem wielu ludzi, lecz nie był to Evan. Tak dawno go nie widziałem. Nawet nie wiem kiedy go ostatnio widziałem. Rozpłakałem się i pobiegłem spowrotem do wieży. Tym razem w salonie siedziała Natasha.
Kobieta podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Stałem zdezorientowany i nawet nie wiedziałem co powiedzieć.
- Pete... co się dzieje...? Widze przecież...
- Nic - burknąłem cicho pod nosem.
- Widze przecież...
- Mowie nic! - krzyknąłem - Przepraszam... - powiedziałem i znowu zacząłem płakać.
- Nie... Pete... to nie twoja wina...
- A właśnie ze moja! Ty nic nie rozumiesz! Nic! Przepraszam!
- Nie... Peter... posłuchaj...
- Nie! To ty posłuchaj! Nic nie wiesz! Nie wiesz jak się czuje! Co przeżywam każdego dnia! Nic nie wiesz! Bo to ja jestem nic niewartym, bezwartościowym śmieciem, którego każdy porzuca! Ciebie ktoś przynajmniej kocha! Możesz czuć się kochana przez kogoś! Ja codziennie walczę z moją psychiką! Zmarła mi ciotka! Mój chłopak wyjechał i moja podświadomość daje mi znaki, że jest w niebezpieczeństwie! No, ale co?! NIKT! Z! TYM! NIC! NIE! ROBI!
- Pete...
- Zostaw mnie... proszę...
Kobieta wyszła, zostawiajac mnie zapłakanego w swoim pokoju. Pobiegłem do łazienki i wyciągnąłem z szafki żyletkę. Znowu... nie umiem przestać... No ale trudno... Już nic na to nie poradzę... nikt... nic...
Po chwili wyszedłem z toalety i od razu ruszyłem w stronę szafy. Wyciągnąłem ze środka czarny T-shirt i czarne jeansy. Narzuciłem na siebie czarną, skórzaną kurtkę i jakieś stare vansy. Nigdy ich nie wyrzucę. Wziąłem plecak z podłogi i wyszedłem z sypialni. Pominąłem śniadanie, w sumie jak zwykle od kilku tygodni. Kilka minut później stałem już przed budynkiem. Do klasy wszedłem nieco spóźniony. Ten dzień zapowiadał się okropnie. Już po pierwszej lekcji spotkałem Flasha.
- Parker! Jakiś idiota na mnie nakablowal i miałem sprawę w sądzie za znęcanie się nad młodszymi! Na szczęście rodzice jakoś to ogarnęło, ale pamiętaj! Nie będziesz już miał życia w tej szkole!
Odchodząc kopnął mnie jeszcze w brzuch i twarz. Poczułem krew na twarzy. Szybko pobiegłem w kierunku łazienki. Tam tez spotkałem mojego oprawcę. Rzucił mój plecak na bok i zaczął wysypywać jego zawartość, w tym pieniądze od Pana Starka, które miałem przeznaczyć na drugie śniadanie.
- Z tym to się dziś pożegnasz! - powiedział, wkładając banknot do kieszeni spodni.
Złapał mnie za bluzę i wciągnął do kabiny. Zaczął mnie podduszać. Z każdą kolejną chwilą, brakowało mi coraz bardziej powietrza. Wychodząc kopnął mnie jeszcze raz w brzuch i szczękę. Złapałem się za twarz i wyszedłem z budynku, przed którym stało jedno ze sportowych aut Pana Starka. Usiadłem na miejscu pasażera, a on zaczął:
- Twoja klasa ma wycieczkę jutro. Chcesz jechać?
- A gdzie?
- Nie wiem... - mówiąc to mężczyzna uśmiechnął się podejrzliwie, ale zignorowałem to.
- Okej...
- To świetnie! - krzyknął najwyraźniej uradowany - a i jeszcze druga sprawa... myślałem, żeby sprawić sobie wakacje. Razem w ten weekend. Gdzies razem wyskoczymy. Co ty na to?
Pokiwalem głową w odpowiedzi. Wcześniej nigdy nie byłem ma żadnych wakacjach. Tylko z ciotką czasami do domku letniskowego nad jeziorem.
- To jesteśmy umówieni.Pamiętajcie o gwiazdkach!!!
CZYTASZ
Straciłeś swoją szansę. Irondad and spiderson
Fanfiction- Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Proszę nie bij mnie... proszę... 1# wade 13.10.2022 1# deadpool 19.05.2023 1# samobójstwa 10.06.2023