XVIII

140 2 0
                                    

Rano kiedy wstałam, Mason już był ubrany i chodził po domu. Założył białą koszulkę i zielone spodnie, żeby pasowało do mojej sukienki. Zobaczył, że nie śpię.
-Dzień dobry, wstajemy.
-Niee chceee mi sieee.
-Wstawaj nie gadaj.
-Odezwał się ten co wstaje na czas.
Wstałam i poszłam do łazienki. Wszystko mnie bolało. Ogarnęłam się i zjedliśmy śniadanie. Poszłam ubrać sukienkę i założyłam wygodne buty, bo bym nie wytrzymała. Wyszliśmy z domu i pojechaliśmy do Jasmine po Summer, bo ona musiała się też naszykować. Poszliśmy z nią na spacer. Cały czas się cieszyła, bo w końcu miała wujka przy sobie. Nawet nie była zazdrosna o mnie, że idę z nim za rękę. Zjedliśmy lody. Była 13. Zostało półtora godziny do imprezy. Poszliśmy z Summer na plac zabaw. Usiadłam na ławce, a Mason biegał razem z Summer po całym placu. Pomyślałam sobie jak to będzie z naszym dzieckiem. Skoro Summer to jego siostrzenica i mają ze sobą taki kontakt, to swoje dziecko będzie kochał jeszcze mocniej.
Zostało ostatnie pół godziny. Zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Wszyscy podobno już tam byli, a nam pokazywało, że będziemy za około czterdzieści albo pięćdziesiąt minut. Zaczęliśmy się stresować. Napisałam dziewczynom, że się chwile spóźnimy. Odpisały, że w porządku, bo same nie skończyły jeszcze przygotowywać wszystkiego i to dla nich lepiej. Kamień spadł mi z serca. Mason trochę się rozluźnił w aucie, a Summer cały czas nam śpiewała piosenki. W swoim języku ale śpiewała. Natrafiliśmy na niezły korek, ale szybko się ruszał. Dojechaliśmy na miejsce. Wszyscy nas przywitali, Summer pobiegła do Jasmine. Była to sala, biała. W niej było wszystko na niebiesko i różowo. Na początku podziękowaliśmy wszystkim za to, że przyszli. Usiedliśmy do stołu i zjedliśmy obiad. Nie wiem skąd im przyszło to do głowy, żeby jeść obiad na Baby Shower. Przynajmniej nie musieliśmy później jechać na zakupy. Gdy z Masonem zjedliśmy wstaliśmy i poszliśmy oglądać jak to jest przygotowane. Obok było pomieszczenie ale od razu dostaliśmy zakaz, żeby tam nie wchodzić. Podejrzewaliśmy, że są tam rzeczy związanie z płcią dziecka. Na stole było pełno słodyczy albo niebieskich albo różowych. Był duży tort. Biały.
-Ale to jeszcze nie ślub - powiedziałam, a wszyscy zaczęli się śmiać.
Wyszliśmy na ogród. Tam stała bramka, cała zapełniona jakąś czarną folią. Jeszcze nie wiedzieliśmy co to. Było też kilka stolików ze słodyczami i krzesła. W końcu podeszła Jasmine i powiedziała, że to już czas. Wszyscy wyszli na ogród. Dziewczyny przyniosły kolorowe balony, confetti, prezent i piłkę - żółtą.
-Żółta, żeby nie było podejrzeń - powiedziała Patrycja. -Mason, musisz strzelić do bramki na 3, bo musimy zdążyć z confetti.
-Nie ma sprawy - wziął piłkę i już się cieszył.
Moje dziewczyny i rodzeństwo Masona wzięło confetti do rąk.
Raz... Dwa... Trzy! Wszędzie wyleciał kolor niebieski. Mason podniósł mnie od razu, zaczął obracać i całować. Popłakaliśmy się oboje. Wszyscy zaczęli się cieszyć i bić brawo. Wtedy Summer dostała za zadanie dać nam prezent. Wzięłam go i otworzyłam. Były tam body z reprezentacji Anglii z napisem „Mount Jr".
-Mason teraz to możesz mówić Mason Junior.
-To co nazywamy go Mason?
-O nie!
Goście wybuchnęli śmiechem, a ja dałam Masonowi spojrzenie jakbym chciała go zabić. Gadaliśmy z każdymi, aż przyszła pora na odebranie prezentów od gości. Mówiliśmy, że nic nie chcemy ale i tak dostaliśmy. Większość trafiła, że to będzie chłopczyk.
-Te dziewczęce będą na drugie dziecko - powiedział Mason.
-A ty już planujesz drugie?
-A nie pasuje coś?
-Najpierw ślub zorganizuj - Mason mnie pocałował, a wszyscy zaczęli się śmiać.
Po całej imprezie dostaliśmy ciastka, babeczki i trochę ciasta do domu. Zanim wróciliśmy, pojechaliśmy jeszcze do sklepu wybrać łóżeczko. W domu zjadłam tyle ciasta, że myślałam, że mnie rozsadzi, ale zagryzłam to jeszcze ogórkiem. Chyba młody Mount bardzo lubi ogórki. Około 19 poszłam się umyć, Mason jeszcze poszedł pobiegać, bo na treningu nie był. Poszłam spać. Nie wiem nawet kiedy Mason wrócił.
Rano on jeszcze spał, a ja zrobiłam śniadanie.
Na dół zszedł już ubrany. Zjedliśmy razem, potem ja się poszłam ubrać i pojechaliśmy na trening. Ja nie mogłam już się zbytnio przemęczać, więc przesiadywałam w biurze. Mason mnie sprawdzał co jakiś czas. Byliśmy przyzwyczajeni do tego, że ciągle się widzimy. W weekend Mason grał mecz. Zastanawiałam się czy na niego iść. Wieczorem siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy film.
-Mason, mam przyjść na mecz w sobotę?
-A czemu mnie pytasz? Jakbyś była, bardzo by mnie to cieszyło.
-Boję się o dziecko.
-Dlaczego? Będziesz siedzieć gdzie zawsze, gramy u nas. Ben dotrzyma Ci towarzystwa.
-No nie wiem czemu. Ale jak nic się ma nie dziać to będę dla mojego przyszłego męża.
-Kocham Cię - złączył nasze usta i przytulił mnie do siebie.
-Ja Ciebie też.
W dniu meczu dostałam wiadomość na telefonie. Jasmine się mnie zapytała czy wszystko w porządku. Napisałam, że tak. Do Masona dzwoniła chyba 15 razy. W ogóle wszyscy do nas dzwonili. Ktoś dodał artykuł, że poroniłam. Wysłaliśmy każdemu zdjęcie mojego już w sumie dużego brzucha, że nie ma o co się martwić. Mason dodał nawet post na instagrama, że wszystko jest dobrze i że to fejk. Kiedy podjechaliśmy pod stadion Mason poszedł od razu, a ja chwilę później chodziłam z Benem po murawie. Rozmawialiśmy jak bardzo chciałby wrócić do gry. Było mi przykro, bo już bardzo długo zmaga się z kontuzją. Niedługo będzie rok. Podtrzymałam go na duchu, on się uśmiechnął i poszliśmy zająć miejsce.
-Kto pierwszy dzisiaj strzeli? Zakład o 5 dych - zapytał mnie.
-Jorginho, później Mason. Ty kogo obstawiasz?
-Skąd taki wymysł w twojej głowie? Ja mówię, że Kai z hattrickiem.
-Czary. A tak serio przyśniło mi się.
-Masz dziwne sny.
Zaczął się mecz i już w 24 minucie sfaulowano Kaia w polu karnym. Jorginho strzelił karnego.
-Farta masz.
-To nie fart to proroctwo.
-I dałn wrodzony.
-No to szybko - zaczęliśmy się śmiać.
W przerwie podszedł do nas Mason i zapytał z czego się śmiejemy. Powiedziałam, że mamy zakład i go wygrałam, żeby nie zdradzać od razu za dużo. W drugiej połowie nie minęły 3 minuty, a bramkę strzelił Mason. Ben schował głowę w ręce, a ja się cieszyłam. W 70 minucie strzelił Kai i wtedy Ben podniósł głowę, że chociaż trafił jedno. Chwilę później ktoś nadepnął Masonowi na kostkę i on nie mógł wstać. Od razu go zmieniono i usiadł obok nas. Miał grymas na twarzy przez ból. Widziałam jak szybko puchnie mu kostka. Jeszcze przed końcem meczu zawinęliśmy się do szpitala. Skręcili mu kostkę. Nie będzie grał przez jakieś 2/3 miesiące. Oczywiście był wkurzony. Zostaliśmy sami.
-Mason, nie denerwuj się. Teraz masz chwilę spokoju. Do porodu będzie dobrze. Tego śmiesznego buta musisz nosić miesiąc. Nic się nie dzieje.
-Ale co z tego skoro jestem teraz uziemiony. Nawet auta nie mogę prowadzić. Ty jesteś w ciąży.
-Mason to nie koniec świata. Damy radę.
Rozkleił się i przytulił się do mnie. Im dłużej się znamy tym bardziej jest wrażliwy. Wróciliśmy do domu taksówką. Leżeliśmy, a on zrobił nam zdjęcie i dodał na Instagrama „dwie kaleki". Obrócił to na szczęście w żart. Poszłam się umyć, pomogłam mu wejść do góry i położyliśmy się spać.
W ciągu miesiąca Mason zdjął buta i wrócił do treningów. Mi było coraz ciężej więc narazie nie pracowałam. Mieliśmy wizytę u ginekologa, ostatnią. Wszystko już się układało po naszej myśli. Zaczęliśmy się nawet przygotowywać do ślubu.

Tylko zamknij oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz