~ Kałuża Śmierci ~

207 3 16
                                    

Nie pamiętam kiedy tak naprawdę wczoraj zasnęłam. Wzięłam do ręki telefon z szafki nocnej, włączyłam go, jednak wyświetlacz się nie zapalił. Rozładował się. Siedziałam wczoraj do późna na telefonie? Całkiem możliwe, szczerze mówiąc nie pamiętam. Około dwudziestej trzeciej zamknęłam się w pokoju, zapaliłam dwa skręty i wypiłam większą połowę butelki czerwonego wina. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam z tego wieczoru są moje melancholie po pijaku.

Rodzice byliby dumni...

Miałam ogromną potrzebę odstresowania się, odreagowania tego wszystkiego co wydarzyło się w tym tygodniu, a wydarzyło się naprawdę dużo. Polepszenie się kontaktu z Dante, pocałunek z Chrisem, nagła przeprowadzka Sary, sytuacja z Dominikiem, dziwna relacja Sabriny i Williama.

To wszystko jest popieprzone. Całe życie jest popieprzone.

Co najgorsze przyszły tydzień zapewne będzie jeszcze bardziej popieprzony i męczący niż obecny. Jutro pierwszy dzień ludzi z wymiany w naszej szkole. Jako, że jestem przewodniczącą większość spraw organizacyjnych związanych z ich przyjazdem było na mojej głowie. Chciałam wszystko jak najlepiej zorganizować, przygotować szkołę i naszych uczniów na ich przyjazd. Chcę żeby czuli się u nas dobrze, nawiązali nowe znajomości, mieli możliwość dobrego poziomu nauki, żeby poprostu nie chcieli od nas wyjeżdżać. Wiem jak ciężko jest się gdziekolwiek zaklimatyzować.

Postanowiłam wstać w końcu z łóżka i podłączyć telefon, nadal nie wiem, która jest godzina.

Ja pierdole, gdzie jest ładowarka?..

No tak, Dante...

Przysięgam, że zrobię mu kiedyś krzywdę za branie moich rzeczy bez pozwolenia. Włożyłam na siebie sweter, który leżał na brzegu łóżka i wyszłam z pokoju na poszukiwania swojej ładowarki. Szybko zeszłam po schodach i znalazłam się przed drzwiami ''tymczasowego'' pokoju Dantego.

- Oddawaj moją ładowarkę kutasiarzu - powiedziałam dość głośno po tym jak zapukałam kilka razy do drzwi. Już chciałam nacisnąć klamkę gdy usłyszałam znajomy głos, zamiast Dantego odezwał się Chris.

- Kutasiarza nie ma - powiedział spokojnym głosem, którego mimo wszystko się wystraszyłam.

- Kurwa - jęknęłam wystraszona i złapałam się za serce. Oni kiedyś doprowadzą mnie do zawału lub jeszcze jakiegoś innego gówna - Co ty tu robisz Chris? - zapytałam po chwili, gdy już się trochę uspokoiłam.

- Graliśmy z Dante w Fifę do północy, a nie chciało mi się wracać do domu więc zostałem na noc. Rano Dante powiedział, że musi pilnie wyjść z domu i żebym cię trochę przypilnował - oznajmił chłopak siadając na skórzanej sofie z kubkiem kawy w dłoni.

- Następnym razem dajcie mi znać jeśli planujecie takie akcje - nakazałam chłopakowi, biorąc do ręki ładowarkę, która leżała na szklanym stoliku obok kanapy - Kurwa, myślałam, że ktoś się włamał czy coś, a to tylko wy robiliście sobie libacje do późnej nocy.

- Chcieliśmy cię zaprosić, ale zamknęłaś się w swoim pokoju i nie chcieliśmy ci przeszkadzać - powiedział po czym cwaniacko się uśmiechnął - No właśnie co wczoraj robiłaś gdy my mieliśmy nocną libację? - zapytał chłopak, akcentując ostatnie słowo gestem cudzysłowia w powietrzu.

- Spałam - odparłam pośpiesznie, a zarazem jakby to była najbardziej oczywista rzecz na ziemi.

- Czyli to od spania masz takie czerwone oczy? - zapytał wyraźnie zaciekawiony, chyba się domyślał co wczoraj robiłam.

- Ten no...ja dostałam jakiegoś uczulenia - odpowiedziałam chłopakowi.

- Mam rozumieć, że masz uczulenie na marihuanę tak? - zapytał Chris i zaczął się śmiać - Kurwa, mogłaś nas zaprosić na wspólnego jointa, a nie tak sama paliłaś - powiedział z udawanymi wyrzutami i wydymał usta jak obrażona siedmiolatka.

Meeting with Eternal Life and BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz