~ Wesołe miasteczko ~

154 2 2
                                    

Wczoraj siedzieliśmy do późnego rana, poszłam spać dopiero o 4 rano. Poprzedniego dnia otrzymałam wiadomość od szkoły, że zajęcia przed świętami wielkanocnymi są odwołane z powodu przypadkowego znalezienia azbestu w ścianach. A chcieli tylko zrobić drobny remont, nie udało się.

Podczas gdy słodko sobie spałam, nagle zadzwonił dźwięk mojego budzika. Cholera, zapomniałam go wczoraj wyłączyć. Otworzyłam leniwe i ociężałe powieki i usiadłam na brzegu łóżka. Obok mnie nadal spała moja przyjaciółka, nie miała wczoraj siły dotrzeć do „swojego pokoju" więc została u mnie. Nikt inny nie miał daru do tak ciężkiego i twardego snu jak Sabrina. Jesteśmy totalnym przeciwieństwem ona spała twardo, a mnie był w stanie wybudzić każdy najmniejszy dźwięk czy chociaż odrobina niechcianego światła. Wzięłam do ręki telefon. Godzina 6:30, Jezu Chryste. Wstawanie o tej godzinie w dni wolne powinno być zakazane.

Zwlekłam się delikatnie z łóżka. Mimo, że spałam tylko dwie i pół godziny czułam się nawet wypoczęta. Odpięłam telefon od ładowarki, założyłam na siebie czarny, satynowy szlafrok i wyszłam z pokoju. W domu panowała cisza, nic dziwnego, bo wszyscy spali jak zabici. Postanowiłam, że ogarnę się trochę i pójdę zrobić trening. Zrobiłam w łazience swoją poranną rutynę i przebrałam się w strój do ćwiczeń. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i zeszłam do piwnicy, bo właśnie tam mieliśmy domową siłownie. Było tam wszystko czego trzeba, bierznia, maty, rower stacjonarny czy nawet worek bo boksu. Zrobiłam krótką rozgrzewkę i zaczęłam godzinną sesje jogi. Długą i bardzo wystarczającą aby odpocząć i wyciszyć umysł. Po jodze zrobiłam jeszcze półgodzinny trening całego ciała. I tak dość szybko minęły mi dwie godziny.

Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w normalne ubrania. Czarne kolarki i biały top bez ramiączek, a na to fioletowa, cienka i rozpięta koszula. Całość dopełniały czarne klapki z futerkiem, wygoda przede wszystkim. Zeszłam do kuchni w celu zrobienia śniadania. O dziwo przy wyspie siedział już Kai, czyli ranny ptaszek. Na wyspie stały dwie papierowe torby, jak się domyślam z zakupami. Czy ten chłopak zrobił nam zakupy? Błagam, chyba naprawdę zastanowię się nad poślubieniem go.

- Dzień dobry! - powiedziałam radośnie, a chłopak odwrócił wzrok od swojego telefonu.

- No dzień dobry, jak się spało? - popijał kawę z czarnego kubka. Jeśli już jesteśmy przy temacie kawy, nienawidzę jej. Nie jestem w stanie wypić choćby łyka. Mogę chodzić niewyspana i bez energii ale ja się tego nie napije.

- Mimo tych ponad dwóch godzin to dobrze - zaśmiałam się - O której wstałeś? - zapytałam i zajrzałam do lodówki. Już wiem czemu wyszedł z inicjatywą zrobienia zakupów, nasza lodówka świeciła pustkami.

- Chwile po szóstej, nie mogłem spać i postanowiłem, że zrobię zakupy - uśmiechnął się, o Jezu zaraz umrę. Miał taki śliczny i życzliwy uśmiech - Może zrobimy śniadanie, jestem pewny, że za jakiś czas zaczną powoli wstawać - wstał i poprawił swoją czarną idealnie opinającą koszulkę.

- Nie byłabym taka pewna - nagle do kuchni wszedł Alan. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, czy mój brat wstał wcześniej niż o dziesiątej? Niemożliwe - Dobrze się czujesz? - zapytałam ze sztucznym zmartwieniem.

- Właśnie czuje się wyjątkowo cudownie - widać wyraźnie, że ma kaca. Wygląda jakby umarł conajmniej z dwa razy - A ty jak tam? Główka boli? - na jego twarzy widniał złośliwy uśmiech.

- Ja w przeciwieństwie do ciebie umiem pić - poklepałam brata po ramieniu - Nie obraź się, ale wyglądasz fatalnie. Nie żeby to była dla mnie jakaś nowość, ale dzisiaj wyglądasz wyjątkowo źle - uśmiechnęłam się cwanie. Po raz kolejny usłyszałam kroki, tym razem pojawił się Dante - Od kiedy wy tak wcześnie wstajecie? - rozłożyłam ręce i zapytałam zdziwiona.

Meeting with Eternal Life and BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz