Rozdział 4

108 5 1
                                    

-Panie profesorze?- zapytała wychodząc z sali.- Czy w tą sobotę moglibyśmy nie robić zajęć?

-Jeszcze nie zaczął się rok szkolny, a ty już chcesz nas opuścić?- zadrwił.- I nie stój w progu, tylko siądź.

Aria usiadła na niskim krześle naprzeciwko biurka.

-Dlaczego?- powiedział lodowato.

Kobieta wydawała się przytłoczona całą sytuacją. Oczy Snape'a patrzyły na nią z góry i czuła jak świdrowały jej umysł.

-Nie zamierzam być tak traktowana.- powiedziała dobitnie powoli się podnosząc.- Do zobaczenia jutro. Profesorze.- ostatnie słowo wysyczała.

Snape cały poczerwieniał i uniósł się na rękach. Ich spojrzenia znów się spotkały. Aria stała bez ruchu, a jej twarz była kamienna. Severus widział, że się bała. Nieporadnie próbowała schować trzęsące się ręce. Oddychała gwałtownie i nieregularnie. Uśmiechnął się w myślach.

Nagle drzwi klasy zaskrzypiały. Wzrok obojga spoczął na zaskoczonym Lupinie.

-Przepraszam, ja nie wiedziałem, że...

Nie dokończył. Aria wychodząca szybkim krokiem wybiła go z rytmu. Remus rzucił pytające spojrzenie w stronę Severusa, ale czarne oczy nauczyciela zdawały się zabijać.Po chwili sylwetka Mistrza Eliksirów zniknęła w mroku zostawiając oszołomionego Lupina samego.

Snape trzasnął drzwiami od swojego gabinetu i przywołał butelkę ognistej. Usiadł w miękkim zielonym fotelu i pociągnął łyk alkoholu. Przyjemne pieczenie w gardle i ulga. Rozłożył się wygodnie i zaczął przyglądać się latającym po pokoju ognikom. Machnął różdżką. Płomieni pojawiło się więcej i zaczęły wirować powoli chowając się do kominka. Severus rozpłynął się nad smakiem whisky. Teraz już mógł się nią delektować w spokoju. Przestał myśleć. Przestał się denerwować. Zamknął oczy i wydawało mu się, że przestał być.

Poranek był dla niego ciężki. Noc spędzona na fotelu i wczorajsza whisky dawała się we znaki. Co gorsza obudził się zdecydowanie za późno i wiedział, że na śniadaniu w Wielkiej Sali będzie tłoczno. Niepocieszony doprowadził się do normalności i w pośpiechu wypadł na korytarz. Gdy dochodził do Wielkiej Sali przyspieszył kroku, żeby przypadkiem nikt go nie zatrzymał na krótką pogawędkę, która dla tego nieszczęśnika na pewno nie byłaby miła. Severusa wciąż męczyły emocje wczorajszego wieczoru i inni nauczyciele ewidentnie to dostrzegli. Przy krótkim stole, który stał teraz samotnie, nie trudno było obserwować siebie nawzajem.

-Nie wyglądasz zbyt dobrze, Severusie.- zagadnęła Pomfrey.

Snape zgromił ją wzrokiem. Nie bacząc na nieprzychylne spojrzenie Minerwy nalał sobie kawy i nałożył kilka bułeczek dyniowych. Starał się nie zwracać uwagi na gwar rozmów, które się toczyły wokół niego. Nienawidził tych pogawędek toczonych przy stole. Były takie...beznamiętne i puste. Przynajmniej dla niego.

-Wiesz może co się dzieje z Arią?- zapytała spokojnie McGonagall.

Nauczyciel, który właśnie się podnosił z miejsca tylko pokręcił przecząco głową próbując uciąć temat.

-Ale nie było jej wczoraj na kolacji, ani dziś na śniadaniu.- sprecyzował Lupin.- Trochę to niepokojące. Nie sądzisz, Severusie?

-Bynajmniej.- odpowiedział obracając się na pięcie.

Usiadł przy biurku i czekał umilając sobie czas lekturą "Eliksirów na każde schorzenie". Tak jak się spodziewał. Nie przyszła. Ostatnie trzy tygodnie toczył z nią pewnego rodzaju walkę i wygrał. Jednak nie czuł euforii triumfatora. Snape nie dawał dopuścić do siebie myśli, że upokarzanie kobiety i ciągłe pokazywanie swojej wyższości nie dawały mu takiej przyjemności jak gdy robił to w stosunku do uczniów. Odczuwał do siebie wstręt. Zarówno za momenty w których przy Arii czuł się swobodnie, jak i za te w których był dla niej podły. Ogarnęła go bezradność.

Beznamiętnie odłożył książkę, zapalił ogień pod kociołkiem i zaczął warzyć eliksiry potrzebne do Skrzydła Szpitalnego. Miarowe bulgotanie wywarów pozwoliło wejść mu w pewien rytm. Bezwiednie produkował kolejne porcje Eliksirów Wiggenowego, Słodkiego Snu, Pieprzowego. Gdy odstawiał jeden kociołek od razu nastawiał kolejny i pociągnął łyk Ognistej, która stała zdecydowanie za blisko. Gabinet był wypełniony tak gęstymi oparami, że ciężko było zobaczyć biblioteczkę, która stała pod ścianą. Jednak Snape był jak w transie i nie mógł tego zobaczyć. Ocknął się dopiero gdy okazało się, że zrealizował całą listę podstawową.

Mokry od pary i potu zdjął z siebie szatę i podwinął rękawy białej koszuli, którą miał pod spodem. Wymruczał zaklęcie i w gabinecie znów można było jakoś oddychać.

W tym samym momencie usłyszał ciche pukanie do drzwi. Powoli powlókł się i nacisnął na klamkę.W drzwiach stała Aria. Miała na sobie tylko cienką koszulę nocną i bawełniany szlafrok.

-Trochę nietrafiona pora na odwiedziny. Nie sądzisz?- powiedział wyraźnie skołowany.

Kobieta zawiązała szlafrok i skrzyżowała ręce. Jej wzrok spoczął na chwilę na Mrocznym znaku na przedramieniu nauczyciela, ale zanim ten się zorientował ona już patrzyła mu w oczy.

-Usłyszałam hałas, a później zobaczyłam jakiś dym wydobywający się z pomieszczenia. Myślałam, że coś się stało.

Spojrzała na podłogę na której leżały szczątki butelki. Po chwili do połowy pełna butelka znalazła się w jej ręce.

-Proszę.

Podała Snapowi trunek i już chciała się odwrócić, ale on naglę zakołysał się i uderzył głową o blat. Aria pobladła i próbowała podnieść na wpół przytomnego nauczyciela, jednak bezskutecznie. Rzuciła zaklęcie lewitacji i zaniosła w stronę komnat profesora.

Jego sypialnia była niewielka. Ściany były nagie, a od kamienia z którego były zrobione bił chłód. Jedynym kolorowym akcentem było kilka zielonych poduszek rzuconych niedbale na czarną pościel.

Aria delikatnie położyła ciało Snape'a, który nerwowo przecierał oczy.

-Podaj mi różdżkę. -wyszeptał.

Dziewczyna po chwili wróciła niosąc jego własność.

Nauczyciel machnął kilka razy różdżką i powtórzył zaklęcie czyszczące powietrze.

Zapach stęchlizny ustąpił całkowicie.

-Zatruł się pan.- zaczęła siadając obok, ale nie patrząc mu w oczy. Ruchem ręki przywołała kubek.- Proszę wypić.

Snape spojrzał się na nią podejrzliwie.

-Nie otruję pana. Naprawdę.

-Woda?!-krzyknął upijając łyk.

Aria zaśmiała się dźwięcznie.

-Tak, proszę wypić. Mamie to zawsze pomagało.

Snape prychnął, ale rzeczywiście czuł się dużo lepiej.

-Dziękuję.- powiedział cicho.

Gdy odłożył kubek zorientował się, że ma odkryte rękawy. Był pewien, że dziewczyna zobaczyła znak na jego przedramieniu. Nerwowo zaczął odwijać mankiety, ale przerwał gdy usłyszał zza siebie głos kobiety:

-Wiedziałam wcześniej, nie musi pan.- powiedziała i zaczęła szeptać zaklęcia uleczające. Jego rana szczypała, ale po chwili nie było po niej śladów.

-Możesz już iść. Naprawdę sobie poradzę.- powiedział chłodno. Jednak Aria już zniknęła za drzwiami łazienki, a potem zaczęła wycierać jego twarz ze świeżo zaschniętej krwi.

-Rzeczywiście już pójdę, ale pan nie powinien wstawać. Dobranoc.

Nawet na niego nie spoglądając zamknęła za sobą drzwi zostawiając Snape z cieniem swojego dotyku na jego twarzy.

Dziedzictwo - Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz