Rozdział 10

88 5 0
                                    

Severus obudził się wcześniej niż zwykle. Była piąta rano. W jednej ręce trzymał kubek kawy, który przed chwilą pojawił się na jego biurku, a drugą sukcesywnie spisywał sprawy do załatwienia w dzisiejszym dniu. Było jeszcze ciemno, więc lochy wydawały się wyjątkowo mroczne. Mętna woda jeziora za jednym z przeszkleń w salonie Snape'a wydawała być się żyjącym stworzeniem. Kłębiącym się, czarnym potworem, który potrafiłby w sobie schować najgorsze tajemnice Magicznego Świata.

-Może ty mi odpowiesz, dlaczego mi na tym zależy?- wyszeptał posyłając w toń iskierkę światła.

Chwilę później wokół migoczącego płomienia wirowały ławice małych, skrzących się na czerwono ardoni. Ich ciała łapczywie pochłaniały świetlistą energię. Po chwili znów zapanowała ciemność. Ciemność i pusta, pełna tajemnic cisza. przymknął oczy i udał się do pracowni. Próbując myśleć już tylko nad krojeniem korzenia Rewelii Żółtolistnej i ilością kropel Smoczych Łez, które dodaje do eliksiru.

Dopiero po kilku godzinach dał sobie odetchnąć. Pociągnął łyk zimnej kawy i spojrzał na listę spraw do załatwienia. Z satysfakcją odhaczył wszystkie eliksiry wykonane dla skrzydła szpitalnego. Zatrzymał się na linijce brzmiącej "Wydział Nauk Nieścisłych".Skrzywił się na samą myśl o czekającej dziś na niego biurokracji i przeszedł dalej.

Przebudzone słońce przeświecało przez ciemną toń jeziora wydobywając z niej iście Salazarowy odcień. Okno przyjęło funkcje witraża i wypełniało pomieszczenie rozproszonym zielonkawym światłem. Tak właśnie każdy poranek mógł przyjmować postać prawie że duchową, jednak wiedział o tym tylko Severus. I intymność tego przeżycia nadawała mu dodatkowej wagi.

Energicznie zamknął notes i zwinnym ruchem schował go pod szatą.

Przechadzka korytarzami Hogwartu przed godziną dziewiątą w sobotę mogła dla Snape'a być prawie, że przyjemna. Pojedyńcze grupki uczniów zbierały się w sennym tempie wokół Wielkiej Sali. Jednak na jego widok przyspieszały kroku i usuwały mu się z drogi. Cieszył go ten widok. Minął przestraszonych studentów i tuż za bramami Hogwartu (korzystając z chwilowego braku dmentorów) aportował się na jedą z nieuczęszczanych uliczek Londynu. Z dbałości o zachowanie pozorów bycia mugolem transmutował swoją szatę w ciemny kraciasty garnitur.

Ulice miasta zaczynały wyraźnie ożywiać. Ludzie gwarnie rozmawiali i tłoczyli się przy dopiero co otwieranych sklepach.

-Czy jest pan umówiony na spotkanie?- zapiszczała pani w odsuwając szybę w okienku.

-Owszem. Z panem Brownem.- odrzekł głosem, który zjeżył biednej kobiecie włosy na rękach.

-Drugie drzwi na le-le-lewo.-odparła.

Snape przyjął uśmiech specjalnie przygotowany dla służb urzędów państwowych i delikatnie skinął głową.

-Ale, ale... mamy opóźnienie.- krzyknęła niepewnie kobieta wychylając głowę w stronę Snape'a.

Mężczyzna spojrzał się na nią groźnie.

-Czy na pewno nic nie da się z tym zrobić?

-S-s-spróbuję.- zapiszczała odbiegając.

Gabinet inspektora był, eufemistycznie mówiąc, minimalistyczny. W centrum na starym, zużytym krześle siedział niewysoki mężczyzna w średnim wieku. Miał nieskażoną słońcem skórę, cienie pod oczami, a na twarzy wyraz błogiego zobojętnienia. Widząc petenta jego oczy spoważniały, a usta wykrzywiły się.

-O, pan niecierpliwy.- zaszydził.- Proszę, proszę siadać.- wskazał na chwiejące się bukowe krzesło.- Co to za ważna sprawa?

-William Ghen. Przedstawiciel Uniwersytetu w Coventry. Prosiłem o dokładną dokumentację i opinię na temat panny Arii Swan. Jak pisałem panu w liście nasza uczelnia potrzebuje tych informacji do wydania stypendium.

-Taak, tak. Ale wspomniał pan jeszcze o dokumentacji medycznej. Przepraszam pana, panie..

-Ghen.-odpowiedział bezs cienia wątpliwości czując, że jest to pewien sprawdzian.

-...Panie Ghen- kontynuował- ale nigdy nie słyszałem o takich wymogach. Obawiam się, że nie mogę udzielić panu dostępu do tych dokumentów.- odpowiedział wskazując na obszerną teczkę.

-A jednak ją pan przygotował.

Mężczyzna skrzywił się na myśl, że gdyby dostrzegł wcześniej swój błąd ominęła by go niepotrzebna praca.

-Cóż.

-Och, jestem zaskoczony, że list od rektora nie wydał się dla pana wystarczającą argumentacją.-odrzekł Snape z nienaturalnie dla swojej aparycji przyjaznym tonem.

-List?

Profesor wskazał palcem na odpieczętowaną kopertę. Brown mógłby się założyć, że nigdy wcześniej nie widział tego listu. Przeleciał wzrokiem po zwartym piśmie. Dokładnie obejrzał wszystkie pieczątki i z niedowierzaniem przeniósł swoje spojrzenie na nieznanego mężczyznę.

-Ale, ale ja nie wiem, czy mam kompetencje, żeby to panu wydać.- wydusił z siebie z widoczną ulgą, że udało mu się wpaść na tak znakomity pomysł.

-Ach..Jest pan pewien? - Snape spojrzał mu głęboko w oczy chowając pod stołem różdżkę.

Nieświadomy mężczyzna jeszcze chwilę się nad czymś zastanawiał, ale chwilę później Snape żegnał się z sekretarką skinieniem głowy trzymając w ręce pokaźny plik dokumentów.

Spotkanie w Ministerstwie było równie owocne, ale zanacznie mocniej zszargało nerwy Snape'a. "Jak można w aktach naukowych trzymać jednocześnie wyniki badań i dokładne opisy specjalizacji wróżbitów. Idiotyzm!" Jednak grubość dokumentów dotyczących Mistrzyni Eliksirów- Panny Black była niepokojąco mała. Severus zdążył przejrzeć je pobieżnie siedząc w jednej z mugolskich kawiarni. Według akt ostatnie lata życia (przynajmniej tego o którym Ministerstwo wiedziało) spędziła nie udzielając się naukowo. Wydawało się to nieprawdopodobne patrząc na ilość prac publikowanych przez nią w pierwszych latach po zakończeniu studiów. Jedyną pożyteczną rzeczą, którą dało się wywnioskować był jej zakres zainteresowań- trucizny, transmutacja, neutralizacja toksyn. "Ciekawe zestawienie"-pomyślał nabijając na widelczyk kawałek szarlotki.

***

-Witaj Severusie.

-Dobry wieczór, Dumbledore.

-Nie widziałem cię dziś na śniadaniu, ani na obiedzie.- powiedział skręcając za Severusem w stronę lochów.

-Musiałem uzupełnić zapasy.- wskazał na duży skórzany worek zawieszony przez ramię.

-Severusie.- zatrzymał się- Bardzo długo ci zeszło.

Snape spojrzał w jego przenikliwe, niebieskie oczy, które wydały mu się dużo bardziej znajome niż kiedyś.

-Dementorzy nie chcieli mnie wpuścić do zamku, powinieneś z nimi porozmawiać.-odparł z niewinną miną.- Poza tym, nie chcesz wiedzieć w ilu i jakich sklepach kupuję swoje składniki, ale musisz mi uwierzyć, że nie wszystkie transakcje zaczynają się od radosnego dzień dobry, a kończą dźwiękiem dzwonka w przeszklonych drzwiach. Czas też bywa walutą w dzisiejszych czasach.

Dumbledore był wyraźnie nieusatysfakcjonowany tą odpowiedzią.

-Lupin słabo się czuje. Chciałbym, żebyś go zastąpił przez kilka. Masz wolną rękę co do tematów.

Snape skrzywił się, skinął i już miał zniknąć za rogiem gdy dobiegł go głos dyrektora.

-Moment gdy dla któregoś z uczniów stajesz się boginem, jest dosyć niepokojący. Bądź dla nich łaskawszy, Severusie.

-Albo przynajmniej bierz czasem Arię, jako dobrą duszę, na swoje zajęcia.- dodał po chwili.

"Niedoczekanie"- pomyślał.

Dziedzictwo - Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz