Rozdział 16

264 18 0
                                    

Przed drzwiami czekała roześmiana Nell. Tak jak obiecywała, była gotowa na spacer. Ja - wręcz przeciwnie. Musiałam się przebrać, odświeżyć i coś zjeść. Myślałam, że zaraz soki trawienne spalą mi żołądek.

- Już? Ile jeszcze? Możemy już iść?  - dopytywała zniecierpliwiona Nell.

- Już wychodzę!

Tak jak z samego rana padało i było zimno, tak pod wieczór świeciło słońce. Usiadłyśmy w parku, gdzie karmiłśmy okruszkami chleba ptaki.

- Ciociu, czy byłaś kiedyś zakochana? - spytała niespodziewanie.

- Cóż... Pewnie byłam.

- Pewnie, czy na pewno?

Jak każde dziecko - musiała być dociekliwa.

- A dlaczego o to pytasz?

- Bo chcę wiedzieć, jak się wtedy człowiek czuje.

- Cóż... Bardzo chcesz widzieć osobę, w której jesteś zakochana. Czekasz na nią i wciąż o niej myślisz... Wtedy świat wydaje się taki... Lepszy. Jak jesteś przy tej wybranej osobie, wszystkie problemy znikają...

- Chyba się zakochałam.

- W kim?

- W takim chłopaku, z którym wychowywałam się w sierocińcu... On tam został.

- Możemy go odwiedzać co jakiś czas. Nawet jak zostanie adoptowany. Dowiemy się gdzie mieszka i nawiążemy kontakt z jego nową rodziną... A powiedz mi Nell, jaki on jest?

- Jest bardzo miły... I ładny.

Na tą odpowiedź aż się uśmiechnęłam. Zapomniałam jak to jest z tą dziecięcą miłością.

- I też bardzo odważny! Zawsze mnie wspierał, gdy nasi przyjaciele się kłócili... Byliśmy w innych grupach, które bardzo się nie lubiły. Nie chcieli, żebyśmy byli parą... Dlatego spotykaliśmy się w nocy... Wtedy to nawet trzymał moją rękę... I mimo tego, że jego koledzy mnie nie lubili, chciał być moim chłopakiem. Za to chyba najbardziej go kocham.

- Chyba wiesz więcej o miłości niż ja - powiedziałam całując ją w czoło - I mogę się od was uczyć tej odwagi... Nigdy jej nie trać.

W tamtym momencie Nell zmieniła moje patrzenie. Wiedziałam już co muszę zrobić. Bez względu na to czy wydam Thomasa, czy nie. Odprowadziłam siostrzenicę do domu i pobiegłam w stronę pubu. Miałam nadzieję, że tam będzie.

Garrison o tej porze był przepełniony pijanymi mężczyznami. Ledwo się przez nich przcisnęłam. Niektórzy z nich rzucali we mnie wymowne spojrzenia. Jedni próbowali coś powiedzieć, ale nic nie rozumiałam z tego bełkotu.

- Finn! - krzyknęłam gdy tylko zobaczyłam jak opiera się o lepiący od piwa bar.

- Lesley, co tu robisz?

Złapał mnie za rękę i zaprowadził do prywatnej loży.

- Wypieprzać - rozkazał siedzącym tam wcześniej klientom. Nawet nie próbowali się przeciwstawiać - Co ty tu robisz?! Wiesz co ci mężczyźni mogą zrobić samotnej kobiecie?

- Muszę z tobą porozmawiać.

- O tej porze? I w takim miejscu? Nie możesz się ze mną pokazywać. To niebezpieczne.

- Mam to gdzieś... Finn, jesteś dla mnie ważny. Wciąż zastanawiam się jak to zrobić, żebyśmy mogli być razem. I wiesz co? Pieprzę ten cały konfilkt. Nie obchodzi mnie zdanie ani mojej, ani twojej rodziny... Tylko ty się liczysz.

- Naprawdę? Ja... Nie wiem co powiedzieć.

- Po prostu powiedz, że czujesz to samo... I że w swojej obecności będziemy najlepszą wersją siebie.

- Tak będzie, obiecuję. Naprawdę... Tak będzie - mówił trzymając mnie za rękę. 



Raz, dwa, trzy Peaky Blinders patrzy!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz