Stałem przed Kingpinem i jedyne o czym myślałem, to wpierdol, który miał nastąpić. Nie bałem się jednak. Jako dzieciak wystarczająco razy dostawałem, żeby teraz okazywać strach. Ból to ból i nauczyłem się tego. Za nieposłuszeństwo się płaci. W niektórych przypadkach wystarczyło, że przywalił mi w łeb, ale częściej obrywało też moje ciało. I to w różny sposób. Raz dostawałem batem, raz byłem kopany albo jeszcze kiedy indziej torturował mnie psychicznie.
Mężczyzna zamachnął się i przyłożył mi z całej siły jakimś kijem w brzuch.
Skuliłem się, lecz szybko się wyprostowałem i uniosłem na niego wzrok.
Bolało, jak diabli, czyli jak zwykle, kiedy dostawałem od cztery razy silniejszego od siebie szefa.
- A o to twoja nagroda - burknął i cisnął mną o ścianę. - Zawiodłeś sieroto!
Upadłem z hukiem na ziemię, obijając sobie przy tym ramię.
- Nie jestem sierotą - sapnąłem i podniosłem się na łokcie.
- To dlaczego jesteś sam? - zapytał ironicznie i stanął na mojej nodze, którą prawie zmiażdżył.
- Bo zabiłeś moich rodziców zwyrolu - odparłem i niemal od razu tego pożałowałem.
Kingpin kopnął mnie w szczękę, a ja z powrotem wróciłem do pozycji leżącej. Poczułem słodki smak krwi w ustach i okropny ból, jednak nawet nie jęknąłem.
- I jeszcze śmiesz mi pyskować?! Widzę, że lubisz ból - powiedział. - W takim razie zobaczymy, jak wrócisz sobie do domku, po tym - dodał i stanął na mojej drugiej nodze.
- Wrócę - odpowiedziałem mu przez łzy, które mimowolnie spływały mi po policzkach.
- W takim razie wynocha - rzucił i chwycił mnie za ramię, po czym wytaszczył ze swojego biura i trzasnął całą siłą drzwiami o moje nogi.
Potem zabrał je i zamknął się z powrotem w pomieszczeniu. Wstałem powoli i poczułem przeszywający ból w całym ciele, a szczególnie w jego dolnych partiach. Chciałem postawić krok, lecz zakończyło się to tylko spektakularnym upadkiem.
Gdzieś w duchu wiedziałem, że mi się należało, ale przecież to on wysłał mnie na misję, w której wiedział, że zawiodę.
- Kurwa - wyszeptałem do siebie i ponownie wstałem z podłogi.
Udało mi się jakimś cudem wydostać ze sklepiku, ale dalej już nie poszło tak łatwo. Kiedy przyczepiłem pajęczynę do budynku i zacząłem się przemieszczać do mojego mieszkania, by móc w końcu odpocząć od tego całego gówna, nie mogłem wykonać żadnego ruchu, bez eskorty bólu.
Dlatego usiadłem na pierwszym lepszym budynku, który był akurat na mojej drodze i podwinąłem nogawki do góry. Całe łydki stały się sine zupełnie, jakbym je usmarował fioletową farbą.
Otarłem rękawem przyschnięte już łzy i położyłem się na dachu. Temperatura widocznie wahała się w plusowych i minusowych stopniach, bo nie było najcieplej.
Nie wiedziałem, co mam robić, ani gdzie by tu zjeść, żeby przyspieszyć moją regenerację, więc zacząłem się gapić w niebo, jak jakiś głupek.
Żywiłem tylko nadzieję, że do rana się cokolwiek wygoi, żebym mógł wrócić do domu.
~Tony Stark~
Kiedy się obudziłem, przeszedłem nie mały szok. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to czerwony napis na stoliku, wykonany z krwi. Przeraziłem się i poderwałem się do góry. Wtedy poczułem, że cały czas trzymałem w ręce mały scyzoryk.
CZYTASZ
WRONG ENEMY
FanfictionPeter Parker od dziecka pracuje dla znanego szefa mafii Kingpina. Pewnego dnia otrzymuje nietypowe zlecenie, które musi wykonać. Czy je przyjmie? Co wydarzy się dalej? 12.02.2022 - POCZĄTEK 11.07.2023 - KONIEC