EPILOG

498 40 22
                                    

~Tony Stark~

Od tamtego strasznego wydarzenia minął rok. Rok, który uświadomił mi, jak bardzo moje życie jest puste bez Petera. Dzieciak, który był moim najgorszym wrogiem, dzieciak, przez którego rozpoczynały się moje wszystkie problemy, otóż ten sam dzieciak już nie żył. Zrozumiałem to dosadnie, gdy jego dłoń wyślizgnęła mi się z ręki i zniknął pod gruzami. Ostatni wybuch w końcu zawalił sklepik, odbierając mi tym samym możliwość odkopania gruzów i znalezienia mojego dzieciaka.

Wyszedłem stamtąd jak chciał, ale nigdy sobie tego nie wybaczyłem. Zacząłem żyć "normalnie", zacząłem udawać jedynie po to, żeby nikt nie mógł zobaczyć, że wewnętrznie już dawno umarłem. Ja Tony Stark pogubiłem się w życiu, a teraz próbowałem pokazywać, że jest okej. Ale w rzeczywistości pod żadnym z pozorów nie było okej. Pozwoliłem umrzeć osobie, która mogła mnie uratować od bagna, jakim stało się moje życie.

Było już za późno. Każdy dzień wyglądał teraz tak samo i coraz bardziej zbliżał mnie do szaleństwa. Musiałem się przystosować do wcześniejszego życia, chociaż teraz wydawało się takie obce i nowe. Wywiady, spotkania Avengers, praca w Stark Industries i codzienne sprawy były już tak oklepane, że robiłem to mechanicznie. Odwaliłem swoją robotę i miałem święty spokój. Zamykałem się w pokoju i przeklinałem cały świat. Piłem. Nie dało się nie pić. Nałóg pochłonął mnie całkowicie, przez co nie potrafiłem sobie odpuścić nawet na jeden dzień.

Na początku jeszcze było w porządku, ale potem? Potem stałem się z powrotem tym zimnym sukinsynem, którym Peter oduczył mnie być. Skończyły się wywiady, skończyło się Avengersowanie i skończyło się normalne funkcjonowanie. Zaniedbałem nawet własną pracę, przez co losy firmy wisiały na włosku. Nie miałem siły się pozbierać, straciłem nadzieję na lepsze życie, straciłem wszystko.

Były też takie momenty, kiedy chciałem się po prostu rzucić z budynku, nie licząc się z konsekwencjami i umrzeć. Jeden dzieciak potrafił tak bardzo zmienić moje życie z nieszczęśliwego we wspaniałe i odwrotnie. Po pewnym czasie jednak już nawet mi się nie chciało o tym myśleć.

Leżałem sobie na kanapie w warsztacie, gdy nagle drzwi windy się otworzyły i w nich stanęła kobieca postać. Od razu rozpoznałem te rude loki należące do Wandy.

- Czego? - zapytałem od niechcenia, odkładając butelkę jeszcze niedopitej whisky.

- Mam ważną paczkę do ciebie Tony - powiedziała kładąc pakunek na stoliku. - Marnie wyglądasz - dodała idąc w kierunku windy.

- Ta, wiem - rzuciłem patrząc, jak oddala się i znika w drzwiach.

Podniosłem z powrotem butelkę do ust i wychyliłem duszkiem resztę alkoholu. Niedługo potem zasnąłem.

Paczuszka leżała sobie przez tydzień, aż w końcu zaczęła mi przeszkadzać i wyrzuciłem ją do rogu warsztatu. Uderzyła o ścianę, otworzyła się i spadła na ziemię. Wysypało się z niej pełno kulek styropianowych, co przykuło moją uwagę. Podszedłem bliżej, aż w końcu rozpoznałem te trzy literki umieszczone na wieczku.

- TBI - przeczytałem na głos, po czym podbiegłem do paczki z nowym ożywieniem.

Grzebiąc w styropianie uświadomiłem sobie, że był to pierwszy raz, jak zależało mi na czymś od ponad roku. Z pudełka wyciągnąłem metalowe kostki, których zazwyczaj używał dzieciak do walki i list. Poruszyłem się nerwowo i otworzyłem pakunek, z którego wyjąłem kartkę. Zrobiło mi się strasznie głupio i przykro. Wkurzyłem się na siebie, bo zainteresowałem się tą paczką, tylko dlatego, że mi przeszkadzała.

Przeczytałem krótki dopisek na kartce i pierwsze łzy poleciały po moich policzkach. Zjebałem. Z resztą jak zawsze. Miałem pojawić się w miejscu, gdzie to się zaczęło i skończyło jakiś tydzień temu. Olałem ważną paczkę, olałem Wandę i zająłem się zatracaniem w piciu.

WRONG ENEMYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz