XXXIII

476 45 37
                                    

Kingpin bez słowa wstał z fotela i podszedł do drzwi, przepuszczając mnie przodem. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Szczerze nie mogłem powstrzymać się od radości, ale przepełniała mnie też gorycz i strach. Ta wiadomość, to, że ona żyła jednocześnie bolała i koiła.

Miałem tyle pytań i tak mało odpowiedzi. Skąd się tu wzięła? Dlaczego Kingpin nie powiedział mi wcześniej? Czy to miał być podstęp? Na pewno, ale chciałem wierzyć, że ona naprawdę żyła.

Szedłem korytarzem za szefem, gdy niespodziewanie skręcił w boczną alejkę. Dobrze znałem TBI, więc wiedziałem, że prowadzi do pomieszczenia, w którym urzędował Phil.

- Dlaczego tu idziemy? - zapytałem z nadzieją na jakąkolwiek odpowiedź.

On jednak dalej prowadził mnie w milczeniu, nie zważając na moje pytanie. Niecierpliwiłem się, a chwile wydawały się trwać wieczność.

W końcu, kiedy dotarliśmy do tego miejsca, zacząłem uważniej niż zwykle przyglądać się każdemu elementowi i przedmiotowi. Normalnym było, że walało się tam okrutnie dużo dragów, czy śmieci, ale parę szczegółów głównie przykuło moją uwagę. Oczywiście cały czas trzymałem się tego zdradzieckiego sukinsyna, jednocześnie knując plan, jak ją stąd wyprowadzić i zwiać na dobre.

- Jesteśmy - burknął, przesuwając parę ciężkich i wielkich kartonów.

Zobaczyłem zapadnię i klapkę obok niej i aż wzdrygnąłem się na jej widok. Czyli to tam przetrzymywano jedyną na świecie osobę, która mi pozostała.

Cały czas próbowałem zachować zimną krew, na wypadek, gdyby Kingpin znów chciał mnie okłamać, jednak zwyczajnie nie dawałem już rady. Myśl o tym, że mógłbym ją zobaczyć żywą, że on nie zabił wszystkich moich bliskich, napawała mnie dziwnym uczuciem, które chyba można było nazwać szczęściem.

Szef podniósł klapkę i wpisał kod, po czym uruchomił zapadnię. Nie spadliśmy w dół, więc musiało to być jedno z wielu zabezpieczeń. Na szczęście udało mi się zapamiętać zobaczony układ cyferek.

- Nie martw się. Żeby otworzyć to pomieszczenie potrzeba jeszcze skanu mojej siatkówki oka - mówiąc to, przyłożył oko do skanera, a ja parsknąłem udając, że mnie to w ogóle nie interesuje.

- Daj mi w końcu ten jebany dowód i przestań pierdolić.

- Uważaj sobie chłopcze, no za chwilę przesadzisz.

- Przesadzam już dużo dłużej niż jeden raz, a i tak jeszcze tu stoję. Potrzebujesz mnie i nie zabijesz, dopóki nie dostaniesz czego chcesz.

- A i owszem, nie zabije cię - zaczął, patrząc na mnie posępnie. - Ale ją już tak - dodał otwierając żelazne wrota.

Wtedy moje serce złamało się na małe, drobniutkie kawałeczki. Siedziała tam, na małej i zapewne niewygodnej pryczy, brudna i skulona, tak jakby czekała na śmierć.

- C-ciociu May? - wyjąkałem, całkiem tracąc pozory złego Wrencha.

Spojrzała w moją stronę, a gdy chciałem już do niej podbiec, drogę zagrodził mi Kingpin. Od razu odzyskałem panowanie nad sobą i stanąłem wyprostowany, patrząc wprost na niego.

- Lepiej mnie do niej przepuść - zagroziłem.

- Tak? Bo co mi zrobisz? - zapytał spokojnie.

- Mogę na przykład zrobić to - rzuciłem i wyciągnąłem z pochwy nóż, przykładając go do serca. - Jestem w stanie się zabić Wilson.

- Ona zginie razem z tobą, pamiętaj.

Wypuściłem powietrze z płuc i przymknąłem powieki.

- Dostałeś swój dowód, a teraz chcę, żebyś jak najszybciej wykonał zlecenie.

WRONG ENEMYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz