~Peter Parker~
Obudziłem się w zupełnie obcym mi miejscu. Łóżko było zbyt miękkie, ściany zbyt białe, a meble zbyt nowe, jak na moją starą syfiarnię.
Poderwałem się do siadu i dostrzegłem, że nie mam na sobie tej szarej, poniszczonej i podartej koszulki, tylko jakąś nową i nieużywaną.
Rozejrzałem się po otoczeniu, a w mojej głowie zrodziło się tylko jedno pytanie. Czy ja umarłem? Wszystko wokół mnie dawało znać, że tak właśnie było. Tylko czy mi po śmierci należał się właśnie odpoczynek, a nie męki w piekle?
Odetchnąłem głęboko i przymknąłem powieki, na nowo je otwierając. Wtedy dostrzegłem, że rama łóżka jest do siebie przymocowana gwoźdźmi, więc dzięki swojej sile wyciągnąłem jeden i przejechałem nim po swoim przedramieniu.
Gdy zobaczyłem cieknącą krew i poczułem upragniony ból, mogłem w końcu się rozluźnić. Jednak żyłem.
Zacząłem łączyć fakty i przypomniałem sobie, że ostatnie, co zrobiłem, to wykonałem telefon... do Kingpina.
Natychmiast wytarłem krew o koszulkę, uświadamiając sobie, gdzie właśnie się znajdowałem. Przecież oczywistym było, że nie zabierze mnie do mojego mieszkania, które obserwowało teraz pełno agentów Tarczy, ani do TBI, bo wiele ciekawskich i wścibskich oczu mogłoby go zobaczyć i pomyśleć, że stał się zbyt miękki. Dlatego wylądowałem w jego domu.
Powoli wstałem i zachwiałem się, po czym stwierdziłem, że może jednak się położę. Nic nie jadłem od trzech dni, a do tego przywalono mi parę razy i wyciąłem sobie jeszcze nadajnik. Przypominając sobie o tym, zerknąłem na swoje udo, które było starannie opatrzone. Dbał o mnie?
Nic już nie rozumiałem. Najpierw mnie katował, karcił i kazał trenować, potem gdy go potrzebowałem zostawiał mnie ze swoim cierpieniem samego, a teraz nagle zabrał mnie do wypasionej willi i mi pomógł? Coś tu nie grało.
Nagle w pokoju pojawiła się wielka sylwetka Kingpina. Wzdrygnąłem się i odsunąłem do tyłu, jak tylko to było możliwe.
- Naprawdę? - zapytał patrząc na usmarowaną we krwi koszulkę i gwóźdź w mojej ręce. - Zostawić cię na chwilę samego - westchnął i podszedł bliżej łóżka.
- N-nie rozumiem cię - zacząłem, lecz on od razu zmienił temat.
- Przyniosłem ci tylko coś do jedzenia - powiedział i podał mi talerz z jakimiś pysznościami.
Najchętniej rzuciłbym się na nie, bo nie próbowałem nigdy bekonu z jajkiem sadzonym i dodatkowo byłem mega głodny, ale postanowiłem się powstrzymać.
- Czego ode mnie chcesz? - rzuciłem patrząc mu w oczy.
- Na razie niczego. Musisz wrócić do formy, więc radziłbym ci to zabrać - odparł patrząc na naczynie.
Niepewnie odebrałem talerz, a wtedy on chwycił mnie za rękę i wygiął ją tak, żeby zobaczyć ranę. Wyszarpałem się jednak spod jego uścisku i usiadłem po turecku, zaczynając spożywać posiłek.
- Gdzie twoi agenci? Nie kazałeś im czasem mnie pilnować, żebym cię nie zabił, czy coś? - zapytałem, odkładając puste naczynie.
- Stoją przed domem. Poza tym tutaj nic mi nie grozi. To inteligentny dom.
- Jakbym słyszał Starkusia - prychnąłem i odwróciłem wzrok.
Wtedy niespodziewanie złapał moją szyję i zaczął mnie dusić. Kiedy brakowało mi już powietrza, puścił ją i pociągnął tym razem za koszulkę.
CZYTASZ
WRONG ENEMY
FanfictionPeter Parker od dziecka pracuje dla znanego szefa mafii Kingpina. Pewnego dnia otrzymuje nietypowe zlecenie, które musi wykonać. Czy je przyjmie? Co wydarzy się dalej? 12.02.2022 - POCZĄTEK 11.07.2023 - KONIEC