Staliśmy tak wszyscy dobre parę minut, kiedy w końcu postanowiłem przerwać tą ciągnącą się ciszę.
- Jak mnie nie ma, to też jest tak ponuro? - zapytałem i założyłem ręce na klatce piersiowej.
- Tylko ciebie nigdy nie ma Tony - podsumował mnie Steve.
- A jak już przyjdziesz, to zachowujesz się jak snob - rzucił Strange, który siedział na kanapie i przewracał właśnie stronę swojej nudnej książki.
- Co z wami?! Już trzecia osoba nazywa mnie dziś snobem - jęknąłem z oburzeniem.
- No bo nim jesteś - odezwał się milczący dotąd Banner.
Prychnąłem i odwróciłem na chwilę wzrok. W sumie to Avengers i Wrench mieli rację. Byłem jebanym snobem i egoistą. Tylko, czy mogłem coś na to poradzić? Lubiłem się tak zachowywać, więc nie zamierzałem się zmieniać.
- No i dobra, ale musicie tak milczeć? To niekomfortowe - powiedziałem i spojrzałem na nich wszystkich po kolei, po czym westchnąłem ciężko. - No dobra. Przepraszam.
Sam się zdziwiłem, że to słowo coraz częściej zaczęło opuszczać moje usta, jednak nie była to odpowiednia pora. Od razu, gdy tylko się wypowiedziałem, Clint wyciągnął z pod stołu konfetti i strzelił nim we mnie, a Natasha zrobiła parę zdjęć. Wszyscy zaczęli się śmiać i wrzeszczeć "Tony przeprosił". Patrzyłem na nich zdziwiony i wkurzony jednocześnie.
Wkrótce się uspokoili i na sali zapanowała kolejna chwila ciszy. Nie mogąc się już powstrzymać, przysłoniłem usta dłonią, lecz i tak nie powstrzymało to fali rozbawienia z ich zachowania.
Czarna Wdowa rozpoczęła nową sesję, a reszta dołączyła do mnie i niedługo potem wszyscy chichraliśmy się przypominając sobie różne głupie rzeczy z misji.
- A pamiętacie, jak Clint chciał się popisać i strzelił Hulkowi strzałą w dupę? - zapytał Rhodey.
Wszyscy momentalnie parsknęli śmiechem.
- To było świetne - podsumował Bucky.
- Zwłaszcza, że nie mogło się to zagoić przez tydzień - skomentował Bruce.
Kiedy już rozbolały nas brzuchy, ktoś rzucił pomysłem, żeby coś wspólnie ugotować, co każdy pokwitował bez zawahania.
Nikt już dziś nie pamiętał o niebezpiecznym Kingpinie, czy Wrenchu. Nikt nie poruszył tego tematu. Nikt nie chciał psuć sobie dnia.
W kuchni panował teraz totalny sajgon. Kapitan razem z Buckim próbowali włączyć mikser, ale jak to ktoś ujął "oni żyli innymi czasami" i najprawdopodobniej już był zepsuty.
Nie wiadomo jakim cudem Natasha z Wandą spaliły wodę na makaron, a sos, który przygotowywał Clint z Bannerem wyszedł odrobinę niesmaczny.
Przez dobre kilka minut kłóciłem się z Rhodeyem i Stephenem o mój kompot, ale w końcu wyszło na to, że jest niestrawny, więc odpuściłem. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że coś nam nie wyszło i zamówiliśmy pizzę.
Okazało się, że spędzanie czasu z Avengersami nie jest jednak takie złe, a nawet mi się spodobało.
- Wiecie co? - zacząłem. - Jestem w stanie stwierdzić, że to dużo lepsze, niż siedzenie w warsztacie - dodałem, a wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni.
Potrwało to zaledwie chwilkę, bo Clint rozpoczął grupowego przytulasa, z którego cudem udało mi się wymigać.
- No Tony, nie bądź taki! - krzyknął Steve.
Ja tylko się zaśmiałem i wyszedłem na dach Wieży pod pretekstem "złapania oddechu". Oni na prawdę byli dla mnie jak rodzina, a ja często lubiłem wypierać ten fakt.
CZYTASZ
WRONG ENEMY
FanfictionPeter Parker od dziecka pracuje dla znanego szefa mafii Kingpina. Pewnego dnia otrzymuje nietypowe zlecenie, które musi wykonać. Czy je przyjmie? Co wydarzy się dalej? 12.02.2022 - POCZĄTEK 11.07.2023 - KONIEC