| 𝑹𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 𝑷𝒊𝒆𝒓𝒘𝒔𝒛𝒚 |

36 9 9
                                    

16 Marca 1914, West Elizabeth, "Dzień który wiele zmienił"

Szukałem Phillipa by powiedzieć mu o tym że nie mogłem znaleźć jego brata, co prawa to byłby kłamstwo, ale skoro ciało Rossa popłynęło wraz z rzeką to nie powinien go znaleźć

Tak czy owak nie mogłem go znaleźć, wzruszyłem ramionami i przejechałem mostem spowrotem do Ameryki

Przemierzałem New Austin jadąc spowrotem na Beecher's Hope, po drodze mijałem okolice rancza MacFarlane'ów i Thieves' Landing

W końcu dotarłem do domu, zsiadłem z konia i go przywiązałem do słupka, wyszedłem na środek rancza i się rozejrzałem

Nikogo poza mną tutaj nie było, całkowita cisza, jedynie wilki w oddali wyły, mimo tego iż się zemściłem czułem w sobie... pustkę tak po prostu

Prawie cała radość którą kiedyś miałem w sobie wyparowała, po prostu już jej nie czułem

Być może coś z niej zostało, ale nie czuje tego, ale by nie użalać się nad sobą muszę coś robić

W ten sposób zacząłem pracę nad ranczem by wyglądało w miarę porządnie, niestety samemu zajęłoby mi to tak z kilka lat, ale trzeba się za coś brać

W międzyczasie także byłem Łowcą Nagród, brałem listy gończe w West Elizabeth, New Austin i nawet kilka razy znalazłem się w Meksyku

Po dwóch tygodniach ciągłej samotności postanowiłem udać się na przejażdżkę po okolicy, miałem nadzieję że w ten sposób zbiorem myśli

Jechałem przez Tall Trees, akurat przejeżdżałem na południe od Manzanita Post, ale wtedy zauważyłem jakieś miejsce

Było to stare, opuszczone ranczo, widocznie spalone, jedynie dom sam w sobie wciąż nawet dobrze wygląda

Postanowiłem to zbadać, przywiązałem konia do płotu i przeszedłem się po ranczu, bo zbadaniu wszystkiego podszedłem do drzwi domu

Dom wyglądał nawet dobrze z zewnątrz, jedynie panował pusty i w miarę żałobny klimat, a tu nagle poczułem lufę przybliżoną do moich pleców, podniosłem powoli ręce czekając na rozwój wydarzeń

- Co tu robisz? - Usłyszałem głos za mną - Kim jesteś i co tu robisz?

- Może to rozwiążemy bez broni? - Zapytałem się niepewnie - Przybywam w pokoju

- Pierw mi powiedz kim jesteś - Usłyszałem odpowiedź - Jeśli nie będziesz należał do wrogów to porozmawiamy spokojnie

- Dobrze, dobrze... - Odpowiedziałem biorąc wdech - Nazywam się Jack Marston

- Dobrze Marston, możesz opuścić ręce - Odparł mi odsuwając lufę od moich pleców, obróciłem się i zauważyłem za mną starca, no coś koło 54 lat, miał już siwe włosy i w miarę długo brodę, nosił stary powycierany czarny kapelusz, ubrany był w starą, białą koszulę ze starą apaszką pod szyją, miał rozpiętą czerwoną kamizelkę i lekko podarte i powycierane brązowe spodnie ranczerskie - Jestem Matt Beckham, a teraz mi odpowiedz na moje pytanie, co tutaj robisz?

- Przejeżdżałem się po okolicy panie Beckham - Odpowiedziałem krótko - Swoją drogą nawet ładny dom

- Mhm, kiedyś był ładniejszy... - Powiedział Beckham - W każdym bądź razie niemądrze postąpiłeś wchodząc do domu bez uprzedzenia lokatorów

- Jeśli mam być szczery - Zacząłem spokojnie mówić - To ranczo wyglądało na opuszczone

- Wiemy - Usłyszałem kolejny głos za mną, tym razem był to mężczyzna około trzydziestki, wyglądał na syna Beckhama - Jestem Jack Beckham

- A to moja siostra - Dodał po chwili wskazując na dziewczynę która stanęła obok niego - Emma Beckham

- Witajcie - Powiedziałem uchylając kapelusz - Jest jakiś biznes w tym że mi się przedstawiacie?

- Słuchaj - Zaczęła mówić Emma - Wyglądasz na kogoś kto potrzebuje gotówki

- To niby się zgadza - Odparłem kładąc dłonie na pas - Przydałaby mi się gotówka, szczególnie jak zostałem sam...

- A co się stało? - Zapytał się Matt, ale po chwili zrobił minę jakby coś go olśniło - Marston, Jack Marston...syn John Marstona!

- Dokładnie proszę pana... - Odpowiedziałem z lekkim smutkiem w głosie, wciąż tęsknię za moim ojcem - Umarł trzy lata temu...

- Wiem, słyszałem o tym, przykro mi..., ale twój ojciec wciąż jest jest Legendą Zachodu - Powiedział Matt - Znałem go, może nie pamięta mnie bo spotkaliśmy się tylko dwa razy, ale pomogłem mu

- To miłe - Odparłem uśmiechając się - No cóż, lepiej nie drążyć tego tematu, po prostu jest dla mnie smutny

- Rozumiemy cię - Powiedziała nagle Emma - Niedawno odeszła moja matka

- Wiemy co czujesz - Rzekł Jack - Co prawda ty widoczne więcej wycierpiałeś, ile masz lat?

- Jestem tylko dzieciakiem - Odpowiedziałem patrząc na niego ze zdziwieniem - Mam zaledwie 19 lat

- Wyglądasz na 28, zapewne stres - Odpowiedział Matt przyglądając mi się - Bardzo przypominasz ojca, ale wracając do sprawy, czymś się zajmujesz?

- Wieloma sprawami - Odpowiedziałem lekko się śmiejąc - Jestem rewolwerowcem, bandytą, łowcą nagród, a nawet ranczerem

- Tutaj przydadzą ci się tylko dwa fachy - Odpowiedział Jack - A dokładniej pierwsze dwa

- Rozumiem - Odparłem - To na co napadany?

- Przez nasze ranczo ma zaraz przejechać jakąś szycha z Blackwater - Powiedziała Emma - Obstawa niewielka, tylko piętnastu ludzi, powinniśmy dać radę, a ty możesz udowodnić swojej wartości

- Zatem pora się przygotować - Powiedziałem patrząc się na nich - Idziemy?

- No dalej - Odparł Matt - Pora się przygotować na napad

Wyszliśmy z domu i ustawiliśmy się na miejscach, wóz miał nadjechać z północy więc ustawiliśmy się po południowej strony

Schowałem się za starym wozem z deskami i wyglądałem wroga, niedaleko mnie za drzewem stanął Matt, a przy domu krył się Jack i Emma

Minęło niewiele czasu aż nadjechał miastowy, wyglądał na kogoś cholernie bogatego

- Holmes - Mówił głośno bogacz - Powiedz mojej żonie że wrócę za tydzień

- Napewno panie Johnson? - Zapytał się służący Holmes - Dobrze pan wie że pańska żona się o pana martwi

- Bezsens - odparł Johnson - Pozatym dla ciebie jestem "sir Mark Alex Johnson"

- To jest napad! - Krzyknął nagle Matt, a my wychyliliśmy się zza osłony celując w wóz - Poddajcie się!

- Nie! - Krzyknął Johnson - Nie macie praw, zająć się tymi bandytami!

Gwardia na nas ruszyła, wyzwaniem nie byli, w mgnieniu oka dzięki uwadze udało mi się zabić cała szóstę bez trudu, szybko przeładowałem rewolwer i celowałem dalej

Z wozu wyszli uzbrojeni strzelcy, tymi też się szybko zajęliśmy, zdążyłem zdjąć kolejnych czterech, chwilę po tym Johnson został sam

Zanim cokolwiek zrobiliśmy ten popełnił samobójstwo, nie spodziewaliśmy się tego, ale cóż, tak tę bywa

Zabraliśmy łup warty 1000$, po 250$ na głowe, wpakowaliśmy trupy do wozu i kazaliśmy koniom biec dalej, w ten sposób zmyliśmy z siebie podejrzenia

Spędziłem resztę dnia z Beckhamami, okazali się dobrymi ludźmi, mam z nimi zamiar pozostać dłużej

Stworzyliśmy mini bandę, mimo że tutaj, na Eastwood Place mają tutaj swój dom to ponoć Matt chce udać się do New Austin, nie jest to zły pomysł

- Wkrótce będę dalej roznosił sławę nazwisko Marston - Powiedziałem wieczorem patrząc na zachód słońca - I to aż po kres

𝑫𝒆𝒂𝒅𝒎𝒂𝒏'𝒔 𝑮𝒖𝒏 | Red Dead Redemption Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz