Rzep

248 11 1
                                    

To było zdecydowanie dziwne, posiadanie przyjaciela którym trzeba się opiekować czasem bardziej niż dzieckiem, było dla niej po prostu trudne.

- Ratito, ehh.. Gdzieś ty znowu się kitrał? Jeszcze tak źle nigdy nie było. - 💚

Trzynastolatka obierała zielonookiego z przyczepionych do niego rzepów.

- Kitrałem się przed Leonem Gurrido, półgłówek się mnie uczepił gorzej niż te rzepy. - ⏳

- Będziesz musiał w końcu stanąć z nim oko w oko. - 💚

- Gatito, on jest odemnie dwa razy większy i szerszy! A pary w rękach ma jak dziesięciu! - ⏳

- Za to ty masz rozum! I serce! I wspaniały wręcz charakter! - 💚

Stuknęła go po kolei w głowę, klatkę piersiową i wytarmosiła za policzki.

- I jesteś cały w rzepach! - 💚

Pokazała na niego z wyrzutem.

- A co to ma do rzeczy? - ⏳

- Jakbyś mu się tak pokazał, podłby albo z przerażenia, albo ze śmiechu. - 💚

Powiedziała uśmiechając się zadziornie, zdejmując ostatnie rzepy z jego ubrań, na koniec zostawiła sobie włosy które były teraz nie tylko kryjówką małych gryzoni, ale także zielonych kuleczek rośliny. Kręcąc głową podeszła do pudełka i wyjęła z niego grzebień, lepszy rydz niż nic.

- Teraz postaraj się nie ruszać i nie wydawać dźwięków, bo będę ciągnąć za te twoje kłaki. - 💚

Wbrew swoim słowom, dziewczyna starała się być tak delikatna jak tylko potrafiła. Siedziała jak ta małpka "iskając" go bardzo dokładnie.

- Skończone.. - 💚

Westchnęła wreszcie z ulgą, zmęczona. Nie odzywający się dotąd Bruno odwrócił się w jej stronę, parskając śmiechem.

- Czego znowu, grzmocie jeden?! - 💚

Chłopak wyciągnął rękę w jej stronę zdejmując jej delikatnie kilka rzepów które przeszły na nią.

- Chyba ciebie też polubiły.. - ⏳

Zanim Was Starciłam, Mi Amores. (Bruno Madrigal)  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz