Rozdział XI - Zdecydowanie jesteś przybity, szczeniaku

297 16 13
                                    


Eren

Poszli do samochodu w ciszy, ale tym razem drzwi nie zostały mu otworzone. Levi poszedł przed tym na chwilę do bagażnika, coś poprzestawiał, a potem wszedł do środka.

I włączył radio.

Wydawało mu się, że zawsze wracali w ciszy. W znaczeniu bez muzyki. Ale leciało the Doors, więc mu to nie przeszkadzało. Nie zmienia to faktu, że miał ochotę się schlać po tym długim dzisiaj. 

A gdy usłyszał charakterystyczne piknięcie telefonu świadczące o tym, że dostał nowy przelew ochota sięgnęła zenitu. To nie tak, że pieniądze by mu się nie przydały, bo jak wiadomo przydają się zawsze. Ojciec przesyłał mu całkiem pokaźne sumy, które zawsze odsyłał co było z kolei powodem jego wizyt. Oczywiście, że blokował konta, ale co nóż dostawał coś z innego. Trochę się nie dziwił, że zarówno on i Zeke, a teraz nawet Porco niepokoili się tym, że może nie mieć za co żyć. Bywał rozrzutny, ale z pustymi rękami nie zaczynałby buntowniczego życia pełną parą. Poza tym, naprawdę sobie jako-tako radził. Chciał się po prostu uwolnić od zadufanych w sobie resztek swojej rodziny. Nie rozumiał, dlaczego aż tak bardzo im na nim zależało, przecież zawsze był tym najgorszym. Ich ciągłe próby ustawiania go do pionu były meczące.

Przymknął oczy i wziął głęboki wdech.

- Marnie widzę tę twoją naukę dzisiaj - usłyszał.

- Huh? Po prostu... myślę sobie. Jak wrócę to zrobię sobie mocną kawę, czy coś...

Chociaż ewidentnie chciało mu się spać.

- Może odpuść sobie środy, skoro na następny dzień masz zajęcia?

Zagryzł wargę.

- Pomyślę na ten temat...

Piosenka się zmieniła.

- Zdecydowanie jesteś przybity, szczeniaku.

Z jednej strony bardzo się cieszył, że Levi drążył temat i zagadywał, ale z drugiej nie chciał absolutnie o tym mówić. To było zbyt skomplikowane żeby z kimś z zewnątrz się podzielić. Poza tym po prostu się wstydził. 

- Przejdzie mi... To po prostu skomplikowana sprawa, można powiedzieć, że rodzinna.

Patrzył przez szybę na wieczorne miasto, było wręcz opustoszałe, a jeszcze niedawno łaził tutaj z kolegami i koleżankami po barach.

- Nie chcą ci dać spokoju?

- Tak, są namolni i wpieprzają się we wszystko w co mogą. Dobrze, że nie wiedzą gdzie dokładnie pracuję, ale to chyba może się w każdej chwili zmienić... wręcz czuję się... obserwowany i nie wiem... jakbym ciągle chodził na długiej smyczy...

Chwila ciszy, aczkolwiek Ackermann mruknął przeciągle.

- Oi, utrzymujesz się sam, prawda?

- Odkąd jestem w tym mieście to tak. Ojciec próbuje w swoim stylu wymóc na mnie pewne rzeczy, tak samo jak Zeke.

Zagryzł wargę, przecież Levi nie mógł mieć pojęcia, kim jest Zeke w jego życiu.

- Mój starszy, przyrodni brat - wyjaśnił po chwili. - Wkurwia mnie czasami chyba bardziej niż ojciec...

- Nie za wesoła rodzinka. Czego chcą?

Głos mężczyzny był zwyczajny, nie słyszał w tej tonacji drwin lub osądu. Po prostu prowadził dalej, patrząc na drogę. Był cholernie płynnym i dynamicznym kierowcą, a pytania jakie zadawał były takie mało inwazyjne. 

Chłopak z sąsiedztwa [Riren, Ereri, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz