Rozdział XLVIII - Mój tyłek, moja sprawa [+18]

363 14 13
                                    

~*~

Eren

Po przyjeździe do Levia napił się z nim jeszcze whisky. Podobno dobrej, ale on nie miał pięćdziesięciu lat, żeby mu czysta łycha smakowała. Ackermann zarzekał się, że jest przecież idealna, ale facet widział dobry alkohol chyba jak był u niego w pokoju i spojrzał na walące się gdzieniegdzie butelki po kątach. Nie zmienia to faktu, że obalili flaszkę do końca, rozmawiając o pierdołach. O studiach, różnych takich, no... Troszkę o pracy, starej i nowej. O kolejnym tygodniu, weekendzie. Czarnulka w końcu nie ma, pije z kolegami, Smith ma urodziny. Będzie się włóczyć po mieście...

Czy jego myśli bełkoczą?

– Oczy ci się zamykają – usłyszał nad uchem.

Z Historią tak po chamsku nie mógł się ochlać...

– Huh, wcale nie – odparł, spoglądając w puste dno butelki. – Chyba tobie.

– Spanie?

Dla słabych...

– Jebanie – odmruknął.

To było do rymu?

– W tym stanie?

– Że jebanie?

– Pijany jesteś.

Chyba ty.

– Ta?

– Ta.

Cmoknął, a czując rozchodzącą się drętwotę na twarzy. Odchylił szybko głowę w tył. Chyba... za szybko. Prawie przy tym umarł.

– Ta – potwierdził. – Najebany jestem, a nie pijany. Jak wstanę od stołu, to się wypierdolę. Kurwa, miałem nie pić...

Warto było się schlać by usłyszeć to parsknięcie. Levi zdecydowanie za mało się śmiał... Drogi do łóżka nie pamiętał, ale gdy wracała świadomość, słyszał bicie serca obok. Można było do tego zasypiać.


~*~

Levi

Wrócił zwycięsko do domu, który ostatnimi czasy już nie był taki pusty. Normalnie powitałyby go stęsknione szczeniaki, ale tym razem złożyło się tak, że są na długim weekendzie u wujków i cioć. Pewnie wrócą zdemoralizowane po powrocie od studenckiej zgrai, ale w razie czego gdy mamusia nie będzie patrzeć naprostuje gazetą. Ściągnął płaszcz, buciory i swym cichym krokiem przemknął pod drzwi łazienki, słysząc jakieś dzikie podśpiewywanie pod prysznicem. Jaeger wczoraj się skuł dość mocno, gdy rano wstawał do urzędu, kontrolne szturchnięcie pod pachą nie robiło na studencie wrażenia. Wymknął się więc z domu bez budzenia go, a teraz chyba wrócił idealnie by przygotować śniadanie. Wiadomości żadnej nie dostał. Założył, że przyszedł akurat w porę.

– Levi! Wróciłeś? – usłyszał zza drzwi.

– Tak – przytaknął.

– To chodź! Potrzebuję cię! – darł się dalej.

– Oi, a do czego? – mruknął, uchylając drzwi.

– Do leczenia kaca.

Do czego? Sięgnął pamięcią. No tak, dochodzenie w pianie. Złapał za krawat i wszedł do środka. W zasadzie, liczył na poranek w tym guście, skoro wczoraj nie było momentu.


~*~

Eren

Ackermann ściągnął z siebie koszulę, potem w dół poleciały spodnie. Oczywiście nie mógł sobie odpuścić zostawienia tego tak jest, na podłodze, tylko musiał przeciągać już bardzo napiętą strunę, układając ubrania na szafce. Robił to zdecydowanie za wolno jak na napalony stan, w którym się znalazł, przez co podniósł lekko zirytowany brew. Dopiero gdy wkroczył nagi do szklanej pułapki, uśmiechnął się zadowolony. Już zdążył docenić ideę braku brodzika. Kafelki i szklana szyba wystarczała idealnie, no i można było się bez problemu do tego wczołgać. Albo z tego wyczołgać, nieważne. Chciał dzisiaj konkretnie. Levi raczej wyniesie go na rękach. Ja tego nie zrobi, to się nie liczy.

Chłopak z sąsiedztwa [Riren, Ereri, Levi x Eren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz