27004. Ostatni

33 3 19
                                    

ROZDZIAŁ IV - Ostatni

Zmusili mnie, żebym zjadł psią potrawę, przez co spytałem sam siebie, za co ostatecznie sprzedałbym duszę. Danie Podpalacza było puste — już pół godziny po szybkim poczęstunku słyszałem gromkie burczenie dochodzące z brzucha Calo.

Ten głośny dźwięk przerwał ich rozmowę, na co Podpalacz powiedział tylko:

— Przecież przed chwilą jadłeś.

Calo odparł jakimś niewyraźnym słowem, a po chwili zamilkł i nie odzywali się już do siebie przez resztę podróży.

Gdy patrzyłem na Podpalacza, widziałem człowieka smutnego. Ręce trzymał w kieszeniach grubo tkanych spodni i tylko co pięć minut wyjmował je, by dać upust szalonej mocy. Gdybym nie liczył upływającego czasu, nawet bym tego nie dostrzegł — elf pozostawał niewzruszony i patrzył na wszystko bardzo pusto, nawet gdy przeżywał elektryczny wstrząs. Kilka blond kosmyków na jego karku stawało wtedy dęba, zanim opadły na swoje miejsce i ułożyły się w schludnie przystrzyżoną fryzurę, a z jego palców wyrastała cienka wiązka i znikała tak szybko, jak się pojawiała.
I to wystarczyło, żebym to ja domykał szereg, będąc najdalej od jej źródła.

Twierdza, do której prowadził nas przez kręty leśny szlak nie była daleko. Wyruszyliśmy tuż po kolacji i od tego czasu Podpalacz zatrzymał się kilkukrotnie, by utkwić wzrok w nieznanej mi otchłani.

— Dawno tam nie byłem — mówił wtedy, po czym z pewnym uśmiechem i nieśmiałym krokiem zawsze ruszał dalej.

Nie byłem pewien, czy naprawdę nie pamiętał drogi, czy też próbował nas spowolnić. Ale nie zamierzaliśmy czekać na odpowiedzi.

Teraz stanął przed metalowymi drzwiami i gdy tylko je popchnął, złapałem go za ramię i przycisnąłem do pierwszej ściany.

— Nic ci nie zrobię! — powiedziałem szybko, gdy Podpalacz zaczął się wyrywać i zadał mi serię prędko stłumionych ciosów. — Nie chcemy, żebyś zrobił coś głupiego.
Rozejrzałem się prędko, czy w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby nas usłyszeć, ale zobaczyłem tylko Calo. Odsunął się nieco, żeby nie oberwać.

Wtedy Podpalacz skierował dłoń w jego stronę.

Gdy tylko na chwilę rozluźniłem chwyt, żeby go osłonić, Podpalacz popchnął mnie, bym poleciał na Calo i obaj wylądowaliśmy na twardej posadzce. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem były czarne włosy przyjaciela, drugą: lufa pistoletu wymierzona prosto w moje czoło.

— Nie próbuj wygrać na pięści z uzbrojonym — mruknął pretensjonalnie wysoki chłopak, przekrzywiając głowę. — Zawsze kończy się tak samo.

28
0

Półka uginała się pod ciężarem brązowych, brzydko pachnących notatników. Najczęściej używałem tuszu... naturalnego, który nie słynie z tego, że starzeje się przyjemnie.

Spojrzałem po kolei na oprawione tomy. Jednego tylko nie oznaczyłem złotą królewską pieczątką — to na jego stronach opisałem mój pierwszy piknik z Calo. Następne takie spotkania miały raczej charakter polityczny i nie było na nich jedzenia.

Wysunąłem ostatni z dzienników, w zasadzie tylko po to, by sprawdzić numer na ostatniej stronie: 27. Zdanie, które obok niego widniało było raczej dramatyczne.

Zawsze kończy się tak samo.

Na biurku czekał już kolejny notes. Markerem oznaczyłem go liczbą 28. Druga strona miała jeszcze przez jakiś czas pozostać pusta.

Z salonu dochodził głos komentatora meczu Polska-Szwecja. Niebieskie światło zaglądało do środka mojego pokoju przez szparę pod drzwiami. Potem przebiegły po nim cienie moich braci.

Wstałem powoli i poczekałem, aż się uspokoją, żeby nie uderzyć żadnego z nich w głowę. Gdy przestałem słyszeć szybkie kroki, powoli otworzyłem drzwi.
Wszyscy unieśli wzrok znad telewizora; ojczym uśmiechnął się lekko, przesuwając się w stronę taty, by zrobić mi miejsce.

Usiadłem obok nich, obrzucając wzrokiem wynik. 2:1. Zostało pięć minut do przerwy, ale po niej niewiele się stanie.

❝PŁONĄCA FALA❞ Serce EteruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz